Przejdź do głównej zawartości strony

Uczestnicy koncertów, potańcówek czy warsztatów, którym często towarzyszą ogromne emocje, spędzają z artystami zaledwie kilka godzin. Trudno sobie wyobrazić drogę, która doprowadziła do realizacji takich wydarzeń. To szereg historii, powiązań ludzkich, przypadkowych albo przeznaczonych spotkań. W trudnym czasie wojny w Ukrainie stają się one szczególnie ważne.

O konsekwencjach podróży za pieśniami opowiada Jagna Knittel, śpiewaczka, uczennica mistrzyń z Ukrainy i współorganizatorka Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata. Rozmowę przeprowadziła Katarzyna Rosik.


Katarzyna Rosik: Od lat jeździsz do Ukrainy, do poleskich śpiewaczek. Uczysz się od nich pieśni, ale też zaprzyjaźniłaś się z wieloma z nich. Od czasu inwazji rosyjskiej 24 lutego w ubiegłym roku spotkania z nimi są utrudnione. Czy masz z nimi kontakt? 

Jagna Knittel: Rzeczywiście wśród pań, do których jeżdżę, jest sporo takich, które są mi bardzo bliskie. Jak zaczęła się wojna, bardzo się o nie martwiłam, chciałam się upewnić, że są bezpiecznie. Nawiązywałam z nimi kontakt różnymi sposobami – do niektórych mogę po prostu zadzwonić, tak jak np. do Dominiki Czekun, bo ma komórkę i umie ją obsługiwać, a do innych odzywałam się internetowo, przez dzieci czy wnuki. Większość pań, o których mówię, mieszka we wsiach w zachodniej Ukrainie, gdzie nie doszło do bezpośrednich walk. Ale np. jedna z grup śpiewaczych, do których jeżdżę, mieszka blisko Żytomierza, gdzie dochodziło do starć i ataków rakietowych. Na szczęście żadna z „moich” pań nie była bezpośrednio zagrożona. Co innego moi młodsi przyjaciele, młodzi ludzie z Polesia — oni poszli do wojska, część z nich jest na froncie, a część w jednostkach przy innych zadaniach. To mnie przeraża, ale tak jest. 

Na portalu informowaliśmy w ostatnich latach o śmierci śpiewaczek, które były twoimi mistrzyniami.

Jeszcze w 2021 roku, podczas pandemii, umarło kilka z nich. Zmarły z powodu chorób, były w podeszłym wieku. W 2022 odeszło kilka kolejnych. Choć nie w wyniku działań wojennych, ale na pewno sytuacja pogorszyła ich stan. Odkąd tam jeżdżę, zbieram od ludzi opowieści o strasznych czasach drugiej wojny; starsze pokolenie było nią naznaczone. Nawet w moim życiu wojna była zawsze obecna, nie tyle przez opowiadania moich rodziców, ile przez historie przekazywane właśnie przez ludzi z poleskich wsi. I tak sobie myślę o tych śpiewaczkach, które ostatnio zmarły, że może odeszły, bo nie chciały widzieć tego, co się teraz dzieje.

Zmarła pani Ustyma Krepec z Załawia – śpiewaczka, a zarazem wspaniała, ciepła, gościnna kobieta, która nas zawsze chętnie przygarniała. Nastia Czmunewycz z Perebrodów odeszła też nieco wcześniej, przed inwazją rosyjską. Jej dom był naszym domem. A w 2022 roku opuściła nas Anastasia Bowsunowska ze wsi Bowsuny, kobieta o przepięknym anielskim głosie.

Czy jeździsz teraz na Polesie? 

Nie jeżdżę. Jestem z nimi w kontakcie, ale nie jeżdżę. Nie chcę ryzykować, zagrożenie jest nieustająco duże. We wsiach blisko granicy z Białorusią ludzie żyją w niepewności – wiedzą, że sytuacja może się zmienić w każdej chwili, boją się. Na granicy też nie jest łatwo, panuje tam ciągły ruch w obie strony. Myślę, że odwiedziny nie są w tym momencie aż tak istotne. W innej sytuacji są ludzie, którzy jeżdżą tam z konkretną pomocą humanitarną, oni mają realną motywację. Czuję, że nie mam siły uczestniczyć w tym, co się tam teraz dzieje. Oczywiście gdybym jechała z myślą, żeby komuś konkretnie w czymś pomóc i że coś to zmieni, to bym ruszyła. 

Po inwazji na Ukrainę zajmowałaś się wspraciem Ukraińców i Ukrainek w Polsce. Między innymi organizowałaś zbiórkę na operację Dominiki Czekun, wybitnej śpiewaczki ukraińskiej ze Starych Koni, o której wspomniałaś wcześniej.

Po śmierci tak wielu śpiewaczek i śpiewaków w ostatnich latach, Dominika Czekun jest mi najbliższą osobą stamtąd. Jest też bardzo ważną postacią dla całego śpiewającego środowiska i w Ukrainie, i w Polsce. We wrześniu poważnie zachorowała i okazało się, że na miejscu nie ma jak jej pomóc. Bo takiej operacji naczyniowej, która była konieczna, nikt tam nie był w stanie przeprowadzić. W czasie wojny lekarze są obciążeni, mnóstwo ludzi czeka na pomoc, to było niewykonalne. A tak się dobrze złożyło, że Polacy, którzy ją znają i o niej słyszeli, bardzo chętnie włączyli się w pomoc. Udało się zebrać fundusze, zorganizować logistykę i przywieźć Danię do Polski na operację. To był taki zabieg, który od razu przynosi ulgę. Świetnie, że to się udało i operacja pomogła. 

I wspaniale, że mogłyście się przy okazji spotkać.

Tak. I Dominika, i jej córka, która ją przywiozła do Polski, chciały szybko wracać do domu, ale udało mi się je powstrzymać, co było rozsądną decyzją z korzyścią dla zdrowia naszej śpiewaczki. A przy okazji spotkaliśmy się w gronie znajomych u Andrzeja Bieńkowskiego.

Dominika Czekun była też bohaterką koncertu jesiennej edycji festiwalu Wszystkie Mazurki Świata. Autor cyklu koncertów „Kanon Trzech”, Andrzej Bieńkowski, prezentował twoje nagrania archiwalne z jej udziałem.

Andrzej Bieńkowski ma też swoje nagrania Dominiki, ale tutaj stwierdził, że korzystniej zaprezentować fragmenty mojego filmu „Takich pieśni sobie szukam”

Co roku w ramach tego koncertu Andrzej wybiera trzy postacie spośród ludzi, których muzykę dokumentował, i prezentuje filmowe nagrania z ich udziałem. Do tego zaprasza osoby, które grają lub śpiewają repertuar od tych konkretnych mistrzów i mistrzyń. W tym roku zależało mu, żeby w koncercie pojawił się wątek ukraiński.

Gdy opowiedział mi o pomyśle zaprezentowania sylwetki Dominiki, bardzo się ucieszyłam i od razu zadzwoniłam do niej, żeby jej o tym opowiedzieć. Wtedy się dowiedziałam, że jest w szpitalu. Była naprawdę w złym stanie. Tak zaczęła się nasza akcja z organizowaniem operacji. Niemożliwe było zaproszenie jej na koncert, ale wiedziała o nim i pokazywaliśmy jej relacje z niego. 

W tym koncercie pieśni od pani Dominiki wykonałaś między innymi ty ze swoimi koleżankami.

Andrzej od lat jeździ do Dani Czekun, uwielbia ją, ale trafił do niej przed laty przeze mnie i przez Monikę Walenko. Monika jako pierwsza pojechała do wsi Stari Koni. To znaczy wcześniej byli tam jeszcze ukraińscy etnomuzykolodzy, Monika dowiedziała się o Dominice od Iryny Klymenko z Kijowa. Przez kolejne lata razem z Moniką i z wieloma innymi znajomymi spotykaliśmy się z Danią. I za którymś razem, chyba w 2004 roku, w podróż do Starych Koni udał się z nami Andrzej Bieńkowski, który potem z żoną Małgorzatą przez wiele lat jeździł poznawać i dokumentować ukraińskie śpiewaczki i śpiewaków. 

Dla niego ta przygoda zaczęła się podczas wyprawy z nami, dlatego postanowił zaprosić nas do udziału w koncercie. Poza nami wystąpił też zespół More  Jurija i Zuzanny Pastuszenko.

Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski

Czy możesz odsłonić kulisy organizacji koncertów i warsztatów ukraińskich, które odbyły się w ubiegłym roku w czerwcu na Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata?

Nasz festiwal odbywa się zwykle w kwietniu, a my pracujemy nad nim od stycznia. Kiedy zaczęła się wojna, to wszyscy byliśmy sztywni z przerażenia. Nie w głowie nam było robienie festiwalu, wszystko zawisło. Byliśmy pochłonięci pomocą ukraińskim znajomym.

Postanowiliśmy jednak zrobić festiwal, ale później. Liczyliśmy, że wojna może skończy się szybko. Przesunęliśmy Mazurki na czerwiec. Pomysł Janusza Prusinowskiego, dyrektora festiwalu, był taki, żeby go w całości zadedykować Ukrainie. To było jedyne uzasadnienie organizacji wesołego festiwalu w trudnym czasie. Do Polski dotarło z Ukrainy sporo osób zajmujących się muzyką tradycyjną. Mogliśmy je włączyć do działań festiwalowych i w ten sposób wesprzeć. 

Zaczęliśmy szukać, kto jest w Polsce. Okazało się, że jest Jewhen Jefremow, więc wystąpił mały skład zespołu Drewo. Była rodzina Ochrimczuków. Była Iryna Klymenko z córką, które zaśpiewały w składzie z siostrą Iry w zespole Babskij Kazaczok. Rozumieliśmy, że nie możemy zaprosić młodych mężczyzn, bo nie wyjadą z Ukrainy. Ale kiedy Michał Maziarz zagadał mnie, czy nie moglibyśmy zorganizować jakichś warsztatów online dla członków kijowskiej kapeli US Orchestra (dwóch chłopaków i dziewczyna), bo są w ciężkiej sytuacji finansowej, zaryzykowałam i zapytałam ich, czy na pewno nie ma szansy, żeby ich wypuszczono z kraju na koncert. Doszły mnie słuchy, że komuś to się udało. Postanowiliśmy spróbować, napisałam bardzo mocne zaproszenia, oni się przyłożyli do starań o pozwolenie na wyjazd i udało się! Choć do ostatniej chwili nie było to oczywiste.

Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski

Jednocześnie zaczęliśmy walczyć o przyjazd Tarasa Kompaniczenko i Chorei Kozackiej. To męski zespół, więc sprawa była trudna, ale część członków zespołu była w Polsce, część miała możliwość przekraczania granicy. Najtrudniej było z Tarasem Kompaniczenko, liderem grupy, bo był w regularnym wojsku. Chciał przyjechać, ale głupio mu było starać się o to u swoich dowódców. Tymczasem okazało się, że został uhonorowany przez polskiego prezydenta medalem „Odwaga i Wiarygodność”, i zaproszony do Kancelarii Prezydenta, co ułatwiło decyzję o przyjeździe do Polski. Poprosił i w końcu go puścili. Ale to się działo w ostatniej chwili. I wiadomo było, że ostateczna decyzja należy do urzędnika na przejściu granicznym. Koncert miał się odbyć w niedzielę wieczorem, a oni w południe jeszcze stali na granicy. Nie widzieliśmy szans, żeby zdążyli. 

Odbyła się pierwsza część koncertu, bardzo pięknego, z udziałem zespołu Krajka i zespołu More, a potem Janusz zapowiedział dłuższą przerwę i zaprosił na pograjkę w kuluarach.

Część osób poszła, ale wiele zostało i doczekało drugiej części koncertu, która była unikalnym, nieprawdopodobnym przeżyciem. Oni wpadli na scenę prosto z podróży, Taras prosto z wojska. Zwykle na scenie w stroju ludowym czy z epoki, teraz wyszedł w spodniach moro. Gorliwie przemawiał ze sceny, zachęcając do wspierania Ukrainy. Przepiękny, niezwykły, poruszający koncert. Nikt z obecnych go nie zapomni.

Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski
Fot. Mariusz Cieszewski

Czy w tym roku też planujecie udział artystów ukraińskich w festiwalu?

Tak, ale już nie wyłącznie. Już wiemy, że na pewno będzie zespół Hudaki, który gościł na naszym festiwalu na koncercie dwa lata temu. Staramy się zaprosić na potańcówkę US Orchestrę. Na pewno będą też jakieś warsztaty śpiewu ukraińskiego.

Czy staracie się wspierać artystów z Białorusi?

Gdy na Białorusi odbywały się protesty przeciwko sfałszowanym wyborom, planowaliśmy koncert z muzyką białoruską. Wspieraliśmy wtedy naszych przyjaciół w Białorusi, którzy brali żywy udział w demonstracjach. Część z nich wyjechała potem do Polski. Ale wtedy okazało się, że to bardzo skomplikowana operacja – załatwienie wizy było już bardzo trudne i żmudne, dojazd do Polski możliwy tylko samolotem. W rezultacie do koncertu nie doszło. 

Mogę zdradzić, że w tym roku planujemy koncert, który obmyśla mieszkająca w Polsce etnomuzykolożka Nasta Niakrasava. Ma dotyczyć muzyki/pieśni z Poniemnia, czyli z dorzecza rzeki Niemen. Nasta prowadziła badania terenowe i dokumentowała pieśni na Białorusi w tamtych stronach, poszukując polskiego repertuaru. Swego czasu na Wszystkich Mazurkach Świata prowadziła grupę warsztatową i uczyła tych pieśni, teraz chce je zaprezentować podczas koncertu wraz z zespołem Poniemnie. Do koncertu chcemy też zaprosić artystów z Litwy i oczywiście z Białorusi. Nie wiadomo jednak, czy są jakiekolwiek szanse, żeby przyjechali śpiewacy z białoruskich wsi, czego bardzo byśmy chcieli. 

Czego życzysz Ukraińcom i Ukrainkom oraz Białorusinom i Białorusinkom?

Cóż, choć to oczywistość – żeby był pokój na świecie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.


Jagna Knittel – etnolożka, dziennikarka, śpiewaczka tradycyjna. Od ponad 20 lat dokumentuje i wykonuje muzykę tradycyjną z terenów Ukrainy, Rosji, Białorusi i Polski. Jest założycielką zespołu Z Lasu, śpiewa również w zespole Warszawa Wschodnia. Autorka kilku projektów animacyjnych związanych z Polesiem ukraińskim i białoruskim (m. in. Ukraina Archaiczna, Głosy Europy). Jest reżyserką filmów dokumentalnych poświęconych kulturze tradycyjnej. Od 2010 r. współtworzy warszawski festiwal muzyki tradycyjnej „Wszystkie Mazurki Świata”. Stypendystka Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego (2014). Prowadzi warsztaty śpiewu w różnych miejscach.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij