Przejdź do głównej zawartości strony

W ostatnich latach, na fali wzrastającego zainteresowania tradycjami muzycznymi polskiej wsi, rośnie zainteresowanie muzyką i śpiewem ze Śląska – terenu uważanego za wyjałowiony z wszelkich tradycji muzycznych. O dostępności nagrań archiwalnych śląskiej muzyki tradycyjnej i potrzebie ich udostępniania opowiadają trzy badaczki:

Katarzyna Dudziak – absolwentka filozofii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach oraz XIV Akademii Praktyk Teatralnych w Gardzienicach, wokalistka, instrumentalistka, fascynatka kultury Górnego Śląska, ilustratorka. W 2016 roku była jedną ze współzałożycielek nieformalnej grupy „Śląsk folkowy”, zrzeszającej ludzi zainteresowanych szeroko pojętą kulturą tradycyjną, w szczególności muzyką i tańcem tradycyjnym niestylizowanym;

Agata Krajewska – absolwentka katowickiej Akademii Muzycznej w zakresie dyrygentury chóralnej, doktorantka w Instytucie Nauk o Kulturze Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach. Naukowo i zawodowo zajmuje się popularyzacją folkloru muzycznego Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, pracując jako adiunkt w Dziale Nauki Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie. W ramach stypendium MKiDN stworzyła projekt Etnograficzna podróż Adolfa Dygacza;

Iwona Wylęgała – etnolożka oraz animatorka kultury zajmująca się śpiewem tradycyjnym ze Śląska Opolskiego. Jest wykładowczynią śpiewu śląskiego na Podyplomowych Studiach Muzyki Tradycyjnej na Akademii Muzycznej im. Karola Szymanowskiego w Katowicach. Od 2009 roku prowadzi warsztaty wokalne oraz Zespół Śpiewu Tradycyjnego „Niezłe Ziółka”. We współpracy z opolskimi instytucjami kultury i edukacji realizuje przedsięwzięcia podejmujące temat tradycyjnych pieśni ludowych z woj. opolskiego. Dokumentuje folklor muzyczny, a także dąży do budowania aktywności napotkanych w terenie śpiewaków. Wystąpiła z inicjatywą spotkań śpiewaków z woj. opolskiego, które obecnie współorganizowane są cyklicznie przez społeczności lokalne, w których śpiewacy żyją.

Katarzyna Dudziak. Fot. Piotr Baczewski
Agata Krajewska. Fot. Magdalena Hałas
Niezłe Ziółka

ŹRÓDŁA

Katarzyna Dudziak: Jeśli chodzi o muzykę śląską, to z tych źródeł, które są powszechnie dostępne, mamy przede wszystkim nagrania tworzące płytę Polskiego Radia Muzyka Źródeł: Śląsk. Jednak w porównaniu z innymi płytami z kolekcji Polskiego Radia, ta wydawała nam się uboga.

W 2017 roku pojawiła się płyta Polskie pieśni ludowe na Śląsku Opolskim przez Paula Schmidta w 1913 r. na fonograf zebrane. Pierwsze nagrania muzyki tradycyjnej dokonane na Śląsku Opolskim ze Zbiorów Archiwum Fonograficznego w Berlinie, która otworzyła nasze oczy, w szczególności na temat orkiestr dętych – usłyszeliśmy, w jaki sposób one grały. Została wydana przez IS PAN. Składały się na nią przedwojenne nagrania Paula Schmidta zrealizowane przed drugą wojną światową na Opolszczyźnie. Wśród utworów znajdziemy zarówno pieśni, jak i nagrania muzyki instrumentalnej (w większych zespołowych składach oraz w wykonaniach solowych).

Trzecim źródłem, do którego można by sięgnąć w poszukiwaniu śląskiej muzyki, dostępnym dla każdego, jest zbiór nagrań terenowych z kolekcji Adolfa Dygacza. Zbierał on pieśni m.in. w ramach Ogólnopolskiej Akcji Zbierania Folkloru, zbierał je też wcześniej i później. Pozostawił po sobie ogromną liczbę zbiorów. Część znalazła się w ZPiT Śląsk, część znajduje się u pani Janiny Dygacz, wdowy po Adolfie Dygaczu, a część wylądowała w Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie. Ta ostatnia część spuścizny Adolfa Dygacza jest systematycznie digitalizowana i umieszczana na stronie Śląskiej Biblioteki Cyfrowej. Warto dodać, że nagrania te trafiają do domeny publicznej. W tym zbiorze znajdują się też zeskanowane notatki Dygacza oraz fortepianówki, cenne dla osób nieumiejących czytać nut. Strona nie ma może najlepszego interfejsu i poruszanie się po niej nie jest łatwe ani intuicyjne, ale po pewnym czasie można się z nią oswoić. To obecnie największe i najbardziej dostępne źródło muzyki, w którym znajdziemy prawie tysiąc archiwalnych nagrań oryginalnych melodii nie tylko ze Śląska, ale z także z terenu całej Polski. Ta liczba ciągle rośnie. Niestety, w wielu przypadkach nagrania nie obejmują całości pieśni, a nie mamy dostępu do pełnych ich tekstów. Pełne wykonanie pieśni jest bardzo ważne, by dowiedzieć się, jak została ona wykonana w całości.

Nie można także zapomnieć o Zbiorach Fonograficznych Instytutu Sztuki PAN w Warszawie, ale tu problemem staje się bariera geograficzna, mimo postępu technologicznego. Wybranie się do Warszawy, by odsłuchać kilkaset nagrań, to nie jest operacja na jeden dzień ani nawet na tydzień. W dodatku nie ma możliwości zgrania tych nagrań. Dla ludzi, którzy mieszkają trzysta, czterysta kilometrów dalej, przyjechanie do Warszawy, najczęściej za swoje pieniądze, jest problemem. Z tego, co wiem, nie ma żadnego planu fonograficznego, który zmierza do wydania nagrań archiwalnych ze Śląska. Zupełnie nie wiemy, co się z tymi archiwami ma podziać, za to wiemy, że w wielu przypadkach nie są one digitalizowane. Istnieją obawy, że wraz z utratą tych archiwów i brakiem dostępu do nich stracimy te pieśni, których nigdzie indziej nie ma.

Są jeszcze nagrania w archiwach Polskiego Radia, w archiwach Radia Katowice, w archiwach Muzeum Śląska Opolskiego. Do tych archiwów nie ma dostępu lub jest on bardzo ograniczony. W wielu instytucjach mających zbiory fonograficzne muzyki śląskiej widzę taki punkt oporu, który polega na zupełnym braku wyobrażenia sobie tego, w jaki sposób te archiwa należałoby w ogóle udostępnić. Nazwałabym to barierą biurokratyczną. Są ludzie, którzy chcą uzyskać dostęp, ale zupełnie nie ma ścieżki uzyskania owego dostępu. Można próbować pisać pisma, można próbować podpierać się różnymi instytucjami, natomiast odpowiedzi na te pisma mogą pozostawać zupełnie głuche. Dlaczego tak się dzieje? Nie potrafię tego wyjaśnić. Mam wrażenie, że prawie nikt nie chce podjąć tego wysiłku, by zbiory archiwalne udostępnić chociaż do wglądu. Ta odpowiedzialność za obecny stan jest zrzucana a to z dołu do góry, a to z góry do dołu. Można się tak plątać przez kilka lat, ale dopóki nie otworzy się głębokich stosunków dyplomatycznych z daną instytucją, czyli praktycznie rozpocznie się dla niej pracę, nie można do interesujących nas archiwów dotrzeć.

O śląskim repertuarze dowiadujemy z drugiej ręki. Trochę z warsztatów, trochę z plotek, kto do jakich archiwów dotarł. Natomiast ogromna część tej wiedzy jest dla nas niedostępna.

Iwona Wylęgała: Mamy też nagrania z Muzeum Śląska Opolskiego, które nie zostały do dziś wydane, ale tuptam nad tym i staram się, by to się stało [1]. Nie były realizowane w ramach żadnej akcji. Jeśli jechano do kogoś, kto opowiadał o zwyczajach świątecznych i przy okazji śpiewał – te pieśni są tam w całości. To niesłychanie ważny materiał, bo jak wiemy, jeśli nagrana pieśń jest dłuższa, z czasem stabilizuje się jej melodia. Słychać też, że śpiewaczka podczas jej nagrywania się mniej stresuje, lepiej śpiewa i zaczyna zdobić te pieśni. Gdy ktoś posłucha, tylko fragmentu, nie ma pełnego obrazu pieśni. Widziałam już nawet takie publikacje w internecie, w których ktoś pisał o muzyce Śląska Opolskiego dla szkół muzycznych i pierwszy wniosek, jaki wysunął, to że pieśni ludowe z tego regionu są krótkie…

Agata Krajewska: Myślę, że czas pandemii sprzyjał działaniom związanym z poszukiwaniem zbiorów folklorystycznych w internecie. W dobie zamknięcia badacze zaczęli przeglądać dostępne źródła w sieci, bo była to wówczas jedyna możliwość kontynuacji rozpoczętych wcześniej prac naukowych. Przeprowadzano research, sprawdzano, co w internecie jest, a czego nie ma. Wtedy też moim zdaniem uwidoczniło się wiele problemów związanych z kolekcjami internetowymi i ich digitalizacją. Z mojej perspektywy, czyli osoby, która zajmuje się folklorem naukowo, stwierdzam, że bardzo często nie potrafię znaleźć wśród tych wszystkich dostępnych baz interesujących mnie materiałów, a to dlatego, że nie są one skupione w jedną całość. Wiem, że pewne zbiory znajdują się w Warszawie, wiele zasobów jest w Poznaniu, dość duża liczba archiwaliów jest u nas (Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie – przyp. red.). To rozproszenie nagrań powoduje, że aby skompletować potrzebną mi całość, muszę poświęcić na to bardzo dużo czasu. Często nie jestem w stanie odnaleźć archiwaliów, o których istnieniu wiem. Czasem powodem tego jest złe pogrupowanie, niedokładne opisanie plików, nielogiczne otagowanie, włożenie ich w miejsce, w którym nie powinny się znajdować. Być może problemem jest brak wspólnej domeny, która skupiałaby wszystkie nasze działania, choć wiem, że takie próby – łączenia zasobów z różnych archiwów – są podejmowane, czego przykładem jest etnofon.pl (lecz większość jego funkcjonalności jest dostępna dopiero po zalogowaniu co już w pewien sposób ogranicza dostęp). Z drugiej strony, myśląc pozytywnie, pocieszający jest fakt, że digitalizacją archiwów muzycznych interesuje się w Polsce coraz więcej osób, pasjonatów. Mamy organizacje i instytucje, gdzie pracują ludzie z pasją, którzy z zainteresowaniem poświęcają temu czas.

Do swojej pracy doktorskiej poszukuję nagrań pieśni z regionu Zagłębia Dąbrowskiego, natomiast w pracy zawodowej także tych z innych regionów Polski. Wielokrotnie bardzo pomocne było dla mnie archiwum Instytutu Kolberga w Poznaniu. Pozytywnie odnoszę się do ich strony internetowej – Elektronicznego Indeksu Folkloru Muzycznego. Jest tam coś, czego osobiście nigdzie nie spotkałam: dzięki prostej, intuicyjnej funkcjonalności można wyszukiwać melodie ludowe po wpisaniu kilku nut. Wystarczy, że zanotujemy w okienku z pięciolinią początek pieśni – trochę tak, jak to robimy w programie muzycznym – a w rezultacie odnajdziemy nie tylko te docelowe, ale także melodie pokrewne oraz ich warianty.

W digitalizacji istotne jest dla mnie to, by gromadzenie zbiorów nie stało się dla nas tak zwaną sztuką dla sztuki. Mówię o sytuacji, gdy wrzucamy wszystko do jednego worka w przestrzenie internetowe, nikt z tego nie korzysta albo jest to tak bardzo skomplikowane, że nic się nie da tam znaleźć. W praktyce bardzo często zdarza się, że nagrania czy materiały archiwalne są umieszczane na stronie, która nie jest przeznaczona do tych celów. Katalogi biblioteczne, w których znajduje się mnóstwo nagrań, nigdy nie będą oferowały nam funkcji wyszukiwania melodii po wpisaniu nut. Archiwum często zostaje zaszufladkowane, jest na siłę dopasowywane w ramy strony, która nie oferuje potrzebnych, muzycznych funkcjonalności. Inaczej, gdy strona została zaprojektowana pod dane działanie.

Każda witryna ze zbiorami archiwalnymi, jaką znam, jest inna. I w zasadzie każdej czegoś brakuje. Jestem też w pełni świadoma, że nasz projekt dotyczący kolekcji muzycznej Adolfa Dygacza dopiero raczkuje i strona projektu wymaga jeszcze wielu udoskonaleń, żeby działała tak, jakbyśmy z praktycznego punktu widzenia chcieli. Zbiory Dygacza aktualnie udostępniamy na dwóch stronach: w Systemie Informacji Muzealnej (simuz.pl) oraz dodatkowo w Śląskiej Bibliotece Cyfrowej.

Pracuję w Muzeum Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie, gdzie zajmuję się spuścizną profesora Adolfa Dygacza, który był folklorystą, etnomuzykologiem, badaczem terenowym, skupiającym się na terenie Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego. Jego dorobek nie jest jeszcze aż tak bardzo rozpowszechniony jak np. Kolbergowski, ale nasze działania zmierzają do tego, żeby jego olbrzymie dokonania w zakresie folklorystyki były spopularyzowane i jak najbardziej dostępne. W mojej pracy zawodowej zajmuję się niemalże tylko tym. A dlatego tylko tym, ponieważ muzyczne archiwum Dygacza jest aż tak obszerne!

Adolf Dygacz był ciekawą, zasłużoną postacią: badaczem terenowym, kolekcjonerem zbierającym praktycznie wszystko, co wiązało się z kulturą ludową, a przede wszystkim z pieśnią. Archiwa, które posiadamy w swoich zasobach, to olbrzymi materiał, w większości niepublikowany. To kilkadziesiąt podzielonych tematycznie teczek, w których znajduje się kilkanaście tysięcy rękopisów, maszynopisów, notatek. Do tej pory w projektach, które prowadziliśmy, opracowaliśmy około szesnastu tysięcy dokumentów, a także ponad trzy tysiące nagrań. W kolejnym etapie, który planujemy, znajduje się trzydzieści tysięcy

archiwaliów i kolejne taśmy szpulowe z nagraniami. Najstarsze materiały, jakie posiadamy w archiwum, przypadają na lata 1950–55, czyli czas Akcji Zbierania Folkloru Muzycznego. Samych nagrań z tego okresu mamy, niestety, niewiele. Większość z nich znajduje się w Instytucie Sztuki PAN. Natomiast mamy dużo nagrań późniejszych, z lat sześćdziesiątych, siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku – intensywnego czasu w życiu Dygacza, kiedy podejmował własną, prywatną inicjatywę zbierania folkloru.

Dygacz kolekcjonował także instrumenty – dostępne aktualnie na wystawie Życie jako pieśń. Z teki profesora Adolfa Dygacza w naszym muzeum – i zapisywał przysłowia ludowe. Był bardzo wszechstronnym badaczem. Na pewno przyświecała mu idea, by to, co zbiera, zostało upublicznione i przekazane dalszym pokoleniom, a widać to przede wszystkim po jego licznych publikacjach – śpiewnikach i opracowaniach. To jedyny folklorysta na terenie Górnego Śląska i Zagłębia Dąbrowskiego, który opublikował tak wiele. Warto dodać, że sporo jego materiałów nie zostało nadal wydanych. Digitalizując archiwum otrzymane od spadkobierczyń: żony Janiny oraz córki Kornelii, chcielibyśmy kontynuować w pewnym sensie jego dzieło życia. Sprawić, aby materiały takie jak nuty i teksty pieśni, które jeszcze nie ujrzały światła dziennego, były dostępne dzięki archiwom internetowym i publikacjom, które przygotowujemy. Ten materiał jest obecnie bardzo rozproszony. Nie mamy całego kompletu nagrań Dygacza. Nie jestem w stanie powiedzieć, czy kolejna partia dokumentów za chwilę nie trafi w nasze ręce. Warto podkreślić, że pani Janina Dygacz bardzo chętnie nam te wszystkie materiały przekazuje. Wierzy, że zrobimy z nimi coś dobrego, i widzi dotychczasowe efekty naszej pracy.

Fragment zbioru Adolfka Dygacza

PO CO NAM NAGRANIA ARCHIWALNE?

Katarzyna Dudziak: Zbiory archiwalne pełnią przede wszystkim rolę edukacyjną. Zarówno ja, jak i ludzie, z którymi mam do czynienia, tę muzykę pokazują, przekazują i próbują ją wytłumaczyć, a nie mieli z nią styczności w taki naturalny sposób. Gdzieś pojawiła się pokoleniowa dziura między nami a osobami, które żyły w latach pięćdziesiątych XX wieku, i tak naprawdę te nagrania archiwalne to jedyna rzecz, jaką można się podeprzeć, jeśli chodzi o źródło. Jedyna rzecz, którą można nazwać jakimś rodzajem oryginału. Pewnych rzeczy możemy się domyślać, możemy mieć jakieś intuicje, ale nic nam nie pozwoli na taką weryfikację tych domysłów, jak nagrania z terenu, których jest dużo i na podstawie których można próbować wyciągać jakieś wnioski.

Z muzyką śląską jest taki problem, że przez wiele lat nie było do tych archiwów dostępu. Jedyne, co mieliśmy, to zbiory nutowe, które zostały wydane albo w połowie XIX wieku, albo na początku XX wieku przez Adolfa Dygacza. Opierając się na nich, nie mieliśmy możliwości weryfikacji temp, które zostały podane, a w muzyce śląskiej występują czasami tempa zmienne. Te melodie z nagrań archiwalnych i zagrane z nut brzmią zupełnie inaczej.

Musimy sobie zdać sprawę z tego, że mamy tu nieustannie do czynienia z muzyką, która była już stylizowana, ponieważ na Śląsku od 1953 roku działał bardzo prężnie Zespół Pieśni i Tańca Śląsk. Stanowił on punkt odniesienia dla wszystkich wiejskich śpiewaków i muzyków w regionie. Nie mówię tu o ludziach, którzy muzykę powinni dziedziczyć w sposób tradycyjny, wykonywać ją tak, jak wykonywało się ją kiedyś. Natomiast popularność muzyki ZPiT Śląsk, organizowane przez niego konkursy, a w szczególności sposób oceniania na nich miały ogromny wpływ na śląską muzykę. Dziś nie mamy pewności, na ile ona jest tradycyjna, a na ile inspirowana twórczością tego zespołu. Znowu jedyną weryfikacją tego, jak coś brzmiało dawniej, są źródła.

Oczywiście nie należy zapominać, że archiwa stanowią dla osób śpiewających i grających źródło nowego repertuaru, ponieważ nie wszystkie pieśni i nie wszystkie utwory, które znajdują się w nagraniach archiwalnych, odnajdziemy w źródłach pisanych. Mimo że tych zbiorów wydano bardzo dużo, nieustannie natykam się na pieśni, które nie zostały nigdzie zapisane w nutach. Na przykład nie mamy spisanych aż tak dużo pieśni z Opolszczyzny, więc z otwieraniem kolejnych archiwów pojawiają się kolejne ścieżki repertuarowe.

Chcemy przekazywać te pieśni dalej, chcemy ich uczyć. Dla mnie najlepszym punktem wyjścia do warsztatów pieśni tradycyjnych jest nagranie archiwalne, wręcz zestaw nagrań archiwalnych. Czyli jeśli jest jedna pieśń śpiewana przez różnych śpiewaków z różnych miejsc, to często prezentuję wszystkie możliwe warianty, żeby z jednej strony pokazać różnorodność wykonań pieśni, a z drugiej uświadomić, gdzie rzeczywiście są te różnice, a gdzie właściwie znajduje się styl.

Iwona Wylęgała: Od dwudziestu lat uczę się stylu śpiewaczego Śląska Opolskiego i jest to rzeczywiście bardzo trudna sprawa, w której niezwykle ważna jest praca z nagraniami archiwalnymi. Gdy zaczynałam przygodę ze śpiewem tradycyjnym, o pieśniach śląskich wiedziałam bardzo niewiele. Co wtedy miałyśmy? Jedynie wydawnictwa śpiewnikowe Adolfa Dygacza i Jana Taciny. Takie najpopularniejsze rzeczy, poza które bardzo wiele osób nie sięga. Nawet nie przyjdzie im do głowy, że można poza to sięgnąć.

My na Śląsku mamy bardzo dużo śpiewników, może nawet więcej niż gdziekolwiek indziej. Niestety, dzięki nim nie słyszy się, jak śpiewaczka śpiewa, i nie ma literatury, w której jest opisane, jak ten śpiew brzmiał. Są analizy tekstów, ruchu śpiewaczego, czyli działalności tych wszystkich zespołów, które były i są stylizowane.

Aby korzystać ze śpiewników z tradycyjnymi pieśniami, trzeba znać technikę i styl wykonawczy danego regionu. Trzeba wiedzieć, w jaki sposób śpiewnikowe pieśni były zapisywane, jeśli chodzi o tekst i melodię. Że to nie jest jeden do jednego, że ten tekst nie był tak zapisywany i ta melodia tak do końca nie brzmiała, że to jest tylko jakiś szkielet, na którym można się oprzeć.

Dopiero jeśli wspomogę się śpiewnikami, w których zapisane są nazwiska i imiona nagrywanych osób – Dygaczem i Ligęzą, mogę porównać je z nagraniami, które słyszałam w Archiwum Zbiorów Fonograficznych IS PAN. Są też nagrania w Muzeum Śląska Opolskiego oraz Śląskiej Bibliotece Cyfrowej. Dzięki archiwom fonograficznym zyskujemy mnóstwo materiału porównawczego.

Dziś już wiem, że wiele tego, co wcześniej słyszałam, nie jest typowe dla śląskiej muzyki. Są pieśni przygotowane specjalnie na scenę, podrasowane. Tam słychać śpiewaczki, które śpiewały po swoich wioskach, ale zostały specjalnie przygotowane przez instruktorów do nagrań i występów. To po prostu nie brzmi tak jak na wsi. Takie nagranie pojawiają się nawet na płycie Polskiego Radia Muzyka Źródeł: Śląsk.

Mamy dużo materiałów do badań, ale też dużo materiału do edukacji lokalnej, takiej najlepszej. To sytuacje, w których możemy w nasze działania edukacyjne zaangażować lokalną społeczność, ludzi, którzy w sobie tę muzykę noszą, przechowują, są jej strażnikami [2]. Mam zajęcia z różnymi grupami, od przedszkolaków do seniorów. W przypadku tych ostatnich staram się traktować ich także jako źródło wiedzy i przy okazji czegoś się od nich nauczyć. Nie tylko o samym śpiewaniu i śpiewie, ale też o myśleniu na temat muzyki. Interesuje mnie bardzo to, żeby poznawać ich język mówienia o muzyce. Czasami trzeba spędzić z kimś dwadzieścia godzin, żeby powiedział dwa zdania, które coś ci otworzą w głowie [3].

Chciałabym, by do nagrań archiwalnych miało dostęp szersze grono osób, nie tylko ja. W Zbiorach Fonograficznych IS PAN znajdziemy nagrania z miejsc, w których prawdopodobnie nikt inny nie nagrywał muzyki tradycyjnej, na przykład z wioski Barut. Super byłoby pojechać do wioski Barut, przywieźć im te nagrania. Może jest na nich nagrany ktoś znajomy lub ktoś z rodziny osób, które tam żyją. Jest już wtedy nić porozumienia i można coś z tymi ludźmi zrobić. Nawet nie pomyślą, że z tych nagrań mogłoby coś być, dopóki się z nimi nie zetkną. Ale jak się mają z nimi zetknąć, skoro są one dostępne tylko dla nielicznych.

Cenne są też wydawnictwa płytowe. Zawierają booklet z porządnym etnomuzykologicznym opisem nagrań. Są ważne dla osób, które edukują i rekonstruują muzykę, ale stanowią także przejaw szacunku oddawanego twórcom.

Często spotykam się z takim argumentem, że nagrania archiwalne trzeba najpierw porządnie opracować, a potem dopiero udostępniać. Wiele zbiorów archiwalnych jest rozrzuconych po różnych instytucjach i tak naprawdę nie wiadomo, kiedy zostaną w pełni opracowane. Nie wiadomo nawet, jak są obszerne. Wiemy, że nie wszystkie z tych instytucji będą zajmować się digitalizacją. Czy zostaną opracowane w tym stuleciu, czy w następnym? Jeśli w następnym, to co my mamy robić teraz? Chciałabym już nad nimi pracować. Cieszę się, że zbiory Adolfa Dygacza są udostępnione na stronie muzyki Śląskiej Biblioteki Cyfrowej. Trochę się znam na śląskich pieśniach, więc wiem, co z nimi zrobić. Jeśli ktoś, kto się na tym nie zna, zrobi coś z tymi nagraniami, zrobi to źle i będzie to kiepskie muzycznie, to i tak nie będzie uważane za muzykę tradycyjną. To po prostu będzie na jego koncie jako mniej udana muzyka. Co takiego stanie się komuś z tego powodu? Nie zauważyłam, by po publikacji nagrań Dygacza w internecie ludzie rzucili się na nie i zaczęli z nimi robić coś złego. Można ich posłuchać. Można je ściągnąć na komputer, bo powiedzmy szczerze, że jeśli ktoś z tymi nagraniami pracuje, to trzeba odsłuchać je nawet sto razy, by dogłębnie je poznać. Ucho jest bardzo zwodnicze i męczy się szybciej niż oko.

Agata Krajewska: W czasie pandemii zorientowałam się, że dostępność archiwów w internecie jest mi bardzo potrzebna. Mówię to przede wszystkim jako naukowiec, który potrzebuje czasu, aby spokojnie, najlepiej w domowym zaciszu, odsłuchać nagrania, porównać je, zastanowić się nad zapisem muzycznym czy manierami wokalnymi. Archiwa internetowe to dla mnie, mówiąc krótko, duża oszczędność czasu. Dzięki nim mogę przejrzeć więcej materiału bez podróżowania, bez zbędnych dojazdów. Pisanie rozprawy i artykułów jest szybsze, sprawniejsze.

Z innej perspektywy, tej bardziej zawodowej, mogę podać przykład praktycznego zastosowania nagrań archiwalnych. W ubiegłym roku stworzyliśmy w naszej instytucji wystawę Życie jako pieśń. Z teki profesora Adolfa Dygacza. Wystawa jest podzielona na dwie części: biograficzną oraz muzyczną. W jednej i drugiej ma bardzo obszerną warstwę tekstową. Zależało nam jednak, aby zewsząd rozlegała się muzyka, ludowe pieśni. I faktycznie tak jest – wykorzystaliśmy do tego zdigitalizowane nagrania archiwalne, które odtwarzane są z głośników nad ściankami ekspozycyjnymi, a dla zainteresowanych udostępniliśmy także kody QR, prowadzące do kolejnych ścieżek dźwiękowych, które zdigitalizowaliśmy. Tym sposobem goście na wystawie mogą korzystać z naszej bazy, pasjonaci mogą poszukać sobie kolejnych recordów, a to dla osób praktykujących śpiew ludowy może być bardzo inspirujące.

W mojej opinii ważne jest także to, aby zbiory archiwalne współtworzyły osoby prywatne, osoby działające w lokalnych społecznościach, które bardzo często w swoich domowych szufladach mają ciekawe dokumenty – swoje małe, indywidualne, oddolne historie, które mogą mieć duże znaczenie dla regionu, dla danej kultury, dla miejscowego folkloru i dla tworzenia naszej tożsamości. Myślę, że takie zaangażowanie społeczne byłoby sytuacją idealną i bardzo rozwojową dla archiwistyki.

Nie umiem powiedzieć, czy aktualne działania digitalizacyjne w naszym kraju są bardziej na plus, czy na minus, ale myślę, że powinno się bardziej popularyzować takie przedsięwzięcia. Żeby ludzie w ogóle dowiedzieli się, że coś takiego istnieje, i jednocześnie mobilizowali się, by odkrywać to, co mają w swoich domowych archiwach. Uważam, że ostatni czas sprzyja temu, aby było lepiej. Mam na myśli realizację działań edukacyjnych, projektów społecznych i instytucjonalnych. Takich przedsięwzięć jest coraz więcej. Sama także zrealizowałam taki projekt, którego rezultatem jest strona www.adolfdygacz.pl.

Zapis nutowy autorstwa Adolfa Dygacza

BOHATERKI I BOHATEROWIE NAGRAŃ ARCHIWALNYCH

Iwona Wylęgała: Na początku, mając tylko kilka nagrań z płyty Polskiego Radia Muzyka Źródeł: Śląsk, postanowiłam rozejrzeć się za ludźmi, którzy zajmują się tutaj muzyką. Pytałam w zespołach i instytucjach, czy jeszcze ktoś tu śpiewa. Nikt mi nie potrafił nic powiedzieć, nikt! Dziś wiem, dlaczego tak jest. Muzyka tradycyjna Opolszczyzny nie interesuje Opolszczyzny. Śpiewacy są zostawieni sami sobie.

Ci ludzie mają często ogromną misję, by tę muzykę przekazać. Ja się ciągle spotykam z takimi stwierdzeniami: Niech pani to nagra, ja będę mogła spokojnie umrzeć. To niech pani się tak nie spieszy, mówię, bo ja to jeszcze muszę nagrać z pięć razy, by różne rzeczy w tej pieśni odnaleźć. Nie wystarczy nagrać raz tej samej pieśni.

Śpiewacy uważają, że nagrania są bardzo potrzebne. Ludzie powoli przestają wstydzić się mówić po śląsku czy w ogóle wychodzić z tą swoją śląskością. Kiedy jeszcze dwadzieścia lat temu pytałam starsze osoby, jak było w szkole, to nikt nie chciał o tym mówić. Teraz już wszyscy mówią sami z siebie. Polska ze Śląskiem i z tymi ludźmi, którzy tu mieszkali, bardzo źle się obeszła. Od dziecka Ślązacy byli sankcjonowani nie tylko za mówienie, ale nawet za uczesanie. Jesteś po niemiecku uczesana, mówiono. Dziewczęta miały wtedy koki albo warkocze pospinane na głowie i były przez nie odsyłane do domu. Można było dostać dwóję za to, że mówiło się na przerwie po śląsku. To takie różne rzeczy, które siedzą w człowieku. Od tych ludzi wymaga się teraz, by propagowali swoją muzykę i kulturę, kiedy to było w nich tłamszone. Na przykład moje przecudne śpiewaczki z Dębskiej Kuźni cały czas – mimo że były na Taborze Śląskim w Ornontowicach – potrafią zapytać: To naprawdę wystarczy? To jest takie dobre? Czemu ta piosenka się pani tak podoba? Na szczęście coraz częściej ludzie i instytucje wykazują zainteresowanie tą muzyką, gdy zauważą, że ona staje się potrzebna.

Dlatego też staram się przekonywać lokalne instytucje, że ich zbiory są ważne, że są atrakcyjne dla dzisiejszego odbiorcy. To nie jest tak, że oni nie chcą ich udostępniać. Mają problemy z finansowaniem własnej działalności, a nawet ze zdobywaniem środków na pensje dla swoich własnych pracowników. Z Muzeum Śląska Opolskiego udało nam się zrobić wspólnie wiele rzeczy. Także jako autorka audycji w Radiu Opole starałam się pokazać, jak atrakcyjny jest to temat. Ludzie nas, o dziwo, słuchali, co było dla mnie zaskoczeniem. To ważne, że w ostatnich latach śpiewające osoby, które znajdę i nagram, zaprasza się na warsztaty oraz różne wydarzenia w bibliotekach czy na uniwersytetach.

Nagrania archiwalne są bardzo przydatne w mojej pracy, także jeśli chodzi o spotkania ze śpiewakami na wsi. Przedstawiam im inne wersje pieśni, które śpiewają, albo wykonawców pochodzących z ich wsi. Dla śpiewaków kontakt z nagraniami, zwłaszcza z ich najbliższej okolicy, jest bardzo istotny. Te nagrania ich zaskakują i aktywizują pamięć. A jaka radość jest, kiedy usłyszą zwrotkę, której nie znają! Kiedy prezentuję nagrania takich zwykłych ludzi ze wsi jak oni, nie artystów występujących na scenie, opowiadam, że ktoś jeździł w latach pięćdziesiątych po wsiach i nagrywał dla potomnych, to łatwiej im uwierzyć w wartość ich muzyki. Bo trudno szukać poważania dla muzyki tradycyjnej, kiedy na miejscowych konkursach wygrywają zespoły śpiewające do podkładu z keybordu, albo kiedy instytucjom zapraszającym artystów ludowych nie przychodzi latami do głowy zaproponować honorarium za występ. Część nagrań wykonanych przeze mnie publikuję w sieci [4]. Usłyszeć się czy obejrzeć w mediach to jest dla śpiewaków coś! To ich dowartościowuje i przywraca im znaczenie oraz szacunek należny depozytariuszom tradycji. Cieszą ich także komentarze pod wideo czy po audycjach. Wplatam również zarówno nagrania archiwalne, jak i współczesne do filmów oraz audycji radiowych [5]. To też wpływa na wiarę w siebie i oddaje szacunek ludziom, którzy występują tam w rolach autorytetów.

Agata Krajewska: Z własnego doświadczenia wiem, że w terenie spotkać można osoby, które bardzo chcą być nagrane, chcą się pokazać, coś zaśpiewać albo wręcz odwrotnie – nie chcą słyszeć o rejestracji, wstydzą się. Choć minęły już raczej czasy, kiedy urządzenie do nagrywania było diabelską maszyną, której unikano. Dziś mamy inne sytuacje, inne problemy. Często osoby wykonujące lokalny folklor przyjmują na przykład taką zrezygnowaną postawę – nie wierzą, że ich nagranie może mieć jakieś znaczenie dla przyszłych pokoleń. Nie dbają więc o to.

Ja chciałabym natomiast, aby ludzie, których nagrywam, czuli się ważni. Czasem w pracy, przesłuchując ścieżki dźwiękowe zarejestrowane kilkadziesiąt lat temu, zastanawiam się, co pomyśleliby zarejestrowani ówcześnie informatorzy, gdyby wiedzieli, że urodzona niemal sto lat później osoba taka jak ja sięgnie do ich nagrań i odtworzy je na wystawie. Tak właściwie to oni właśnie są aktualnie bohaterami tej digitalizacyjnej historii. To dla mnie niesamowite. Od momentu, gdy sobie to uświadomiłam, patrzę inaczej na zostawianie czegoś po sobie kolejnym pokoleniom. Sama chciałabym coś zostawić. Dzięki temu moja praca ma dla mnie sens, a to, czym się zajmuję, robię z pasją.


Przypisy:
[1] O muzycznej oraz pozamuzycznej zawartości archiwum fonograficznego Muzeum Śląska Opolskiego można przeczytać tutaj:
Wylęgała Iwona, Charakterystyka pieśni ludowych w nagraniach archiwalnych Muzeum Śląska Opolskiego. Perspektywy badawcze oraz edukacyjne, „Opolski Rocznik Muzealny” 2016, t. XXII, s. 45–55.
Wylęgała Iwona, Archiwalne nagrania audio Muzeum Śląska Opolskiego – materiał do badań naukowych oraz działań edukacyjnych, „Etnomuzykologia Polska”, nr 2/2017: http://www.etno.imuz.uw.edu.pl/wp-content/uploads/5-Wyl%C4%99ga%C5%82a.pdf, (dostęp 16.11.2021).
Goc Małgorzata, Skąd wom się to biere? Tam mają torbę z głupotami pod stołem, czyli archiwalne nagrania fonograficzne w zbiorach Działu Etnograficznego Muzeum Śląska Opolskiego, „Opolski Rocznik Muzealny” 2016, t. XXII, s. 81–102.

[2] Iwona Wylęgała, Pieśni przechowaneKrzanowiczanki, http://piesnibezscenne.blogspot.com/2016/05/piesni-przechowane-krzanowic (dostęp 16.11.2021).
Iwona Wylęgała, Zjawiskowy wielogłos z Dębskiej Kuźni, http://piesnibezscenne.blogspot.com/2016/10/zjawiskowa-wielogosowosc-spiewaczek-z.html (dostęp 16.11.2021).
Iwona Wylęgała, Przeplatane – piosenki wielojęzyczne ze Śląska, „Pismo Folkowe”, nr 151 (2020), https://pismofolkowe.pl/artykul/przeplatane-piosenki-wielojezyczne-ze-slaska-5770 (dostęp 16.11.2021)

[3] Iwona Wylęgała, Szlajfki, cankle i te łone, „Pismo Folkowe”, nr 126 (2016), http://pismofolkowe.pl/artykul/szlajfki-cankle-i-te-lone-4836 (dostęp 16.11.2021)

[4] Kanał Projekt Pieśni Bezscenne: https://www.youtube.com/channel/UCcJKJp9xzyavunykJeMpesA
Kanał Folk Songs From Silesia: https://soundcloud.com/user-112794056

[5] Filmy:
Od miłości ausgeheilt, https://www.youtube.com/watch?v=GD8yGTbqyAU (dostęp 16.11.2021)
Przeplatane, https://www.youtube.com/watch?v=60ixykazvL4 (dostęp 16.11.2021)
Depcze gąsior…, https://www.youtube.com/watch?v=MUhnGu3EeSk (dostęp 16.11.2021)

Cztery audycje radiowe Śląskie śpiewki w sieci:
https://www.youtube.com/watch?v=GZj-8nF8Bnc, (dostęp 16.11.2021)
https://www.youtube.com/watch?v=eJ2LVjsudxU (dostęp 16.11.2021)
https://www.youtube.com/watch?v=PNuEJY3EdvY (dostęp 16.11.2021)
https://www.youtube.com/watch?v=raWt3iVITHI (dostęp 16.11.2021)

Pieśnioopowieści, cykl 10 audycji radiowych:
https://radio.opole.pl/497,1508,piesnioopowiesci-o-spiewie-tradycyjnym (dostęp 16.11.2021)


Artykuł został zrealizowany we współpracy z Narodowym Instytutem Muzyki i Tańca w ramach Programu Archiwa Dostępne 2021 prowadzonego przez Forum Muzyki Tradycyjnej oraz Pracownię Muzyki i Tańca Tradycyjnego. Projekt jest finansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij