Przejdź do głównej zawartości strony

Drodzy Warsztatowicze,

mamy zatem ostatnie spotkanie w tym dziwnym roku, ostatnie w tym dziwnym sezonie i ostatnie przed dziwną, bo super długą przerwą zimową. I jak na po trzykroć ostatnie spotkanie przystało, będzie ono dziwne, przynajmniej trochę.

Zanim odpowiem na pytanie zawarte w tytule, zapytam Was: czy byliście uczestnikami zabawy, albo czy przynajmniej widzieliście otwartą zabawę taneczną, na której tańczyło się tańce kaszubskie? Nie chodzi mi o pokaz zespołu, podczas którego zostaliście poproszeni do nauki jakiegoś tańca, nie chodzi mi też o formę quasi-warsztatową, gdzie nauka była połączona z chwilką praktycznego wykorzystania nabywanej lub dopiero co nabytej umiejętności, tylko o regularną imprezę taneczną, zdominowaną przez repertuar z Kaszub. Wielu z Was bywało na imprezach w Radomiu i okolicach, niektórzy na Kurpiach Zielonych, na Powiślu Maciejowickim albo na Biskupiźnie, a przynajmniej na potańcówce przy muzyce miejskiej w Warszawie. Czy ktoś był na podobnej imprezie kaszubskiej?

Gdy jeździliśmy z grupką znajomych po Kaszubach latem 2011 roku, spotkaliśmy się z dziwną dychotomią. Chcieliśmy się wtedy dowiedzieć, do jakiego repertuaru tańczono na dawnych zabawach tanecznych. Harmoniści grali nam rajlendry, walce, polki, marsze, a nawet oberki (z niemieckich zapisów nutowych!), ale mało kto był w stanie nam pokazać, jak się je tańczyło. Z kolei młodsi byli w stanie pokazać nam tańce, tylko nie niestylizowane i raczej nie te wymieniane przez starszych muzykantów. Na pytanie, dlaczego tak się dzieje, odpowiedział nam pewien pan, mąż szefowej jednego z zespołów folklorystycznych, kilkanaście lat od niej starszy: „A bo ona zna tylko folklor świetlicowy”. O co chodzi?

Najciekawszą osobowością w kontekście tańców kaszubskich jest, przynajmniej dla mnie, Paweł Szefka. Żył w latach 1910-1991. Już jako nastolatek należał do rodzinnej kapeli ludowej braci Szefków w Strzebielinie. Współpracował z Łucjanem Kamieńskim przy zbieraniu (czyli nagrywaniu na wałki woskowe) melodii kaszubskich. W 1936 r. wspólnie z nauczycielem muzyki Zbigniewem Madejskim wydał książeczkę „Kaszubskie pieśni i tańce ludowe”. Po II wojnie światowej również zajmował się folklorem muzyczno-tanecznym, będąc równocześnie działaczem społecznym; gdyby dziś działał, pewnie określilibyśmy go animatorem kultury. Jedno z najważniejszych działań, jakiego dokonał, a w kontekście zachodzących tu wirtualnych warsztatów tańców tradycyjnych – najistotniejsze, było napisanie i wydanie w latach 1957-79 czterech książeczek poświęconych tańcom kaszubskim. Tylko że…

Paweł Szefka pozwalał sobie na daleko posuniętą „twórczość” względem publikowanych tańców. Wynikała ona z jego własnej praktyki wykonawczej, z kontaktów z wodzirejami, z potrzeb zabaw i wesel, oczywiście z opowieści i z różnych opisów w źródłach pisanych. Należy nadmienić, że był też autorem wielu bardzo popularnych sztuk scenicznych dla teatrów amatorskich i grup szkolnych. Sztuk opartych na kaszubskiej tematyce ludowej. Można stąd wyciągnąć wniosek, że należał do czołowych propagatorów tzw. sztuk widowiskowych, zwłaszcza że w PRL-u właśnie prezentacje sceniczne kultury ludowej w opracowaniu artystycznym miały zielone światło*. W zasadzie po prostu stworzył kanon tańców kaszubskich. No i tutaj wracamy do sedna.

Już pod koniec XIX w. badacze folkloru muzycznego Kaszub zauważyli zanikanie tradycyjnego repertuaru w regionie. Potwierdzają to również badania z początku XX w. (i to zarówno niemieckie, jak i polskie), jeszcze zanim ta część Pomorza trafiła po rozbiorach do Polski. W latach 30. zauważono dalszy stopniowy zanik muzyki ludowej, łącząc to zjawisko z rozwojem przemysłu, komunikacji i handlu. Z tym wiązano znaczną migrację, zanik prac wspólnych i przenoszenie na Kaszuby coraz silniejszych „wpływów obcych”, w tym przypadku rozumianych jako niemieckie. Patrząc na mapę, można z łatwością zauważyć, że większość obszaru zamieszkanego przez Kaszubów jest położona w pobliżu Gdańska, szczególnie część północna i środkowa regionu. Bliskość tak dużego miasta, jak i budowa Gdyni, musiały przyciągać. Ja bym dodał jeszcze jeden czynnik wpływających na zmiany kulturowe. Po odzyskaniu niepodległości przez Polskę, Wolne Miasto Gdańsk uruchomiło stację radiową (w 1926 r.). Stacja nadawcza z Torunia rozpoczęła regularnie nadawać swoje audycje w 1934 r. Obie odgrywały olbrzymią rolę propagandową – odpowiednio na rzecz Niemiec i na rzecz Polski. I oczywiście puszczały muzykę. Nie udało mi się znaleźć informacji, jaki dokładnie wpływ miały na radiofonizację Pomorza, a w szczególności Kaszub, ale łatwo obliczyć, że zaczęła się ona przynajmniej o 20 lat wcześniej niż w Polsce Centralnej, już w PRL-u, zatem o całe pokolenie wcześniej**.

A teraz spróbuję połączyć parę wiadomości, które udało mi się zdobyć, i wyciągnąć daleko idące, choć może zupełnie błędne wnioski. Oczywiście znów zachęcam specjalistów do badań, na podstawie których będą mogli z satysfakcją zdementować moje hipotezy lub z jeszcze większą radością (szczególnie moją) je potwierdzić.

  1. Najstarsi muzykanci, których spotykaliśmy w czasie wyżej wspomnianego wyjazdu, przeważnie znali nuty. Te, z których korzystali przy nas, były tylko niemieckie. Jak już zaznaczyłem – nawet do oberków. Z wywiadu wynikało, że w latach młodości mieli problem ze zdobywaniem drukowanych nut polskich. Repertuar przez nich ogrywany to głównie walce, marsze, polki i rajlendry. Najwyraźniej ta muzyka była modna, więc do niej tańczono. Niestety obecnie trudno znaleźć kogoś, kto by umiał lub jeszcze mógł to robić. 
  2. Szefka w pierwszej książeczce wydanej w 1936 r. zaprezentował tylko 4 tańce kaszubskie. (Nie było więcej, czy może nie zdążył przed wojną wydać następnych)? Większość z 24 tańców kanonu kaszubskiego później przez niego opublikowanych to tańce przez niego „zrekonstruowane” lub stworzone.
  3. Zainteresowanie tańcem od lat 30. XX w. było wyraźnie połączone z rozwojem amatorskiego ruchu teatralnego. Mimo że ruch ten rozpoczął się jeszcze przed II wojną światową, po wojnie było nań również duże zapotrzebowanie. Jednakże w praktyce okazało się, że tańce powszechnie używane podczas zabaw nie pasują do wzniosłych idei nowego ustroju. Kultura taneczna bazowała na melodiach i tańcach niemieckich, a na te po wojnie nie było miejsca, gdyż jednoznacznie były wiązane z najeźdźcą. Należało więc wykreować w repertuarze tanecznym „zespół cech rodzimych”, no i Szefka ze swoją pomysłowością i jednocześnie obeznaniem świetnie się odnalazł w roli takiego kreatora. Tańce, nawet jeśli funkcjonowały w formie niestylizowanej (jak trojôk), zostały przez niego tak opracowane, żeby wyglądały bardziej widowiskowo na scenie (np. diôbli tuńc czy wôłtôk).
  4. Zaczął się prężnie rozwijać tzw. nurt kultury świetlicowej, ze swoimi strojami regionalnymi (sic!), swoimi widowiskami, swoimi tańcami i piosenkami. Tańczyło je młodsze pokolenie, ale starsze nie znało. Niestety okazało się, że rozwój folkloru świetlicowego następował równolegle ze zjawiskiem znanym w całym kraju: zanikiem zabaw przy muzyce granej na żywo. I tu dochodzimy do konkluzji.

Tańce opracowane przez Szefkę świetnie się nadają do prezentacji scenicznych, gdyż – jak można wnioskować – temu głównie miały służyć. Zanik tradycyjnych imprez uniemożliwił tańcom jednocześnie zejście ze sceny i dostosowanie do potrzeb użytkowych. Po prostu nie powstało takie zapotrzebowanie***. Można je sobie jednak wyobrazić. W zasadzie jedyny przykład, jaki mogę zaproponować, ukazuje ten film:

Również najnowsze projekty warsztatowe, które ostatnimi czasy pojawiły się w sieci, nie wskazują na próby adaptacji kanonu tańców kaszubskich do potrzeb potańcówek. Oto przykład: kòséder i inne:

Wymieniam z nazwy ten taniec, bo to jeden z pierwszych, które poznałem. I jeden z moich faworytów do roli tańca w formie użytkowej. Nim też rozpoczyna się pierwszy z zamieszczonych dziś filmów.

Tańce na Kaszubach obrały odmienną drogę niż tańce z zachodniej Wielkopolski, których duża część również wskazuje na pochodzenie niemieckie czy zachodnioeuropejskie. Opisywałem wcześniej tradycje taneczne Regionu Kozła czy Bukówca Górnego i tam na tyle silnie się zadomowiły rajlendry, szocze czy polki, że nie tworzyły problemu ideologicznego. Bardzo często są tańcami figurowymi, których określone kroki służą określonym melodiom. Ale silnie się tam też utrzymują melodie miejscowe albo rozpowszechnione w całej Wielkopolsce, jak wiwaty czy równe. Widocznie repertuar zachodni na Kaszubach w czasach słusznie minionych był odbierany przez kogoś (nie wiem, czy z miejscowych czy z rządzących) za nazbyt „niepolski”.

Nawiązując jeszcze na koniec do tańców z Bukówca Górnego – pokazałem wtedy film z miejscową odmianą jednej z odmian mazurki: warszawianki. Tu chciałbym zaprezentować wersję kaszubską, czyli okrąc sa wkół. Oczywiście również w formie stylizowanej:

No cóż, dopóki na Kaszubach nie powrócą, czy też nie wypracują się użytkowe wersje tańca, niewiele mogę zrobić – wszak celem moich warsztatów zawsze było przygotowanie ich uczestników do zabaw tanecznych. Jakieś szanse jednak są. Wzmiankowana na początku grupka znajomych z czasem stworzyła Stowarzyszenie Trójwiejska. Zaaranżowała (jak jeszcze było można) kilka spotkań ze starszymi Kaszubami, porozmawiała z nimi trochę, pograła dawne kawałki, nawet trochę potańczyła. Może coś z tego wyniknie.

Jak zapowiadałem, to już ostatnie spotkanie w tym dziwnym roku. Czas zrobić Wam i sobie przerwę. Potrwa przynajmniej do końca ferii, a potem zobaczymy, co nam korona zafunduje.

Z nadzieją w głosie życzę Wam WSZYSTKIEGO TANECZNEGO W NOWYM ROKU!

Rafałowi Miście dziękuję za publikowanie tekstów na facebooku.

 

*Niedoścignionym wzorcem pod tym względem był zespół pieśni i tańca Mazowsze i zaraz za nim Śląsk. Docelowo miał ponoć powstać w każdym z ówczesnych siedemnastu województw podobny zespół specjalizujący się w regionalnych tańcach, a prezentujący je (i tańce ogólnopolskie) według tzw. szkoły Igora Moisiejewa. Poinformowało mnie o tym kilkoro byłych podopiecznych profesora Roderyka Langego, uczestników obozów tanecznych, które organizował, zanim w 1967 r. wyjechał z kraju. Na Kaszubach w pierwszej powojennej fazie rozwoju (do 1980 r.) powstało 28 zespołów folklorystycznych. Później ich liczba stale wzrastała. Sądzę, że ta wielość, a zarazem rozdrobnienie, nie sprzyjały temu, by któryś z nich miał zyskać miano „najważniejszego”. Niemniej jednak w środowisku wielkomiejskim chyba najbardziej wyróżnił się ZPiT Gdynia (wywodzący się z Zespołu Artystycznego Arka, który przekształcił się w ZPiT Dalmor), zaś wśród mniejszych miast regionu Kaszubski ZPiT Kościerzyna (kontynuator ZPiT Ziemi Kaszubskiej w Kościerzynie).

** W dwudziestoleciu międzywojennym repertuar zabaw tanecznych w tak dużych miastach jak Warszawa czy Lwów tak szybko się zmienił, że pod koniec lat 30. XX w. mało kto potrafił dobrze zatańczyć modnego wcześniej przez ponad 100 lat mazura. To za sprawą radia, patefonów i oczywiście praktyki tanecznej. Podobna rewolucja we wsiach centralnej Polski nastąpiła w latach 50. wraz z akcją radiofonizacji i trwała do końca lat 70. Dlatego też najlepsze wówczas kapele, które jeszcze działają (lub działały do niedawna) znają (znały) właśnie przeboje z tamtych lat. To były melodie ich młodości i o ich zagranie do tańca prosili uczestnicy ówczesnych imprez.

*** W bieżącym sezonie pisałem sporo o krakowiakach. One są właśnie przykładem tańców salonowych, które rozpowszechniły się w wielu miejscach poza Polską. Zaadaptowane przez społeczności lokalne, stały się miejscowe, swojskie. Wówczas było takie zapotrzebowanie.


Tekst pierwotnie opublikowano w 2020 roku na kanałach społecznościowych Domu Tańca. Zamieszczony w 2022 roku na muzykatradycyjna.pl w ramach zadania „muzykatradycyjna.pl” realizowanego przez Forum Muzyki Tradycyjnej we współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca – Pracownią Muzyki Tradycyjnej.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij