Przejdź do głównej zawartości strony

Szanowni Państwo,

tym razem poruszymy temat kultury pogranicza, a dokładniej historycznego pogranicza, czyli dzisiejszej… centralnej Polski. Przypominam, że oberek kaliski z owijakiem był dwa tygodnie temu, więc teraz przyszedł czas na warsztaty poświęcone kaliskiej polce.

Są w naszym kraju regiony z bardzo silną i wyraźną tożsamością kulturową, których mieszkańcy od pokoleń utożsamiają się z nią, pielęgnują ją, „używają” jej nie tylko od święta, ale i na co dzień. Są takie, w których powszechnie przetrwała tylko część tradycji, np. hafciarskich, a w innych niezbyt. Są wreszcie takie, gdzie ostały się ostatki, pojedyncze jednostki najstarszego pokolenia, których umiejętności mogą wskazywać na niegdysiejsze bogate tradycje. Oczywiście nawet w regionach, gdzie tradycja obejmuje wiele aspektów życia, tańce (bo o nich wszak będzie tutaj mowa), mogą nie być najsilniej zachowanym elementem kultury.

Zamieszczę tu pokrótce kilka myśli dotyczących regionu kaliskiego, który jak dla mnie jest trzecim typem z powyższych. Historycznie ziemia kaliska zajmowała jakieś pół Wielkopolski. Ograniczę się jednak do obszaru bliżej Kalisza – na południowy-wschód od niego. W archiwalnych zbiorach filmowych OKTTL, czyli Ogólnopolskiego Konkursu Tradycyjnego Tańca Ludowego w Rzeszowie, praktycznie nie ma nic z tych okolic. Jedyne nagranie, które mogłoby oddać „ducha regionu”, najprawdopodobniej gdzieś zaginęło, w każdym razie w obecnej chwili jest nieosiągalne. Dotyczy tancerzy z Lututowa, leżącego raczej koło Wielunia niż Kalisza. Ale już z okolic Sieradza, czy między Sieradzem a Wieluniem, jest wiele przykładów. Zaczęło mnie zastanawiać, skąd się wzięła ta pustka. W Internecie jest bowiem zamieszczonych kilka (zaledwie kilka) filmów z różnych przeglądów, na których prezentują się grupy z regionu, tyle że są to wyłącznie prezentacje sceniczne, niezbyt odpowiadające idei tańca w formie użytkowej in crudo. Mimo nielicznego wyboru i tak jest lepiej niż jakieś pięć lat temu. Wówczas to w sieci można było znaleźć jedynie filmy z zespołem z kaliskiego pokazującym folklor taneczny… Kaszubów. (Zresztą teraz też można). No właśnie, założeniem OKTTL-u jest prezentacja tańców miejscowych przez grupy miejscowe, czyli swoich w formie jak najmniej stylizowanej. Trudno jest więc uczestniczyć w nim grupom, które mają np. tylko układy taneczne i to z innych regionów.

W naszym kraju w latach 70. XX w. zjawiskiem powszechnym było zanikanie wiejskich zabaw tanecznych przy żywej muzyce tradycyjnej. Należy przypuszczać, że na ten teren nie trafił przed trzydziestu czy dwudziestu laty żaden zafascynowany badacz w stylu Andrzeja Bieńkowskiego, że za późno zainteresowali się nim młodzi, lub że trafili i się zainteresowali, ale – jak to bywa – nie spotkali tych, których trzeba by spotkać, aby zaiskrzyło i się zapaliło, i jeszcze, żeby płomień przeszedł na innych. Skrócę trochę te dywagacje i od razu dojdę do konkluzji, że taneczne tradycje okolic Kalisza nie doznały na przełomie wieku odrodzenia i nie przeżywają go obecnie, jak to ma miejsce np. w radomskiem. Mimo podejmowanych od kilka lat prób reaktywacji, ich zanik nie ustaje. Tyle że mnie jednak zawsze niepokoją takie proste wytłumaczenia.

To akurat mnie niepokoi, bo gdy się uważniej przypatrzeć liście uczestniczących w OKTTL-u, da się zauważyć pewną prawidłowość. Otóż pas ziemi leżący na zachód od linii tworzonej przez miejscowości: Konin, Kalisz, Wieluń, Częstochowa i Siewierz jest praktycznie nie reprezentowany przez tancerzy na tym konkursie. Widziałem, co prawda, raz (chyba w 2009 r.) grupkę tancerzy i muzykantów z okolic Częstochowy, ale nie wyróżnili się w konkursie specjalnymi umiejętnościami. To nie tylko okolice Kalisza, ale cały pas szerokości kilkunastu-kilkudziesięciu kilometrów – ciągnący się ponad trzysta kilometrów przez środek Polski. Sądzę, że pewien wpływ na powstanie tak znaczącej pustki mogła mieć rola, jaką ten pas odgrywał w dziejach. Przez ponad sto lat był to kraniec Cesarstwa Rosyjskiego, a jak wiadomo z lekcji historii, Królestwo Polskie podległe caratowi było szczególnie nagradzane represjami odnoszącymi się do kultury w związku z powstaniami, jakie wywoływaliśmy. Z perspektywy Petersburga leżało ono gdzieś na rubieżach, a wymieniony pas to najdalej na zachód wysunięty fragment pogranicza. Śmiem przypuszczać, że z jakiegoś powodu właśnie ten pas najbardziej ucierpiał pod względem kulturowym. Granice w historii mają przecież różną rolę – niekiedy są integrujące, innym razem izolujące. Nie mam odpowiedniego warsztatu ani przygotowania, aby rozważać dalej ten temat, ale zachęcam innych. Być może ktoś uzna go co najmniej za dyrdymały, jednak moją uwagę jako geografa zwykle zwracają różne prawidłowości odznaczające się w przestrzeni. Warto może jeszcze zauważyć, że w okresie PRL-u, szczególnie w latach 70., kultura wsi była uznawana za gorszą od postępowej kultury miejskiej. Był to jeden z powodów, dla których wieś, szczególnie biedniejsza, czy też ta o uboższym dorobku kulturalnym, zaczęła odchodzić od swoich tradycji.

Jak widać na podstawie tych trochę oderwanych od siebie uwag, na zanik lokalnej czy nawet regionalnej tradycji może mieć wpływ wiele czynników i zbiegów okoliczności. W regionach, w których słabiej przetrwały tradycje taneczne, zaobserwowałem znaczne „rozluźnienie” normy tanecznej. Co to oznacza? W konserwatywnych regionach przetrwał do chwili obecnej tzw. garnitur, czyli szczególna kolejność następowania po sobie tańców. Kroki tańców również są ściśle określone (co nie znaczy, że nie zmieniają się z czasem). Za przykład może posłużyć Biskupizna. W miejscach, gdzie zaczął po wojnie wchodzić trwale popularny repertuar radiowy, słyszy się, że dawniej był określony garnitur, ale teraz w zasadzie nikt go nie przestrzega. Taniec tradycyjny, szczególnie dobrze tam rozwinięty, odznacza się jednak małą zmiennością – jest niejako skodyfikowany, jak np. w okolicach Przysuchy. Z kolei w regionach, gdzie nie pilnowano jakoś szczególnie normy tanecznej, pojawia nam się w polkach, obok podstawowego kroku polki, krok „dwa na jeden” – niektórzy z Was mogli to obserwować choćby podczas zabaw Taboru Kieleckiego w Sędku. W okolicach Kalisza doszło do jeszcze większego, jak to nazwałem, rozluźnienia normy tanecznej. Niemniej jednak nie należy pozbawiać jej wartości. Jej siła leży bowiem w tym, że jest… z pogranicza. A oznacza to, że mogą się tam spotkać równocześnie pewne zjawiska z zachodu i ze wschodu, ponadto starsze i nowsze. I w okolicach Kalisza właśnie dochodzi do takiego zjawiska. Melodie wiwatów, które występują w południowej Wielkopolsce, np. na Biskupiźnie, słyszy się na ziemi sieradzkiej jako polki. Chodzone również stają się polkami. Nie chcę tu powtarzać wszystkiego, co mówię w filmie, zachęcam do uważnego posłuchania komentarza. Warto jednak zwrócić uwagę, iż ze względu na przejściowość regionu otrzymujemy niespotykaną gdzie indziej w centralnej Polsce wariantywność kroku polki, porównywalną ilością odmian z tą z południa kraju. Krok „z nogi” przypomina wielkopolskie wiwaty, ale podstawowe odmiany polki kaliskiej nie różnią się od polek sieradzkich. W dodatku jeden z kroków – konkretnie tzw. „dwa na jeden” – nabiera tam cech szczególnie lokalnych: tak szybkiego kręcenia się przy jego zastosowaniu nie zaobserwowałem nigdzie.

Życzę zatem miłego zakręcenia się.

A Paniom z Czempisza i okolic – Halinie Łasce, Janinie Plichcie i Helenie Szych – dziękuję za niezapomnianą naukę.


Tekst pierwotnie opublikowano w 2020 roku na kanałach społecznościowych Domu Tańca. Zamieszczony w 2022 roku na muzykatradycyjna.pl w ramach zadania „muzykatradycyjna.pl” realizowanego przez Forum Muzyki Tradycyjnej we współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca – Pracownią Muzyki Tradycyjnej.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij