Przejdź do głównej zawartości strony

Rozmaj. Swój początek może brać od rozwijania i rozkwitu. Ale również od rozwiązywania i rozłąki. Od rozplątywania? Albo też od maja. Rozmaić, umaić. Upiększyć, umilić, ulepszyć. A może uzdrowić?

Miała to być opowieść świętojańska, jednak tydzień temu inne podróżne wspominki i skojarzenia zdominowały historię, którą zaczęłam pisać (choć widzę, że w zasadzie opowiada ona o tym samym, tyle że innymi słowami).

W połowie maja, kiedy odważyłam się wybrać na zakupy dalej niż do małego sklepu koło domu, wróciłam z dorodną sadzonką rozmaju. Posadziłam w donicy na dachu – jego coraz bardziej rozwinięte kształty cieszą oko, gdy tylko wstanę od stołu i spojrzę w lewo przez dachowe okno. Przetrwał wiatry i burze sprzed kilku dni, teraz nie przeszkadza mu upał. To już nie sadzonka, a dorodna, gęsta roślina. Rosmarinus, morska rosa. W mitologii narodziła się z niej Afrodyta.

Rozmaryn jest zdrowy i pożyteczny, używany w kuchni, kosmetyce, aromaterapii. Koi nerwy, poprawia trawienie. Przez wieki wierzono, że zapewnia długowieczność i powodzenie w sprawach sercowych, jest symbolem trwania, długiej pamięci. W wielu kulturach łączono go – nie bez przyczyny – po równo z miłością i ze śmiercią, weselem i pogrzebem.  

„Jak ruta u ludu prostego, tak rozmaryn u szlachty i mieszczan był troskliwie przez młode panny pielęgnowany na dzień ślubu, do którego uplatano zeń koronę” – pisze Zygmunt Gloger w Encyklopedii staropolskiej.

Chodzi za mną ten rozmaj od kilkunastu lat. Przez długi czas nie miałam potrzeby zidentyfikowania go i klasyfikacji, nadania mu miejsca w świecie roślin i skojarzenia ze swojską, dobrze znaną nazwą. Skłonna byłam pozostawić go w świecie tworów fantastycznych, pospołu z trójzielem, nasięźrzałem, rozryw-zielem, mandragorą i jeszcze kilkoma innymi roślinami, których sekret – jeśli przyjrzeć się tej sprawie z bliska – nie leży w ich realnych lub domniemanych niezwykłych właściwościach, ale w tym, czego są symbolem.

Ich nierozstrzygnięte istnienie jest magiczne, sprawcze. Dająca nadludzką siłę uzdrawiająca moc leży w intencji, która powoduje, że mierzymy się i zmagamy z tym wszystkim, co nam odcina drogę do życiodajnego źródła. To jest jak walka z ogromnym smokiem, broniącym dostępu do leczniczej tajemnicy. To właśnie robią bohaterowie wielu śpiewanych od wieków pieśni.

„Idźże Kasieńku do gaju, nazbieraj ziela rozmaju” – prosi swoją narzeczoną umierający chłopiec. Nie wiemy, co mu jest i domyślamy się, że poszukiwane ziele ma moc uzdrawiającą. Jest w jego prośbie nadzieja, że gotowa do wyruszenia w drogę dziewczyna może go uratować, ponieważ mu wierzy i widzi, że to COŚ go męczy, nie daje żyć, nie pozwala odetchnąć.

Często trafiamy w pieśniach na wątki, w których lecznicze oddziaływanie umieszczone jest nie w konkretnej roślinie, ale po stronie kogoś bliskiego, kto rozumie cierpienie naszego ciała i – być może jeszcze gorszy, bo nie dający się zlokalizować – ból duszy.

W jednej z kluczowych dla mnie scen Legendy twierdzy suramijskiej Paradżanowa niewidomy chłopak zostaje przywieziony do uzdrowicielki. Widać w jego ciele i zachowaniu wieloletnie zmęczenie chorobą, brak nadziei. Na koniec spotkania kobieta mówi: „znajdziesz źródło, przemyjesz oczy wodą. Wypuścisz czarnego gołębia, a złapiesz białego…”.

I kiedy już bieleją nam kostki zaciśniętych z napięcia dłoni, które bezwiednie ściskamy, kiedy prawie świętujemy w myślach razem z nim to cudowne uzdrowienie, zirytowany młodzieniec przerywa jej i mówi monotonnym głosem: „Białe, czarne… ja Cię nie widzę, Wardo, jestem ślepy”.

Fascynuje mnie w pieśniach i opowieściach tradycyjnych to, że uleczeni zostają ci bohaterowie, którzy nie zastanawiają się, jak dotrzeć do cudownego źródła i odnaleźć nie odnotowaną w żadnym zielniku roślinę. Bez namysłu ruszają w drogę.

Zazwyczaj, ale nie zawsze. To temat na inną opowieść.

 

Ps. Kończę pisać ten tekst i widzę, jak ogromny grad pada gęsto na dach.

Rozmaryn przetrwał.


Rycina japońska. Źródło; Wikimedia
Rycina japońska. Źródło; Wikimedia

Do lektury polecam:
O wyobrażeniach lekarskich i przyrodniczych oraz o wierzeniach naszego ludu o świecie roślinnym i zwierzęcym
O rozmarynie jako składniku „octu siedmiu złodziei” używanego w czasie zarazy


W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.

Ewa Grochowska

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij