Franciszek Racis (1922–2018)
Poznałam go w sierpniu 2002. Ostatnio w rozmowie z kimś go wspominaliśmy, obiecałam napisać kilka słów. To długa, o wiele dłuższa historia, zatem dziś tylko cytat*.
I sierpniowe wspomnienie.
Był taki czas – w 2004 i 2005 roku – że spędzałam u niego na Suwalszczyźnie dużo czasu, co miesiąc przyjeżdżałam na tydzień-półtora, z czego co najmniej dwie wizyty były u pana Racisa. Działo się tak dlatego, że po pierwsze miał niesamowity zasób pieśni, melodii, po drugie był cudowną osobą, z którą się chciało spędzać czas. Po prostu się też zaprzyjaźniliśmy. A po trzecie – chyba to w relacji z nim odkryłam dla siebie podpowiedź, że kluczem do opowieści o muzyce jest po prostu opowieść człowieka o sobie samym i o świecie. I wtedy możesz dotknąć tego, o czym w teorii czytasz, że istnieje takie coś, jak „językowy obraz świata”. Tutaj masz to po prostu na żywo, ktoś ci opowiada swoje doświadczenia, wrażenia, uczucia, przedstawia ci swoje poglądy na świat. Konkretny przykład jest taki: wróciłam akurat z Izraela, była to moja pierwsza podróż do tego kraju. Tydzień po powrocie odwiedzam pana Franciszka, no i on – podekscytowany, prosi: „Opowiedz, jak tam jest, w tej Ziemi Świętej?”. Więc ja mówię, że tak i tak, a on pyta, jak to wszystko wygląda, jakie jest niebo, jaka ziemia. Takie pytania kogoś, kto żyje na co dzień w przestrzeni wiejskiej, uprawia rolę. Więc mówię, że na pustyni to tak, i jak wygląda przekrój skał, kolory, co uprawiają w kibucach. I nagle – pan Franciszek zaczyna dopowiadać: „Ach, i te tamaryszki! No i te liski pustynne! I drzewa nad Jordanem. To prawda, że są drzewa wzdłuż Jordanu?”. Odpowiadam, że tak. Wtedy jeszcze nie było smartfonów, więc nie mogłam mu od razu pokazać zdjęć. Zresztą mam wrażenie, że opowieść i tak znaczyła dla niego więcej. Ale jak już wymienił słowo „tamaryszki” – to myślę sobie: „Zaraz, zaraz. Może on był na wycieczce, tylko jakoś się nigdy nie zgadaliśmy na ten temat?”. I pytam: „Panie Franciszku, no przepraszam, a pan tam był, w Ziemi Świętej?”. A on mówi: „Nie”. „No to skąd pan to wszystko wie? Pan więcej opowiada, jak tam jest, niż ja”. A on mówi: „Ale to wszystko jest opisane. W Piśmie Świętym. To wszystko, o czym opowiadasz, jest tam opisane”.
W jego życiu i w życiu jego rodziny muzyka miała ogromne znaczenie, była na bardzo poczesnym miejscu. Te rzeczy nie były oddzielone. Obok narracji religijnej – on był bardzo wierzący, w przepiękny sposób – miał też głęboką i mądrą narrację patriotyczną. Opowieść muzyczna w ogóle nie była obok, to było jak warkocz splecione jedno z drugim. Nagrania z naszych ostatnich regularnych spotkań (bo potem przyjeżdżałam już dość rzadko, wysyłaliśmy sobie kartki na święta i pozdrowienia) – są niemal wyłącznie mówione. Tam nie ma pieśni, nie ma muzyki, on tam nie gra, tylko po prostu opowiada o różnych rzeczach. I gdybym miała powiedzieć, z którego etapu naszej znajomości nagrania mówią mi więcej o tym, czym jest tradycja tego konkretnego wycinka świata, tej wsi, tej rodziny – to są to nagrania z tej drugiej fazy, jego opowieści, a nie z pierwszej, z której mam bogaty przegląd melodii, skal, tematów, gatunków.
* Fragment z książki: Opowiedziane. Historia mówiona w praktykach humanistycznych, pod redakcją Agnieszki Karpowicz, Małgorzaty Litwinowicz, Marty Rakoczy, wyd. Instytut Kultury Polskiej Uniwersytet Warszawski, Warszawa 2019.
Całość w pdf dostępna tutaj.
O Franciszku Racisie:
Polskie Radio
Muzyka Odnaleziona
Kultura Ludowa
MuzykaTradycyjna.pl
Culture.pl
W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.
Ewa Grochowska