Przejdź do głównej zawartości strony

Dla naszych przodków śmierć stanowiła oczywisty element życia. Byli z nią bardziej oswojeni niż współczesny człowiek. Wiele osób umierało młodo, nie dożywając czterdziestu lat, umierały dzieci i kilkudniowe niemowlęta. Choroby zbierały śmiertelne żniwo. Człowiek obserwował i uczestniczył w pochówkach, doświadczał wielkiego smutku, utraty, żałoby. Z drugiej strony wierzył, że śmierć – najbardziej zagadkowy i niewyjaśniony obrzęd przejścia, prowadzi do znalezienia się duszy w innym, prawdopodobnie lepszym świecie.

Mówiono, że dusza ulatuje z człowieka w chwili śmierci, ale zostaje przy nim i do czasu pogrzebu jest obecna obok swojego ciała. Cerkiew naucza, że po śmierci dusza człowieka musi przejść pewną drogę, by dotrzeć do Boga. Kiedy ciało zmarłej osoby spoczywa martwe i nic już się nie da dla niego zrobić – poza umyciem i ubraniem go w odświętny strój, należy się modlić, gdyż dusza potrzebuje modlitwy. Bowiem zanim trafi do nieba, przez 40 dni pozostaje na ziemi i odwiedza miejsca, w których za życia bywała. Pomóc jej zaznać spokoju może też śpiew żałobników, który także żywym pozwala pogodzić się z utratą i przynieść ukojenie bólu. Oprócz śpiewania starano się więc, by i pozostałe czynności obrzędowe zostały wypełnione.


W domu, w którym przebywał zmarły, trzeba było zakryć wszystkie lustra – żeby nie zobaczyć jego odbicia, i wynieść albo zatrzymać zegar. Należało pójść do obory, stajni, chlewa, by zbudzić zwierzęta i powiedzieć im, że zmarł gospodarz czy gospodyni, bo inaczej mogły szybko zdechnąć. Jeśli w domu spało małe dziecko, na wyprowadzenie powinno zostać obudzone. Nie wolno było otwierać okien przy nieboszczyku, zamiatać podłogi, robić porządków. Po wyniesieniu zwłok należało poprzewracać stołki, na których stała trumna – żeby kolejna śmierć nie przyszła.

Nieboszczyka myła rodzina lub wzywano starszą mieszkankę wsi, która przy tym pomagała. Mówiło się, że młode osoby nie powinny tego robić, a zresztą nie wiedzą, jak postępować z zastygniętym ciałem. Wodę po myciu wylewano w oddalonym i niedostępnym miejscu, by nikt tam nie miał z nią styczności. Uważano, że mogłoby to sprowadzić nieszczęście. Ubieraniem zajmowali się najbliżsi. Zmarłemu dziecku zakładano jasną odzież. Niekiedy panny ubierano w welon i suknię ślubną. Kobieta była zazwyczaj w sukience lub garsonce i  chustce na głowie, młoda kobieta mogła mieć włosy przykryte cienkim szalem. Mężczyźnie zakładano koszulę, marynarkę i spodnie. Kawalerowi w lewą klapę marynarki wpinano bant – kwiat (taki jak na ślubie).

Portret grupowy nad trumną, ok. 1950 r. Fot. Jan Siwicki, albom.pl

Zmarłego kładziono w domu rodzinnym w pobliżu pokucia (gwarowo: pokut’, pokutie), czyli świętego kąta, znajdującego się zazwyczaj przy wschodniej ścianie domu. Funkcję katafalku spełniały tzw. nary – stołki i deski przykryte prześcieradłem, na których spoczywał pokojnyk. Mógł być także użyty siennik ze słomą i prześcieradło. Zmarłego przenoszono do trumny przed wyprowadzeniem. Zdarzało się, że dopiero wtedy, o ile w ogóle, zakładano mu buty (wcześniej był w skarpetach). Trumna była sosnowa, obita białym płótnem w środku. O jej wykonanie proszono innych mieszkańców wsi. Pod trumną umieszczano miskę z wodą i siekierę. Dzięki temu ciało miało się wolniej psuć. „Jak mój kum zmarł, to go obłożyli żyletkami na piersiach” – wspomina mieszkanka Dobrowody. Do środka wkładano gromnicę (z boku trumny), do rąk albo na czoło chusteczkę, pieniążek do kieszeni (żeby mógł sobie kupić świeczkę na tamtym świecie), kłódkę pod rękę, kobiecie – ikonkę Matki Boskiej, mężczyźnie ikonę Spasitiela (Chrystusa) i czapkę, koło głowy poświęcone zioła, najlepiej na Splienie (Matki Boskiej Zielnej), np. piołun, dziurawiec, nostrzyk oraz przedmioty osobiste np. okulary, broszkę, zegarek.

Pogrzeb dziecka, rok 1956. Fot. z archiwum rodzinnego Julity Charytoniuk

Ustawienie chorągwi pogrzebowych w bramie było wizualną informacją, w którym domu odbywa się czuwanie. Dawniej trwało dwie noce, obecnie jedną. Coraz rzadziej odbywa się w domu, a znacznie częściej w domu pogrzebowym albo w cerkwi. Kiedyś w Dobrowodzie po roku znaleziono zwłoki zabitej dziewczyny – wtedy trumna wystawiona została na plac koło cerkwi. Śpiewacy pogrzebowi, w większości kobiety, przychodzili bez zaproszenia. Modlili się za duszę nieboszczyka i śpiewali przez kilka godzin pieśni zaupokojnyje, za pokojnykom, zwykle z ręcznie zapisanych zeszytów lub drukowanych bohohłaśników. Przykładem takiej pochoronnej pieśni jest „O, Boże moj Boże”. Osoba zmarła ubolewa nad tym, że nie będzie już chodzić po świecie, tylko będzie leżała w ciemności i nie usłyszy śpiewu ptaków, które przylecą na jej mogiłę:

O Boże, moj Boże z wysokoho neba, czy czujesz molitwu moju?
Woźmi moju hresznuju duszu do neba, a tieło w syruju zemlu
O Boże, moj Boże, jak toj swiet mnie miłyj, jak choczetsia żyti i mnie
Na smert’ zabiraje toj wsio pokidaju, leżati ja budu w zemlie
Nahornut na mene wysoku mohiłu, trawoju wona zaroste
Posadiat na jeju czerwonu kalinu, wesnoju wona zacwite
I budut do mene ptaszki prylitati i budut spiwati pieśnie
A ja ne poczuju, bo budu leżati u tiomnoj i syroj zemlie
Chatynka maleńka, toj szczej i hłuboka, szto daże okiencia nema
A ja odinoka jak w poli bylina leżu w toj chatyni odna
Koliś mojie nohi po swieti chodili – jakij to byw radosnyj czas
Koliś mojie ruki tak tiażko robili, a teper na hrudiach leżat

 

Na pogrzeb zapraszana była cała wieś – sąsiedzi przekazywali sobie wiadomość. Batiuszka pojawiał się w dzień pogrzebu, tuż przed wyprowadzeniem zmarłego. Po krótkiej modlitwie wynoszono trumnę z pokojnykom na zewnątrz. Kondukt pogrzebowy – osoby niosące trumnę i chorągwie, za którymi podążała najpierw rodzina, potem sąsiedzi i znajomi, szedł aż do końca wsi, do krzyża. Tam również się modlono. Kto nie wybierał się do cerkwi i na cmentarz, tu żegnał się z nieboszczykiem, całując ikonkę w jego dłoniach.

Podczas panichidy (nabożeństwa żałobnego), bo na cmentarzu już z rzadka, były śpiewane pieśni pochoronny – pogrzebowe. Trumna powinna być ustawiona w taki sposób, by zmarły był zwrócony twarzą do Carskich Wrót, dzięki czemu ostatni raz będzie mógł wziąć udział w liturgii odprawianej w cerkwi.

Portret grupowy nad trumną, Kleszczele, ok. 1943. Fot. Jerzy Kostko / albom.pl
Trumna w cerkwi, Puchły 2019. Fot. Julita Charytoniuk

Jak zmarło małe dziecko, to matka nie szła na cmentarz, by nie widzieć, jak je grzebią. Samobójców chowano z boku, przy ogrodzeniu. Dawniej zamiast kwiatów przynoszono wstążki, które pozostawiano zmarłej na ramieniu. Zalecano, by nie płakać , gdyż łzy tylko przeszkadzają zmarłemu. Lepiej iść na cmentarz i z nim porozmawiać.

Wyletieła dusza z tieła, na nowoj mohile sieła
Wona sieła i płakała: de ja budu naczowała
Prylitaje anhieł z neba, szto tobi dusza treba
Światyj anhieł, nyc ny treba, tolko spasienija z neba
Czy ty dusza spowydałaś, czy ty dusza pryczaszczałaś
Światy anhieł, spowydałaś, światy anhieł pryczaszczałaś
To jdy dusza za duszayi, tak jak misiac za zoramy
Zajdesz dusza ty do neba, tam tobi skażut szto treba.
Szczo ty dusza tam robyła, szczo tak mnoho nahreszyła
Światy Boże w hory żyła i tak mnoho nahreszyła
Ja syrotoj zostałasia, wsio płakała, narykała
O mój Boże miłościwyj, bud’ nado mnoj litościwyj

Stypę szykowała rodzina. Kiedyś odbywała się wieczorem, po zrobieniu obrządku (nakarmieniu zwierząt gospodarskich etc.). Przychodzili na nią starsi, rzadko młodzi. Po modlitwie za świeżo pochowanego w pierwszej kolejności należało zjeść kawałeczek prosfory i łyżeczkę kutii. Prosfora to maleńka okrągła bułka składająca się z dwóch nałożonych na siebie elementów symbolizujących boską i ludzką naturę. Na jej górnej części są odciśnięte litery oznaczające: Jezus Chrystus Zwycięzca. Prawosławni dzielą się nią także podczas Wigilii. Kupuje się ją w cerkwi. Kutię na stypę przygotowywał ktoś z najbliższej rodziny z pęczaku i miodu, czasem była udekorowana rodzynkami, wstawiano w nią świeczkę. Jeśli akurat był post, jedzono rybę, kisiel owsiany, hrusznyk (dżem z gruszek). Po stypie szybko rozstawiano stoły, oddawano pożyczone krzesła – inaczej śmierć się zasiedzi.

Portret grupowy nad trumną przy cerkwi. Jaczno, rok 1950. Fot. Jan Siwicki / albom.pl

Niektórzy wierzą, że dusza przebywa w domu sześć dni po śmierci, do dziewiątego dnia koło domu, a do czterdziestego wędruje po różnych miejscach, ale nie wie, dokąd ma iść. Na dziewiąty dzień (a jest to dość współczesny zwyczaj) zaprasza się dokładnie dziewięc osób, najlepiej śpiewających, najbliższych, do cerkwi, by się pomodlić i wspomnieć zmarłego. Kiedyś dziadek Michała Ziniewicza, jednego z mieszkańców Dobrowody, czytał, za opłatą, przez 40 dni psałtir (psałterz). To pomaga zmarłemu. „Ale mi drogę oczyściłaś!” – powiedział kiedyś zmarły we śnie. Zdarzało się nieraz, że zmarli dawali o sobie znać: stukali pokrywkami, przychodzi w snach i prosili o wstawiennictwo w formie modlitwy albo żeby załatwić w ich imieniu jakieś niedokończone sprawy na ziemi. Pewien mężczyzna chodził całe życie z zegarkiem, takim na ręce. Pochowali go bez. To się przyśnił żonie i ona zaniosła jego zegarek na cmentarz. Wtedy przestał się śnić.

Wierzono, że dusza zostaje na ziemi do czterdziestego dnia po śmierci, jak Chrystus do swego Wniebowstąpienia. Wtedy to odbywa się sąd boży nad duszą. Jeszcze przed tym dniem zamawiano w cerkwi panichidę, na którą zapraszano najbliższych. Starano się nie sprzątać do tego momentu po zmarłym, nie wyrzucać jego ubrań itd. Śpiewano tego dnia pieśń: „Ja leżu w mohile uże sorok dniej”(Leżę w mogile już 40 dni, a cierpiąca dusza błąka się po niej. Chodzi wokół domu, odwiedza rodzinę, płacze się po swojej rodzinnej ziemi. Wszystkie moje ścieżki zarosły trawą, wszystkim bliskim stanę się całkiem obca. Nigdy nie usiądę z wami do stołu, a będę w kącie wylewać łzy). Ważne również było nabożeństwo na rocznicę po śmierci.

Żałobę najbliższa rodzina nosiła przez rok. Przede wszystkim żałobę w sercu. Unikano imprez, tańców. Ubierano się w ciemne stroje.

Bliskich, którzy odeszli, wspomina się w listopadzie w pominalnu subotu – tzw. sobotę rodzicielską, ale najważniejszym okresem na uczczenie zmarłych w cerkwi jest czas paschalny po Wielkanocy. Odbywa się wtedy święcenie grobów na cmentarzach. Każda parafia wyznacza na to jakiś konkretny dzień. W Dobrowodzie wyświęcanie odbywa się w trzecią niedzielę po Wielkiej Nocy, a jesienią w pierwszą niedzielę po Podwyższeniu Krzyża, czyli 4 października. Dawnym zwyczajem można się podzielić ze zmarłymi paską – ciastem pieczonym specjalnie na Wielkanoc, oraz pisankami.

Pisanki i kawałek paski na grobie. Puchły, Wielkanoc 2011. Fot. Julita Charytoniuk

Artykuł powstał na podstawie własnych badań terenowych autorki artykułu, Julity Charytoniuk – głównie rozmów z mieszkankami Dobrowody (gm. Kleszczele): Barbarą Jakimiuk (ur. 1945), Niną Jawdosiuk (ur. 1942) i Walentyną Klimowicz (ur. 1943)

Artykuł powstał w roku 2020 w ramach zadania „MuzykaTradycyjna.pl” realizowanego przez Forum Muzyki Tradycyjnej we współpracy z Instytutem Muzyki i Tańca – Pracownią Muzyki Tradycyjnej

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij