Przejdź do głównej zawartości strony

Z Bartoszem Pulińskim, muzykantem grającym repertuar łęczycki i łowicki, o prowadzonym przez niego wspólnie z Centrum Kultury i Ekologii w Plichtowie Ognisku Muzyki Tradycyjnym, rozmawia Julita Charytoniuk.


Julita Charytoniuk: Co się skłoniło do udziału w tym programie, gdzie go realizowaliście?

Bartosz Puliński: Swoje działania realizowaliśmy w Centrum Kultury w Plichtowie niedaleko Łodzi. To specyficzne miejsce, dlatego że leży na styku kilku regionów etnograficznych: łęczyckiego, łowickiego, rawskiego, opoczyńskiego. Zostało tam jeszcze kilku muzykantów, z których każdy gra w innym stylu. Niektórzy nie mieli ze sobą kontaktu, mimo iż mieszkają w sąsiednich wsiach.

To wynika z tego, że każdy z nich ma inną specyfikę gry czy z tego, że odwiedzanie mieszkańców innych wsi nie było czymś powszechnym?

Myślę, że ci muzykanci się znali z widzenia, kojarzyli się. Jest na przykład muzykant z Niesułkowa, harmonista. Mieszka 5 km od muzykanta z Kalonki. Jeden gra bardzo po łowicku, drugi gra po rawsku, i te muzyczne światy się zupełnie nie przenikają. To jest jedna rzecz. Druga to taka, że poza tymi muzykantami prawie nikt muzyki instrumentalnej w regionie już nie zna, szczególnie jeśli chodzi o młodsze osoby. Stąd mój pomysł, żeby coś z tą muzyką zrobić. Tym bardziej, że jest to region specyficzny – był w dużej mierze zamieszkany przez osadników niemieckich, którzy pod koniec wojny uciekli z Polski i została po nich pustka osadnicza. Jest tam sporo osób, które potem przybyły z różnych innych regionów. A przez bliskość Łodzi od końca lat 90. pojawiali się nowi mieszkańcy, którzy należą do różnych kultur muzycznych.

Jaki mieliście na to pomysł – żeby zapoznać ze sobą te światy, żeby zrobić coś wspólnie?

Tak, żeby skonsolidować, żeby wymieszać te światy, czyli mieszkańców pierwotnych i tych napływowych z miasta, dlatego że tak naprawdę nie ma dla nich przestrzeni wspólnej. Ze 20 lat temu powstała nowa parafia w Kalonce, w której dużo się organizuje dla nowych mieszkańców (chór męski, żeński, zajęcia plastyczne dla dzieci), natomiast dla starszych mieszkańców są starsze parafie, np. parafia w Skoszewach czy parafie mariawickie. I co ciekawe, starsi gospodarze Kalonki jeżdżą do starszych kościołów – do Skoszew czy do Dobrej. Trudno więc było znaleźć płaszczyznę porozumienia i myślę, że w Ognisku to też się nie udało, chociaż próbowaliśmy zrobić krok w tę stronę.

Plakat na cykliczne próby/warsztaty instrumentalne Ogniska Muzyki Tradycyjnej w Plichtowie

Do kogo kierowaliście zajęcia muzyczne?

Chodziło głównie o młodzież i młodych dorosłych. W Ognisku były dwie grupy – instrumentalna i śpiewacza. Dokonał się tam dość wyraźny podział, bo jeśli chodzi o zajęcia instrumentalne, przyjeżdżali na nie niemal wyłącznie młodzi ludzie z Łodzi, tacy związani z naszym środowiskiem muzycznym. Natomiast na spotkania grupy śpiewaczej zaczęły przychodzić osoby miejscowe.

Na zakończenie tego projektu zorganizowałem spotkanie zaduszkowe we dworze w Byszewach. To wyremontowany, ale opuszczony dwór. Nic tam się nie dzieje. Wydarzenie spotkało się z dużym zainteresowaniem. Pojawiło się 70 osób, w tym sporo starszych mieszkańców, a nawet wójt i proboszcz. Śpiewaliśmy tutejsze pieśni pogrzebowe, które wcześniej wybraliśmy z panią Haliną Janeczek, i których się uczyliśmy.

Plakat na cykliczne spotkania śpiewacze Ogniska Muzyki Tradycyjnej w Plichtowie

Jak często spotykała się grupa śpiewacza?

Spotykała się raz w tygodniu przez około trzy miesiące.

A jakbyś opisał stałych uczestników zajęć?

Grupę śpiewaczą tworzyło około 10 osób wywodzących się z regionu w wieku 30–50 lat, plus jedna kobieta dojeżdżająca z Łodzi, która zainteresowała się projektem. A jeśli chodzi o instrumentalistów, to sami młodzi ludzie w przedziale wiekowym 20–30 i było ich w szczytowym momencie siedmioro jednocześnie. Początkowo mieliśmy sporą grupę – akordeonistkę, wiolonczelistę, barabanistkę, puzonistę, akordeonistę. Póki co nie udało się dotrzeć do miejscowej młodzieży czy grających młodych dorosłych.

Kto prowadził zajęcia?

Śpiewacze zajęcia prowadziłem ja, a przy instrumentalnych pomagali lokalni muzykanci: Stanisław Królak z Kalonki, Jan Szymański z Albinowa.

Jakie widzisz plusy i minusy programu Ogniska Muzyki Tradycyjnej?

Myślę, że program jest dobrze finansowany. Natomiast na pewno lepiej by było, gdyby był przewidziany na lata, a nie miesiące. Wtedy można by zbudować stabilną grupę i więcej osiągnąć.

Dziękuję za rozmowę.


Bartosz Puliński – magister archeologii UŁ, folkorysta i muzykant ludowy. Od dwunastu lat gra na harmonii trzyrzędowej. Jest uczniem ostatnich harmonistów regionu łęczyckiego i łowickiego (Czesława Kocemby, Sławomira Czekalskiego, Tadeusza Durki oraz Wiesława Rochali). Od roku 2012 prowadzi kapelę DiaBuBu, będącą laureatem Baszty na XLVIII FKIŚL, pierwszego miejsca Konkursu „Od Kujawiaka do Oberka” (2016 r.) oraz I-go miejsca i nagrody publiczności konkursu Stara Tradycja (2014 r.). Grał na dziesiątkach zabaw tanecznych, na festynach wiejskich i weselach. Jest instruktorem lokalnego, inspirującego się folklorem zespołu śpiewaczego Byszewianie.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij