Przejdź do głównej zawartości strony

*

Do szkoły szliśmy na piechotę kilka kilometrów. To była pierwsza trudność, ale nie największa. Gorzej z butami – mieliśmy z bratem jedne, a że między nami był rok różnicy a rozmiar stopy podobny, to chodziliśmy na zmianę, jednego dnia ja, drugiego on. Siostrze też już czas był już rozpocząć naukę, ale zostawała w domu, bo miała za małą stopę. No i dzięki temu pomagała mamie, a to obiad zrobić, a to pokołysać malutkiego brata, no i w polu oplewić albo pograbić siano.

*

Tyle tej szkoły było, co alfabetu się nauczyliśmy i trochę czytać, pisać już nie. Sala lekcyjna to była izba u nauczyciela. Za zasłoną często płakało malutkie dziecko. Chłopcy rąbali drewno i robili inne drobne prace, jak to koło domu. Dziewczynki – niewiele ich było w naszej grupie – zmywały, pomagały przy sprzątaniu lub w ogrodzie. Potem wybuchła wojna i przerwała tę naszą «edukację».

*

Nauczycielka zawsze na początek dawała nam jeść. Schodziliśmy się wcześnie, rodzice poprosili w szkole, żebyśmy jak najwcześniej kończyli lekcje i szybko wracali do domu, żeby pomagać w polu. Szczególnie wiosną i jesienią, bo latem nie chodziliśmy w ogóle. Zawsze miała dla nas trochę chleba albo kartofli, czasami zupę. Wiedziała, że większość z nas nie mogła się najeść tym, co dostawała w domu, to nas trochę podkarmiała. Dobrze wspominam szkołę.

*

Dyrektor uczył wszystkich przedmiotów. Na nic wam ta nauka – mawiał – orać można i bez szkoły. Czasem, szczególnie po niedzieli staraliśmy się schodzić mu z drogi, bił za byle co. Kiedy żaliliśmy się rodzicom, że nauczyciel nas bije, mówili: przynajmniej wyjdziecie na ludzi.

*

Szkoła – była wspaniała. Uczyłyśmy się szyć i haftować, no i można było trochę odpocząć przed dalszą częścią dnia, kiedy pomagało się w polu.

*

Pyta pani, jak to było? Jeden chłopiec w klasie miał zegarek, którego strzegł jak oka w głowie. Nikt go nie zaczepiał, wszyscy chłopcy liczyli się z nim, zresztą nie tylko chłopcy, nauczyciele też. Jego ojciec był w Ameryce, jak wrócił, to los całej rodziny się zmienił. Chłopak uczył się później na urzędnika.

„Na roli nie ma życia” – mawiał ten jego ojciec.

*


Artykuł na podstawie opowieści usłyszanych podczas badań terenowych


W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.

Ewa Grochowska

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij