Ludowe mity o stworzeniu świata przedstawiają Boga unoszącego się nad wodami. Pojawia się w nich dodatkowo wątek nieobecny w Księdze Rodzaju. Bóg w dziele stworzenia korzysta z pomocy Diabła, którego wysyła w morskie głębiny, by ten w Jego imieniu wydobył garść ziemi mającej posłużyć do stworzenia świata. Nieposłuszny Diabeł przynosi ziemię, lecz w swoim imieniu, wobec czego pomiędzy parą Stwórców narasta konflikt. Świat powstaje, ale niepokorny pomocnik zostaje strącony przez gromowładnego Boga w otchłań i przykuty łańcuchem do korzeni Kosmicznego Drzewa. Świat istnieć będzie dopóty, dopóki Diabeł nie uwolni się z więzów. Ta mityczna wersja Początków w różnych wariantach znana była niemal powszechnie na terenach całej Słowiańszczyzny jeszcze na przełomie XIX i XX wieku.
Niestety, licho nie śpi – mityczny Diabeł nie został zakuty w sposób nieodwołalny raz na zawsze. Kosmiczny łańcuch wymaga okresowej regeneracji. Z faktem tym związany jest niemal całkowicie zapomniany już dziś obrzęd, którego początki sięgają zamierzchłej przeszłości, i który stanowi jeden z najstarszych reliktów kultury w naszej części Europy. Mało kto domyśla się również, jak doniosłą rolę ta niepozorna aktywność naszych pradziadów, jaką było wiosenne kolędowanie, odgrywała w ich świecie. Kolędowanie wiosenne, znane na Podlasiu (również na innych terenach Słowiańszczyzny, a także na Litwie) pod nazwą „włóczebne” czy „chodzenie z konopielką”, jest jednym z wariantów archaicznej słowiańskiej obrzędowości wiosennej, która w wymiarze rytualnym obrazuje coroczny dramat ścierania się zantagonizowanych sił kosmicznych, a ostateczną stawką owej kosmicznej potyczki jest dalsze istnienie świata.
Aby w pełni zrozumieć kluczową rolę, jaką włóczebne odgrywało w kulturze ludowej, trzeba spojrzeć na nie w kontekście ludowego obrazu świata. Światopogląd ludowy stanowił swoisty splot wierzeń sięgających jeszcze czasów pogańskich oraz wierzeń, które zadomowiły się na naszych ziemiach wraz z przyjęciem chrześcijaństwa. Choć sama treść wierzeń uległa poważnym zmianom (np. bogowie ustąpili miejsca świętym, a dawne obrzędy zastąpione zostały przez święta chrześcijańskie), to z dużą dozą prawdopodobieństwa założyć można, że struktura tych wierzeń i sam sposób myślenia, które są w znacznie mniejszym stopniu podatne na przeobrażenia, stanowią schedę po światopoglądzie dawnych Słowian.
W uproszczeniu – z podejmowanych przez badaczy prób rekonstrukcji ludowego obrazu świata wyłania się struktura dzieląca świat na dwie antagonistyczne sfery, które zarysowane zostały już w micie o stworzeniu:
– sferę przypisaną istotom piorunowładno–niebiańskim, kojarzonym z niebem, ogniem, gromami i podtrzymywaniem porządku w świecie,
– sferę istot akwatyczno-chtonicznych skojarzonych z chaosem, żywiołem wody, ziemią, urodzajem.
Świat jest areną nieustannego ścierania się tych przeciwstawnych sił i uosabiających je istot. Reprezentantem pierwszej sfery jest Bóg oraz gromowładni święci tacy jak św. Michał, św. Eliasz czy św. Jerzy. W ludowej wizji świata Bóg po stworzeniu świata odchodzi na niebiosa i przekazuje dzieło podtrzymywania porządku i sprawowania kontroli nad siłami chaosu swoim świętym. Sam ingeruje w losy świata jedynie incydentalnie. Działania istot gromowładnych zostają wymierzone w Diabła, będącego niezależną, odwieczną i przeciwstawną Bogu zasadą. Diabeł utożsamiany jest z wodami, chmurami deszczowymi, mgłą, ciemnością, ziemią. Z Diabłem – Przeciwnikiem Gromowładcy, skojarzone zostały również istoty przynależące do tzw. mitologicznej „klasy gadziej” obejmującej smoki – bohaterów wielu podlaskich pieśni włóczebnych – czy węże, mające zdolność do przeobrażania się w smoki. Co ciekawe, do sfery przynależnej Przeciwnikowi Gromowładcy należą również pewni święci, wśród których na czoło wysuwa się dość bliski kuzyn mitycznego Diabła – św. Mikołaj. Bliższe przyjrzenie się ludowemu Bogu oraz Diabłu ujawnia spore rozbieżności z ich chrześcijańskimi prawowiernymi odpowiednikami. Przyczyną takich różnic jest fakt, że opozycja Bóg-Diabeł wpisała się w strukturę zdecydowanie starszą – strukturę właściwą obrazowi świata dawnych Słowian. Jak wykazały próby rekonstrukcji mitologii słowiańskiej, pierwowzorem mitycznego konfliktu pomiędzy Bogiem i Diabłem był antagonizm dwóch bogów: Peruna i Welesa. Relacja pomiędzy tymi bóstwami wywodzi się natomiast z indoeuropejskiego mitu o pojedynku pomiędzy Bogiem Gromu a Wężem/Smokiem. Znany z podlaskich pieśni włóczebnych motyw pokonania smoka przez gromowładnego Boga oraz św. Jerzego jest więc wariantem archaicznego mitu, który w zmodyfikowanej wersji przetrwał w pieśniach przez wieki aż do dnia dzisiejszego. We włóczebnej wersji mitu rolę Gromowładcy przejęli chrześcijański Bóg oraz święty Jerzy (rzymski oficer z Kapadocji przedstawiany w ikonografii na białym koniu, który według legendy pokonał smoka, i którego dzięki temu Słowianie chętnie widzieli w roli pogromcy Przeciwnika Piorunowładcy). Mimo tych zmian treściowych struktura mitycznego pojedynku została zachowana. O bardzo starym rodowodzie pieśni włóczebnych świadczy ponadto ich archaiczna struktura wersyfikacyjna i melodyczna.
W przełomowych momentach roku, do których należał niewątpliwie początek wiosny, świat przypominał białą kartę, która domagała się rytualnego zapisania w postaci wzoru, który przez najbliższy okres życie będzie powielało. Stąd troska o „dobry początek” i pieczołowitość, z jaką dokonywano wszelkich aktów inicjalnych. Rytualne przywołanie przez wołoczebników mitu o pokonaniu Smoka samo w sobie stanowiło swoisty gwarant kosmicznego ładu i ziemskiego urodzaju. Ponadto śpiewano pieśni zawierające bezpośrednie magiczne życzenia mające zapewnić konkretnemu gospodarzowi dobrobyt i pomyślność. Pieśni te stwarzały magiczne precedensy, w których święci pomagają gospodarzowi w określonych czynnościach gospodarczych, a życzenia szybkiego zamążpójścia i licznego potomstwa śpiewane w osobnych konopielkach dla dziewcząt na wydaniu miały zapewnić im płodność. Godności wołoczebnika dostępowali jedynie młodzi chłopcy, jurni kawalerowie, którzy w sposób rytualny stawali się uosobieniem męskich mocy gromowładnych. Przypadki włóczebnego z udziałem dzieci czy, co gorsza, kobiet stanowią już prawdopodobnie efekt degeneracji obrzędu i zapomnienia jego mitycznych sensów.
Wraz z rozpadem tradycyjnej wizji świata zapomniano z czasem o pierwotnych motywach chodzenia z włóczebnym. Przez dziesięciolecia śpiewano te niegdyś rytualne pieśni już jedynie z pobudek towarzyskich, dla podtrzymania wesołej kompani lub też po to, by kultywować zwyczaje ojców. Jak widać, rytuał zachowuje swą skuteczność niezależnie od tego, czy uczestnicy wierzą w jego moc sprawczą, czy też nie, na co niezbitym dowodem jest nieprzerwane istnienie świata.
Pewnej Wielkanocnej Niedzieli w latach 50-tych w podlaskich wioskach zaległa głucha cisza. Nie znaleziono już ani jednego powodu, dla którego warto wyjść gromadnie z konopielką. Etnografowie orzekli zgon włóczebnego. O dziwo również i wówczas świat nie przestał istnieć. A ponieważ pieśni włóczebne mają moc podtrzymywania świata, jedyny logiczny wniosek, jaki w tej sytuacji się nasuwa, jest taki, że musiały być one wciąż nucone gdzieś w zaciszu domowym przez starych, „przeniesionych do rezerwy” wołoczebników. Kto wie, być może wiele zawdzięczamy wołoczebnikom z terenów Białorusi czy Litwy? Nie dajmy się jednak uśpić w błogim poczuciu asekuracji płynącej zza wschodniej granicy, weźmy sprawy w swoje ręce. Dopiero z tej perspektywy widać, jaką doniosłość i wagę dla współczesnego świata i społeczności międzynarodowej mają działania Knyszyńskiego Ośrodka Kultury i Stowarzyszenia „Tratwa”, które sobie tylko znanymi sposobami motywują nowych wołoczebników, by wyszli w Wielkanocny wieczór w zwartych kompaniach z jurną pieśnią na ustach i gromowładną mocą swych gardeł po raz kolejny zakuli mitycznego Diabła? Czy wiedzą, jak wiele świat im zawdzięcza? „Niech będzie na cześć i chwałę!”