O bagnie mówi się jak o terenie stale podmokłym, który porasta specyficzna roślinność, niewystępująca nigdzie indziej, tak też o pieśniach z Polesia (terenu obfitującego w bagna) można powiedzieć, że są archaiczne i odmienne od pieśni z innych, sąsiadujących regionów. Pieśni Bagien to inicjatywa, która za rok będzie świętować swoje dwudziestolecie. O idei, poszukiwaniu i praktykowaniu muzyki z Polesia opowiada Krzysztof Gorczyca.
O idei, poszukiwaniu i praktykowaniu muzyki z Polesia z Krzysztofem Gorczycą z Towarzystwa Dla Natury i Człowieka, inicjatorem i organizatorem Pieśni Bagien, podczas festiwalu odbywającego się w Krainie Rumianku w Hołownie (gm. Podedwórze) rozmawiała Julita Charytoniuk
Julita Charytoniuk: Co pamiętasz z pierwszego festiwalu, jakie mu przyświecały idee? Dlaczego bagna i dlaczego pieśni?
Krzysztof Gorczyca: Słowo festiwal nie jest tu najszczęśliwszym określeniem. Pieśni Bagien to raczej spotkania. Dotyczą muzyki Polesia – regionu, w którym jest dużo mokradeł. To teren o ogromnej wartości przyrodniczej, jeden z najcenniejszych w Europie, a jednocześnie pod względem ciągłości tradycji muzycznych również unikalny w skali kontynentu. Jedno z drugim jest ze sobą powiązane. Doprecyzowując, mówimy tu o Polesiu, które znajduje się na obszarze Ukrainy, Białorusi, aż po pogranicze rosyjskie. W Polsce mamy taki kąsek geograficznego Polesia. Etnograficznie „nasze” Polesie też jest czymś innym niż tamte tereny, inne były jego losy. W polskiej etnografii mówi się raczej o Chełmskiem czy Południowym Podlasiu. Wprowadza to trochę zamieszania pojęciowego, ale dla nas to Polesie było czymś innym.
Czymś innym niż na wschodzie?
Czymś innym jako otoczenie przyrodnicze i jako element muzyczny, jako całość. Fascynowaliśmy się Polesiem, które było za Bugiem. Ono od ponad 20 lat jest w polskim środowisku praktykującym muzykę tradycyjną ważnym miejscem, punktem odniesienia, skąd się przywozi wyjątkowe pieśni, melodie i krajobrazy. W 2004 roku myśleliśmy, że Pieśni Bagien będą opowieścią o tym regionie. Przez kilka lat skupiały się na spotkaniach dotyczących muzyki z Polesia białoruskiego, ukraińskiego. Początkowo mniej myśleliśmy o muzyce stąd, bo była mało znana. Istniało dosłownie kilka zespołów śpiewaczych. Z czasem się to zmieniało.
Pamiętasz pierwszą edycję?
Była takim para-festiwalem, działa się na wsi, w Woli Uhruskiej nad samym Bugiem. To było letnie spotkanie, trochę jak tabory Domu Tańca, które w tamtym czasie rozkręcały się w kilku miejscach w Polsce. Ta forma dawała okazję do nauki i konsumowania nowych muzycznych umiejętności: tańca, grania, śpiewu.
Czyli to był cykl warsztatów?
Tak, ale nie jako dominujący element. Były spotkania ze śpiewaczkami, spotkania o ziołach, tkactwie, koncerty, dużo spotkań z przyrodą, spacery w dolinie Bugu. Następna edycja była czysto warsztatowa. Potem na długo wynieśliśmy się ze wsi i po prostu zapraszaliśmy do Lublina na dzień lub dwa wybrane poleskie zespoły śpiewacze albo osoby, które kontynuują tamte tradycje, czy to z Polski, czy z Ukrainy. Czasem towarzyszyły temu warsztaty. Takich edycji odbyło się chyba osiem.
W 2016 i 2017 roku powróciliśmy do formy festiwalowej na wsi. Warsztaty, koncerty i potańcówki odbywały się w Woli Wereszczyńskiej, gmina Urszulin, w otoczeniu Poleskiego Parku Narodowego. Mieszkańcy mówili, że pieśni warsztatowe świetnie wpasowały się w krajobraz, niosły się po wilgotnych łąkach. Był to rodzaj rekonstrukcji krajobrazu dźwiękowego, który zaginął.
Potem przenieśliśmy się z letnimi działaniami na Roztocze Lubelskie. Zajęliśmy się tamtejszymi pieśniami oraz muzyką orkiestr dętych. Jednocześnie postanowiliśmy pogrzebać trochę na miejscu w terenie, w archiwach. I o ile tradycje śpiewacze polskiego Polesia były obecne, np. na festiwalu w Kazimierzu – mam na myśli m.in. zespoły z Dołhobrodów, Wyryk, Rozkopaczewa – gorzej wyglądała sytuacja z muzyką instrumentalną.
Warto dodać, że śpiew został tu w pewnym stopniu przywrócony do życia, bo w niewielu miejscach istniała ciągłość tradycji śpiewaczych. Na tym terenie zachodziła duża wymiana ludności po wojnie. Element ukraiński tradycji był mocno stłumiony. Nawet jeśli część osób mówiła ukraińską gwarą, to jednak nikt się z tym nie obnosił. Takie w latach PRL-u panowały nastroje.
Natomiast muzyki instrumentalnej nawet w archiwach jest bardzo mało. Dlatego podjęliśmy współpracę z panem Edmundem Brożkiem, urodzonym w 1926 r. skrzypkiem z Włodawy. To jedyny skrzypek w regionie, który zna dawny repertuar, praktykuje go nieprzerwanie od wczesnych lat 40. XX wieku. Zaczęliśmy pracę nad tym, by tę muzykę instrumentalną rekonstruować, ożywiać, szukać jej brzmienia, tworzyć okazje do grania. Ten proces trwa nadal.
Co się działo po edycjach w Woli Wereszczyńskiej?
Wróciliśmy znów do formy czysto warsztatowej. Organizujemy spokojne, ciche i piękne jak wiosna turnusy. One się akurat odbywają tu, gdzie się obecnie znajdujemy, czyli w Krainie Rumianku w Hołownie. Skupiamy się oczywiście na pracy warsztatowej, ale nastąpiła pewna ewolucja – na początku grupy pracowały głównie z pieśniami z Białorusi, Ukrainy, czyli z „tamtego” Polesia, a trwająca właśnie edycja proponuje naukę pieśni tylko z terenu Polski: Podkarpacia, Podlasia i Polesia Lubelskiego – świadomie nie nazywam tego wyłącznie polskimi tradycjami.
Jednocześnie przez cały czas eksplorujemy teren i archiwa. Na pewnym etapie z tych badań powstała książka i płyta „Łuhom, łuhom, ponad Buhom. Muzyka tradycyjna Polesia Lubelskiego i jej wykonawcy” poświęcona historii muzycznej regionu.
Czy tegoroczna edycja jest pierwszym wydaniem Pieśni Bagien bez dofinansowania?
Tak, to jest pierwszy przypadek w historii, że nie mamy zupełnie pieniędzy z zewnątrz. Bywało tak, że posiłkowaliśmy się, oprócz dotacji z MKiDN, wsparciem samorządu, np. udało się w przypadku gminy Urszulin. I ta współpraca trwała jakiś czas.
A jakbyś tak miał porównać obecną edycję z tą pierwszą. Co się zmieniło przez te 19 lat?
Pierwsza edycja to początek naszej działalności związanej z tradycjami muzycznymi, powiedziałbym, że działalności trochę po omacku. Stopniowo to się stawało takim świadomym programem, który ma budować dostępność, użytkowość tej muzyki. On nie jest w oderwaniu od tego co robimy w ciągu roku, jest bardziej skierowany do miejscowych odbiorców. Staramy się nawet stosować zachętę w postaci zniżek czy bezpłatnego udziału w zajęciach dla mieszkańców z okolicy.
Jaki jest procent lokalnych uczestników?
W odsłonach typowo warsztatowych to jest maksymalnie jakieś 10 %. Dużo większy udział okolicznych mieszkańców obserwowaliśmy na potańcówkach, na przykład w czasie festiwalowych edycji w Woli Wereszczyńskiej, gdzie miejscowi przychodzili masowo. Sporo było też zajęć adresowanych do odbiorców z konkretnych miejscowości, gdzie miejscowe panie czuły się u siebie. Oczywiście taka forma warsztatu, lekcji, nie jest naturalną sytuacją dla osób ze wsi. Do tego wiąże się to z włożeniem pewnego wysiłku, czyli spędzeniem czasu na zajęciach, które są pewną niewiadomą. Dla dużej części tych odbiorców bardziej pociągające są takie swobodne formy, po prostu spotkania.
Podsumowując, można powiedzieć, iż ideą Pieśni Bagien jest przede wszystkim śpiewanie i poznawanie tradycji wokalnej Polesia zarówno ukraińskiego, białoruskiego jak i tego z polskiej strony? A muzyka instrumentalna?
Jak to się pojawiło w opisie pewnego dużego festiwalu – „Zaczęła blaknąć i ginąć w pomroce dziejów”, ale… została odgrzebana i pomalowana od nowa! [śmiech]
Myśleliśmy o tej muzyce od pewnego czasu, poszukiwaliśmy źródeł. Niewiele było osób, które mogły być jej przekazicielami, nauczycielami. Na szczęście znaliśmy Edmunda Brożka oraz Józefa Łapińskiego z Dubeczna, akordeonistę i skrzypka. Zapraszaliśmy również Zdzisława Marczuka z Zakalinek. W ostatnich latach wyklarowała się grupa instrumentalistów, która poznaje i praktykuję tę muzykę, będzie mogła podawać ją dalej. Część z nich stworzyła zwartą kapelę, nagrała płytę. Mówimy o grupie Poleski Skład Smyczkowy i albumie, jaki będzie miał premierę we wrześniu. Można się teraz stać częścią procesu jej wydawania https://zrzutka.pl/ag9nsx
I tak to od jednej taśmy z szafy Muzeum Wsi Lubelskiej, która jeszcze kilka lat temu stanowiła w sumie jedyny zasób dostępnych źródeł muzyki instrumentalnej, doszliśmy do etapu, kiedy ta muzyka zatacza coraz szersze kręgi. Do tej jednej taśmy doszedł „pozyskany” w zupełnie przypadkowych okolicznościach pendrive z nagraniami harmonisty z Orchówka, który spoczywał sobie akurat w kieszeni napotkanego tam wnuka muzykanta, który właśnie przypadkiem zajechał w odwiedziny z drugiego końca Polski. Istotny jest też fakt, że etnografowie nagrywali tu pieśni, uznawszy może, że się tu wyłącznie śpiewa i nie ma tu muzyki instrumentalnej do tańca. Z tego śpiewu dało się jednak „wyciągnąć” niektóre melodie np. przyśpiewkowe, które mają taneczny charakter. Dzięki temu mamy „odzyskany” lokalny repertuar. Bazowym źródłem wiedzy są jednak spotkania z panem Edmundem. Podobną rolę odgrywały spotkania z panem Józefem Łapińskim, a zwłaszcza z oboma jednocześnie, bo kiedy udało się ich „spotkać” na wspólne pogranie po latach, to zadziałała synergia pamięci. Niestety pan Józef zmarł, kiedy panowie dopiero zaczęli się rozgrywać.
Czy na 20. rocznicy Pieśni Bagien możemy się zatem spodziewać, oprócz warsztatów śpiewu, również warsztatów instrumentalnych? I czy będzie można się nauczyć tańców?
Taniec jest tematem do zbadania, tematem trudnym, bo nie ma już kogo o to pytać. Kiedy lokalna społeczność była kulturowym miksem, to jakość taneczna była odbiciem tej różnorodności. Mamy z tym do czynienia jeszcze na Podlasiu, ale tu niestety już nie, a przynajmniej w dużo mniejszym stopniu. Zbyt skuteczne były represje narodowościowe, by te elementy dziedzictwa były teraz łatwo dostępne. Pan Brożek czasami przypomina sobie i opowiada, że do tej melodii to się tańczyło tak i tak, robiło różne figury, przejścia. Ciężko dowiedzieć się czegoś więcej o tradycjach tanecznych, ale nie będziemy ustawali w próbach. Jeśli ta 20. rocznica naszych spotkań dojdzie do skutku, prawdopodobnie poszerzymy naszą ofertę warsztatową.
Zatem życzę, by przyszłoroczne Pieśni Bagien odbyły się z sowitym dofinansowaniem, by mogły się na nich pojawić różne muzyczne elementy, o których opowiadałeś, by poszukujący melodii z Polesia, zwłaszcza ludzie stąd, mogli je tam znaleźć, zaśpiewać, zagrać i zatańczyć do nich.