Przejdź do głównej zawartości strony

Październik. Coraz chłodniejsze noce i poranki. Pełnia jesieni. Chłopy gromadzą opał i powoli zabierają się za gacenie domów. Jedni opatulą dom suchymi liśćmi, inni „kolkami” iglaków zebranymi w lesie. Rodzinę na zimę i resztę roku ubiorą kobiety.

To po to już od wielu dni na polach roszą się łodygi lnu. Żelazne zęby dzierzgoni oderwą z nich główki. Odłączy się potem siemię od plew tłukąc złote kulki drewnianymi kijankami do prania. Kiślem z siemienia otuli się jelita, otarcia skóry, rany. Wytłoczone z ziaren lnu płynne złoto oleju też posłużyłoby do leczenia, ale jedzenie go jako najpowszedniejszej okrasy do kasz, ziemniaków, czy fasoli ograniczy konieczność stosowania medycyny. Profilaktyka. Jednak zanim nakroją cebuli do miseczki z olejem i zanużą w nim pajdę chleba, ustawią  namokłe lniane łodygi w nasłonecznionym miejscu. W wilgotne dni pomogą w suszeniu rozpalając w pobliżu ogień.

Dopiero zupełnie suche połamią w szczękach międlic i potrą cierlicami zabierając spomiędzy włókien zdrewniałe części, aż roślina zacznie przypominać włosy: „Październik, bo paździerze baba z lnu cierlicą bierze”. Fruwające w powietrzu ułomki lnianej słomy będą połyskiwać w jesiennym słońcu kiedy obiją kijem na trzepakach rozczochrane włókna. Wyczeszą je na szczotkach zgrzebnych i paczesnych. Delikatne, czyste garstki wygładzą grubymi pędzlami ze szczeciny, rozpostrą i zwiną w kłębki przędzy. Skołtunione, zgrzebne resztki posłużą na podołki koszul, do produkcji lin i szorstkich worków.

Potem po izbach poniesie się furkotanie kołowrotków. Która przędzie na wrzecionie, poniesie robotę ze sobą dokąd by nie poszła. Przewiąże tasiemką kądziel nasadzoną na przęślicę  — popularny prezent od kawalera. Poślinionymi palcami będzie splatać wyciągane z szarego kołtuna włókna pod podcieniem własnej chałupy, doglądając gęsi, czy „na prządkach” u sąsiadki. Trzeba się uwijać, żeby było co nawinąć na motowidło, kiedy pod ojcowską czy mężowską piętą zaskrzypią schody na stryszek, a po chałupach rozbrzmi stukot zbijanych na zimę warsztatów tkackich.

Potrzaskiwanie drewnianej konstrukcji przy naciskaniu pedałów, szybki ślizg czółenka przez prześwit między naprężonymi nićmi osnowy i wreszcie mocne przybicie kolejnego wiersza wątku do tkaniny płochą zamieni się w bele szarego materiału, z którego ktoś wkrótce uszyje portki i koszule.

A jeśli potrzeba więcej elegancji — wiosną rozłoży się zmoczone płótno na łąkach. Odegna się gęsi, żeby nie brudziły. Wybielona słońcem tkanina przyda się na odświętne ubranie tym, co nasłuchały się chłopackich deklaracji jeszcze przy pieleniu zielonych ździebeł lnu, przy żniwach, albo na muzyce. Te już od dawna składają po skrzyniach lniane wiano: haftowane halki i mankiety na „stroja”, ręczniki i pościel, którą ktoś kiedyś podrze na pieluchy.


Pieśni zanotowane we wsiach pogranicza świecko-bydgoskiego, śpiewane podczas wspólnej pracy kobiet przy przędzeniu lnu, której niekiedy towarzyszyli zainteresowani dziewczętami mężczyźni:

Tam na drzewie ptaszek śpiewa
A Kasienka len wyrywa
Nazrywała, nawiązała
Na Jasienka zawołała

Pójdź mój Jasiu, len mi zadaj
Ale do mnie nic nie gadaj
Bo mi matka przykazała
Żebym z tobą nie gadała

Jeszcze Jaś jej lnu nie zadał
Najpierw czule do niej gadał
Kasia w kamień zapomniała
Co jej matka przykazała

Poszła do lnu, do konopi
Przebierała kędy lepiej
Kędy lepiej, matula

Lepiej zbieraj i nie gadaj
Tam z Jasienkiem i nie siadaj
Kiedy dobrze, matula

Pójdź tu do mnie całkiem blisko
Nie wyrywaj się z uścisku
Nie spiesz się tak, matula

Właśnie idę, by zobaczyć
Co twe słowa mają znaczyć
Jaś mnie kocha, matulu

Siedzi za piecem gdyby na męce
Wytrzeszcza ślepie na moje ręce

Trzęsie brodziskiem jak małpa pyskiem
Snać cie Bóg skarał takim dziadziskiem
(na natarczywego absztyfikanta)

Wybór pieśni za:
Władysław Łęga, Okolice Świecia. Materiały etnograficzne, Gdańsk 1960.


Polecamy nagranie:
Córuś moja, gdzieś chodziła, coś trzewiczki urosiła
Marianna Woźniak, ur. 1915, nagr. Krosnowa 1976
Płyta Muzyka Źródeł. Kolekcja Muzyki Ludowej Polskiego Radia, vol. 21, Mazowsze II, tr. 9


Wersja audio artykułu:


Marta Domachowska – etnolog, badaczka polskiej kultury ludowej, uczennica wiejskich śpiewaczek, tancerzy i muzykantów. Od dwudziestu lat zgłębia, praktykuje i popularyzuje polskie tradycje muzyczne w formach niestylizowanych. Na co dzień zajmuje się edukacją w Muzeum Etnograficznym im. Marii Znamierowskiej-Prüfferowej w Toruniu. Współzałożycielka toruńskiej grupy „n obrotów” i Forum Muzyki Tradycyjnej, członkini Polskiego Towarzystwa Ludoznawczego i Towarzystwa Przyjaciół Muzeum Etnograficznego w Toruniu. Lubi jak jest do rymu i do taktu.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij