Przejdź do głównej zawartości strony

Idę o zakład, że powyższy tytuł u większości Czytelników wywołał skojarzenie z przodownikami pracy epoki PRL – „stachanowcami”, warszawskimi murarzami w beretach „z antenką”, układającymi sto pięćdziesiąt lub dwieście procent dziennej normy cegieł.

Nie o takiego przodownika tu chodzi. Określenia „przodownik” i „przodownica” nie zrodziły się w Kraju Rad i są o całe pokolenia starsze nawet od praojców socjalizmu – Karola Marksa i Friedricha Engelsa. Powstały… gdzieś na ustronnym polskim polu przy zapadłej wiosce, prawdopodobnie kilkaset lat temu. Co oznaczały? Także osoby przodujące w pracy! Bynajmniej jednak nie na kołchozowej roli, bowiem o socjalizmie nikomu się jeszcze nie śniło. Przodownik i przodownica to najsprawniejsi żniwiarze, którzy najszybciej ścinali zboże podczas żniw, wyprzedzając innych pracujących. Przodownicę (i w formie męskiej przodownika) nazywano różnie w różnych regionach Polski: na Mazowszu – postatnicą (od postaci, czyli rzędu żniwiarzy, któremu przewodziła), w okolicach Miechowa i Stopnicy – przodnicą, w Poznańskiem – przedniczką, w Sandomierskiem – sternicą, w Radomskiem (w Czarnolasie i Policznej) – sterownicą, w Lubelskiem znana była forma „szczernica”. Z kolei w Płockiem ową dzielną żniwiarkę zwano zażenicą, w okolicach Tarnowa i w dawnej Galicji – wieńculą. Niekiedy podkreślano jej szczególną rolę zwąc królową lub kniehynią (Pokucie).

Kobieta lub dziewczyna, która jako druga postępowała za przodownicą, nazywana była postacianką.

Szczególna estyma dla postatnicy miała swoje źródło w szacunku do zboża. Żniwa były dawniej celem i zwieńczeniem całorocznej pracy na polu – przygotowania ziemi (orki, nawożenia, bronowania itp.) i siewu. To od ilości zebranego plonu zależało, czy dany gospodarz wraz z rodziną przez kolejny rok będzie się cieszyć dobrobytem (w zależności od zamożności poszczególnych gospodarzy ów dobrobyt był pojęciem w znacznym stopniu względnym), czy przeciwnie – cierpieć niedostatek. Dziewczęta pracujące na polu przy żniwach miały istotną motywację by zyskać miano przodownicy. Najczęściej to właśnie przodownica po zakończonej pracy niosła do dworu wieniec dożynkowy, ale o tym za chwilę.

Warto zaznaczyć, że ów „wyścig” nie miał nic wspólnego ze ściganiem się klimatyzowanymi kombajnami, które dziś pracują na polach (współcześnie prawdziwą rzadkością jest nawet poczciwa i powszechna jeszcze 20 lat temu – tekst niniejszy piszę w roku 2020 – snopowiązałka!). Była to mozolna praca sierpem (dopiero z czasem „nowoczesną” i wygodniejszą kosą), w skwarze i w pochylonej pozycji, przez cały dzień, od świtu do nocy. Kres funkcji przodownicy przyniosło spopularyzowanie kosy. Wówczas rolę osób koszących przejęli mężczyźni, kobiety natomiast stały się tak zwanymi odbieraczkami – zbierały ścięte kosą kłosy i powrósłami ze słomy wiązały je w snopki. Wydaje się, że była to praca znacznie cięższa, niż koszenie kosą przez poprzedzającego odbieraczkę kosiarza…

W etnomuzykologii stosunkowo często wzmiankuje się o tzw. pieśniach pracy. Pieśni takie miały najczęściej rytmizować pewne czynności zawodowe. Na przykład marynarze zwijający lub rozwijający żagle na potężnym okręcie, stojąc większą grupą na rei, mogli takowe śpiewać, aby skoordynować swe działania. Od dawna zadawałem sobie pytanie: „Czy podczas żniw faktycznie śpiewano?”. Liczne przemyślenia skłoniły mnie do postawienia następującej tezy – śpiewano, ale nie w czasie wykonywania pracy! Była ona, jak już wspominałem, bardzo ciężka – przyspieszała tętno i oddech, podnosiła ciśnienie tętnicze. Sam, jako chłopak, miałem okazję (choć tak naprawdę powinienem powiedzieć – zaszczyt) po wielekroć brać udział w żniwach (nie tak męczących, jak dawne) oraz innych wiejskich pracach fizycznych i w większości przypadków śpiewanie, które z resztą ani razu nie przyszło mi wtedy do głowy, byłoby chyba ostatnią rzeczą, na jaką miałbym chęć, czy po prostu siłę. Moim zdaniem w czasie żniw śpiewano zatem w chwilach wytchnienia, w przerwach od pracy, nie zaś w trakcie ścinania zboża, wiązania i „obstawiania” snopków.

Śpiewy zaczynały się jeszcze przed przystąpieniem do ścinania zboża. Kiedy bladym świtem wyruszano na pole, śpiewano przewrotnie, jakoby kośnicy bali się przystąpić do koszenia:

Kosiarze stoją, stoją, żytka się boją! /x2/
Kosiarze nie stójcie, żytka się nie bójcie!
Najlepiej z rana, z rosą, żąć zboże kosą.

(Mazowsze – Lubomin, gm. Stanisławów; Kielecczyzna – Niewachlów i inne regiony Polski)

 

Na wschodnim Mazowszu pieśń powyższa miała też wariant na okoliczność sianokosów – wówczas słowo „żytka” zamieniano na „łączki”, a „zboże” na „trawę”.

W trakcie pracy żartobliwie przymawiano w pieśniach przodownicy, że ta narzuca zbyt duże tempo pracy, któremu reszta żniwiarzy nie może podołać:

Oj, nie holuj, postatnico, nie holuj,
obejrzyj się na mój zagon, pofolguj!

(Podlasie – Radziszewo-Sieńczuch)

 

W innych pieśniach dowcipnie wytykano mankamenty wyglądu przodownicy lub przodownika (patrz tytuł).

Kiedy upał dawał się we znaki, kierowano strofy z prośbą do słońca, by to zechciało szybciej zachodzić:

Zachodźże, słoneczko, skoro masz zachodzić,
bo mnie ręce bolo z kośnikiem chodzić.

Ręce bolo robić, nóżki bolo chodzić,
zachodźże słoneczko, skoro masz zachodzić.

(Podlasie – Adamowo)

 

Pieśń rozpoczynająca się od słów „Zachodźże słoneczko” zwana była niekiedy „bandoską”. Możliwe, że na „niziny” przynieśli ją ze sobą górale, którzy latem oferowali koszenie mało popularną jeszcze wówczas kosą. Ze względu na to, że przybywali w większych grupach – bandach, zwano ich bandosami lub bandochami.

Po zakończonej pracy tradycyjnie zostawiano na polu ostatnią, niezżętą garść zboża, która stanowić miała schronienie dla przepiórki. Śpiewano wówczas na przykład:

Wylitaj, perepiołka, /x2/
bo ju nas żyta tol’ka.
Ne budu wylitaty,
/x2/
budu tut zimowaty.

(Podlasie – Dubicze Cerkiewne)

Taką wiecheć „oborywano” niekiedy ciągnąc wokół za nogi gospodarza lub jedną z dziewczyn.

Następnie radosny pochód żniwiarzy ruszał do dworu lub obejścia znaczniejszego gospodarza. Uwity na polu wieniec – symbol plonów, niosła przodownica.

Po drodze śpiewano na przykład:

Hej, idziem tutaj, z wiejsko robota, z wiejsko roboto.
Niesiemy plony z wielko ochoto, z wielko ochoto!
Przynosimy plon przodownikom w dom!
Żeby dobrze plonowało, po sto korcy z mindla dało!
Przynosimy plon przodownikom w dom!

(Kielecczyzna – Kije, pow. Pińczów)

Wieniec wręczany był dziedzicowi, który witał przybyłych i wręczał datki pieniężne. A ci mieli następnie jedyną bodaj w całym roku kalendarzowym okazję, by bezkarnie ponaśmiewać się z pana i jego rodziny, a także wiejskich urzędników (np. karbowego i ekonoma). Należało to wręcz do swoistego kanonu. Dziedzic mógł usłyszeć na przykład następującą przyśpiewkę:

Dażali żyto, wygnali zajca,
u naszoho pana siwyje jajca.
Plion, kopka, plion, ze wszystkich stron.
/x2/

Dażali żyto aż do darohi,
u naszoho pana krywyje nohi.
Plion, kopka, plion, ze wszystkich stron.
/x2/

(Podlasie – Szczęsnowicze)

 

albo:

Dożeli żytka, wygnali jeża,
u naszego pana tyłek jak dzieża!
Plon pielem, plon.
Bodaj zdrowo plonowali, za tak roczek doczekali!
Plon pielem, plon,
a nasza gospodyni stoi jak mlon.

(Podlasie – Kulesze)

 

Ekonom i karbowy również nie mogli liczyć na przychylność żniwiarzy. Urzędnicy ci kojarzeni byli z pańszczyźnianym wyzyskiem i podłym traktowaniem podległych im mieszkańców wsi. Oto jedna ze śpiewek dedykowanych ekonomowi:

Przeleciała wrona koło okumona,
a pan okumon myśloł, a pan okumon myśloł, że to jego żona!
/x2/

Panie okumonie, nie twoja to żona,
a tylko taki ptaszek, a tylko tak ptaszek nazywa się wrona!
/x2/

(Kielecczyzna – Mstyczów)

Zebrani prosili także dziedzica o uczęstowanie wódką oraz natychmiastowe wyprawienie uczty i zabawy, która miała być wynagrodzeniem za ciężką pracę:

Goniułeś na panie po polu z laseczkom,
wyniś że nam teraz gorzołke flaseczkom!

Goniułeś nas panie, od granic do granic,
obiecowałeś nam wyżynek wyprawić!

(Kielecczyzna – Koszyce)

Do tańca przygrywała zgodzona przez pana kapela. W pierwszą parę pierwszego tańca szedł zwyczajowo dziedzic z przodownicą, w drugą – dziedziczka z przodownikiem, następnie inni żniwiarze. Zabawa trwała do rana.

Po zżęciu zboża przystępowano do orki i siejby, by za rok znów zebrać plony ciężkiej pracy na polu.


Tekst – Piotr Dorosz, Polskie Radio


Artykuł powstał w 2019 roku w ramach projektu „Współczesne konteksty i praktyki w obszarze muzyki tradycyjnej” realizowanego przez Forum Muzyki Tradycyjnej

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij