Nauczyciele kojarzą nam się przede wszystkim ze szkołą, choć dla większości ludzi pierwszymi nauczycielami są przede wszystkim rodzice. W jaki sposób uczymy się muzyki, zwłaszcza tej tradycyjnej, niefunkcjonującej na szeroką skalę, w powszechnym szkolnictwie muzycznym?
Dzień nauczyciela to doskonała okazja, by pomówić o mistrzach tradycji, nauczycielach wiejskiego grania, a także by zastanowić się nad tradycyjnymi i współczesnymi sposobami przekazu.
Tradycyjny przekaz wiedzy i umiejętności muzycznych w społecznościach wiejskich odbywał się w naturalnym kontekście funkcjonowania muzyki. Nauka muzyki na wsi była czynnością bezpośrednią, interakcją „twarzą w twarz”. Ucznia z nauczycielem często łączyła więź pokrewieństwa, np. ojciec uczył syna, co wpływało na powstawanie całych rodzin muzykanckich. W naturalnym kontekście nauki obydwie strony przekazu wywodzą się z tego samego środowiska, a co się z tym wiąże – zazwyczaj podzielają te same wartości i idee, również odnośnie tego, jak powinna wyglądać (brzmieć) muzyka. Najczęstszą z możliwych sytuacji przekazu tradycji jest ta, gdy młodszy uczy się od starszego, doświadczonego już muzykanta.
Przekaz folkloru
Cechą wiejskiego nauczania muzyki jest nabywanie praktycznych umiejętności poprzez wierne naśladownictwo. Chodzi tutaj o proces powtarzania: nauczyciel gra jakąś melodię, a uczeń stara się ją jak najwierniej powtórzyć. Istotnymi cechami są także niesprecyzowany, nieokreślony („otwarty”) czas nauki oraz powszechność tych sytuacji. Związane jest to z rytmem życia na wsi; niektóre pory roku, kiedy mniej jest pracy w polu, mogą sprzyjać zajęciom nie związanym bezpośrednio z rolą. Duże znaczenie ma też cykl dobowy i tygodniowy (niedziele), a także cykl roku liturgicznego. Dawniej znaczącą rolę odgrywały przede wszystkim post i adwent, podczas których nie można było muzykować, choć nie można zapominać, że w tym czasie z kolei odzywa się instrument, który zobowiązany jest milczeć przez pozostałą część roku – mazowiecko-podlaska ligawka, dźwiękowy symbol adwentu. Nie wszystkim też łatwo było odłożyć instrumenty na bok w czasie oczekiwania na przyjście Zbawiciela; pewien kaszubski muzykant, ku utrapieniu swojej żony, w trakcie adwentu chował się z instrumentem w szafie i tam grał.
Ważną rolę w procesie uczenia muzyki na wsi odgrywa także – zwłaszcza w początkowym okresie muzykowania – autodydaktyka. W tym okresie młodzi adepci często grywali na własnoręcznie zrobionych instrumentach. Instrumentaliści, którzy poza samokształceniem korzystali także z porad doświadczonych muzykantów (terminowali u nich), musieli za taką naukę zapłacić. Forma wynagrodzenia mogła mieć różne formy: np. pomoc na roli czy akompaniowanie nauczycielowi za darmo na kilku weselach, a nieraz także praca w gospodarstwie mistrza. Była to zatem najczęściej wymiana barterowa.
Warto też pamiętać, że odrębnym elementem nauki była obserwacja uczestnicząca, czyli partycypowanie w ludowej kulturze muzycznej od najmłodszych lat. Przyszli muzycy po prostu wzrastali wśród muzyki, była ona naturalnym kontekstem ich dorastania, poznawania świata, była niemalże jak powietrze. Dzięki temu też, przynajmniej w śpiewie, granica pomiędzy wykonawcą a odbiorcą zacierała się.
Mistrzowie dawniej
Każdy ma swojego mistrza. Jednak niektórzy z nich byli bardziej popularni niż inni. Maciej Filipczuk za swojego skrzypcowego mistrza uważał m.in. Kazimierza Meto, dał temu wyraz m.in. w albumie płytowym zatytułowanym MetaMuzyka.
Bardzo popularnymi mistrzami dla wielu uczniów z miasta byli Jan i Piotr Gaca z Przystałowic, Jan Kmita, Tadeusz Jedynak. Uczniów braci Gaców ciężko jest zliczyć, było ich bowiem wielu, warto wspomnieć choćby kilkoro z nich: Macieja Żurka, Marka Ruczko czy Ewę Grochowską. Warto w tym miejscu wspomnieć o filmie Uniwersytet Jana Gacy w reżyserii Jagny Knittel prezentującym sylwetkę tego wybitnego muzykanta – mistrza.
Mistrzowie są często regionalnymi legendami. Dla Regionu Kozła takim mistrzem dla wielu pokoleń był koźlarz Tomasz Śliwa. W kaliskim mistrzem został skrzypek Leon Lewandowski, od niego wiedzę czerpał m.in. Mateusz Raszewski. Na Suwalszczyźnie lokalnym guru skrzypcowym był Tadeusz Racis, u którego uczył się m.in. Piotr Fiedorowicz.
O ile tradycyjnie instrumentalistami zostali raczej mężczyźni, z nielicznymi wyjątkami, takimi jak Bronisława Konieczna-Dziadoń czy Wiesława Gromadzka, o tyle śpiew często był domeną kobiet. I to właśnie od nich uczą się wykonywać pieśni zainteresowani folklorem. Dużą popularnością cieszą się śpiewaczki z zespołu Gołcunecki, w szczególności Maria Siwiec, Bandysionki z Kurpiów, Maria Bienias, siostry Zofia i Józefa Sordyl z Korbielowa, Zofia Warych, Genowefa Lenarcik i wiele wiele innych.
Mistrzowie dziś
Od dawna słyszymy o tym, że odchodzą od nas ostatni wiejscy muzykanci. Już Kolberg mówił o tym, że muzyka się zmienia, później w każdym pokoleniu można było, i można nadal, usłyszeć takie głosy. Jednak tradycja, żeby trwać, musi się zmieniać. I dziś ta tradycja też się zmienia, Ci, którzy dawniej byli uczniami, dziś sami są nauczycielami, a lista ta jest długa: Dorota i Piotr Majerczykowie, Jan Sylwester Prządka, Tomasz Kiciński, Romuald Jędraszak, Janusz Prusinowski i inni. Dziś to od nich się uczymy, na nich wzorujemy. Bez względu na to, czy oni sami przyznali by sobie status mistrza, czy też nie, mają już swoich naśladowców.
Jednocześnie dziś każdy szanujący się muzyk wykonujący muzykę wiejską, choć już niekoniecznie ze wsi pochodzący, zaznacza, od kogo się uczył. Janusz Prusinowski – lider Prusinowski Kompania, inicjator i szef Festiwalu Wszystkie Mazurki Świata podkreśla, że uczył się m.in. od Jana Lewandowskiego, Kazimierza Meto, Piotra i Jana Gaców, Tadeusza Jedynaka, Józefa Zarasia, Jana Ciarkowskiego oraz wielu, wielu innych.
Tradycja w szkole
Powstanie Państwowej Szkoły Muzycznej I stopnia im. St. Moniuszki w Zbąszyniu jest nierozerwalnie związane z postacią pochodzącego z Poznania, ale osiadłego w Zbąszyniu Antoniego Janiszewskiego, z którego inicjatywy powstało otwarte 24 września 1950 roku ognisko muzyczne, po czterech latach przekształcone w Państwową Szkołę Muzyczną I stopnia. Szkoła ta jest o tyle niezwykła, że jako pierwsza w kraju wprowadziła klasę instrumentów ludowych, w której pierwszym nauczycielem był mistrz koźlarski Tomasz Śliwa. Uczył on najmłodszych jak grać na sierszenkach, kozłach czarnym i białym oraz na mazankach. Pokazywał, jak budować stroiki. Po nim nauczycielami byli m.in. Zbigniew Mańczak, Henryk Skotarczyk (oboje są uczniami Śliwy, a Henryk Skotaryczk dodatkowo jest znany jako znakomity budowniczy kozłów), Czesław Prządka, a następnie także jego syn Jan Sylwester Prządka, który uczy w szkole do dziś. Istotny jest fakt, że w szkole – u samego zarania klasy instrumentów ludowych – powstał także podręcznik nauki gry na koźle napisany przez Antoniego Janiszewskiego, postać niezwykle barwną. To on sprawił, że kozła powinniśmy dziś traktować jako instrument transponujący, bowiem, dla ułatwienia zapisu i czytania, nuty na kozła białego, grającego w Es, zapisywał on w C. Takiego sposobu zapisu używa się w szkole muzycznej do dziś, choć stosuje się także, zwłaszcza w nauce młodszych uczniów, także zapis liczbowy – określający który palec ma zostać otwarty (na kozłach gra się tzw. systemem palcowania zamkniętego). Cały czas jednak uczy się też poprzez na naśladownictwo i naukę ze słuchu.
Stopniowo muzyka tradycyjna, pod różną postacią wkracza także na uniwersytety. Jednak jest to już – jak powiedziałby Walter Wiora – drugie życie folkloru, uczy się bowiem np. gry na polskich fidelach kolanowych (Maria Pomianowska prowadzi studia magisterskie na Uniwersytecie Muzycznym w Krakowie), których tradycje w naszym kraju są tyleż niezaprzeczalne, co niejednoznaczne. W ujęciu Erica Hobsbawma powiedzielibyśmy raczej o tradycji wynalezionej. Nie czas i miejsce na rozwijanie tu tego wątku, zainteresowanych odsyłam do arcyciekawej publikacji na temat (re)konstrukcji fideli kolanowych (w tym m.in. suki biłgorajskiej), jaka dostępna jest za darmo online.
Ale nie tylko państwowe szkolnictwo oferuje możliwość nauki muzyki tradycyjnej. Tę możemy poznać poprzez uczestnictwo w zespołach czy dzięki działalności różnych fundacji. Warto wspomnieć także o projekcie “Szkoły tradycji” realizowanym przez Akademię Kolberga. W ramach poszczególnych lokalnych szkół podejmuje się próbę odbudowy wiejskiego ekosystemu funkcjonowania muzyki, tak, by nadal mogła ona być mogłaby być „przekazywana, rozwijana i praktykowana zgodnie ze swoim przeznaczeniem”.
Tradycja i folklor
Tradycja jest jednym z kluczowych pojęć zarówno w etnologii, antropologii kulturowej jak i etnomuzykologii, zwłaszcza w przypadku analizy zjawiska kultury (w tym i muzyki ludowej) w ujęciu dynamicznym, a więc z uwagi na dokonujące się w ramach tego zjawiska przemiany. Jak wiele pojęć z zakresu humanistyki, tradycja jest trudna do zdefiniowania, zwłaszcza ze względu na swój wieloznaczny charakter. Pojęcie tradycji możemy rozpatrywać w trzech aspektach: czynnościowym, przedmiotowym i podmiotowym. Aspekt czynnościowy związany jest z aktywną transmisją, np. uczenie się przez młodego grajka gry na skrzypcach podczas terminowania u starszego muzykanta. Przedmiotowość dotyczy tego, co jest przekazywane, a więc np. tradycyjny repertuar. Natomiast podmiotowość to postawa wartościująca przekazywane treści, oznacza zgodę na dziedziczenie, akceptację pewnych treści kultury, bądź też brak tej zgody, brak akceptacji. Pierwszy i trzeci aspekt zawarte są w etymologii łacińskiego słowa traditio, które tłumaczy się jako przekazywanie, oddawanie, ale też poddawanie się. Tradycja jest zatem tym, co przekazujemy, naszym stosunkiem do przekazywanych wartości, ale też samym przekazywaniem. Ze względu na stosunek do zmiany wyróżniamy dwa typy postaw: tradycjonalistyczną, postrzegającą tradycję jako najwyższe dobro, które należy odtwarzać zgodnie z „pierwowzorem”, oraz utopijną, w myśl której więź ze wszystkim, co było musi zostać zerwana, ponieważ pozytywnie wartościowane są jedynie nowości, a świat należy budować ab ovo zgodnie z racjonalnym rozumowaniem, bez oglądania się na przeszłość, historię i tradycję („głupie zabobony”). Oczywiście całkowite zerwanie z tradycją nie jest w żaden sposób możliwe.
Jak powszechnie wiadomo, termin folklor po raz pierwszy został użyty przez Williama Thomsa vel Ambrose’a Mertona w liście z roku 1846 do czasopisma „The Atheneum”. Jest on złożeniem dwóch wyrazów języka angielskiego: „folk” – tłumaczonego jako „lud, ludowy” oraz „lore” – rozumianego jako „wiedza ludu, przekaz ustny.” Na gruncie nauki polskiej termin ten pojawił się kilkanaście lat później w roku 1888 na łamach czasopisma „Wisła”. Folklor jest kulturą „ustną”, nigdzie nie spisaną, przekaz odbywa się wyłącznie drogą oralną, w bezpośrednim kontakcie nadawcy i odbiorcy, co implikuje tzw. „sprzężenie zwrotne” – odbiorca również może stać się nadawcą. Widoczne jest to w szczególności w przyśpiewkach weselnych – nie ma ścisłego podziału na wykonawcę i odbiorcę, każdy może „uzewnętrznić się” w swojej przyśpiewce.
W jaki sposób tradycja muzyczna przekazywana była w sposób, no właśnie… nomen omen tradycyjny?
Co dalej?
Po dawnych mistrzach pozostają ich uczniowie, którzy grają dalej, przekazując zdobytą wiedzę i repertuar. Dziś, jak wspomniano, dawni uczniowie często sami stają się mistrzami dla kolejnych pokoleń pasjonatów muzyki wsi.
Mimo że Jan Gaca formalnie nie założył żadnej orkiestry, jego uczniowie stworzyli efemeryczny Big Band, którego repertuar stanowi tradycyjna muzyka taneczna mikroregionu Kajoków. Zespołem tym jest Wielka Orkiestra Gaców.
Posłuchajcie „obera ciągłego” w wykonaniu Wielkiej Orkiestry Gaców:
Nagrania archiwalne jako źródło
Na koniec warto poruszyć jeszcze jedną kwestię – nagrania archiwalnego jako źródła do poznawania repertuaru i stylu gry muzyka, który – być może – umarł lata przed tym, nim narodził się ktoś, kto obecnie jest zafascynowany jego stylem. Justyna Piernik z nagrań kościańskiej śpiewaczki Franciszki Ciesiółkowej uczyła się nie tylko repertuaru, ale też specyficznej techniki wykonawczej – rubato. Nieżyjącymi już, lecz nadal wielkimi legendami śpiewu są: Stanisław Brzozowy, Stanisław Sieruta (obaj z Kurpi), Stanisław Madanowski z Łowicza czy Wiera Niczyporuk z Podlasia. Dziś coraz częściej podczas koncertów młodych wykonawców muzyki tradycyjnej słyszymy, że danej melodii nauczyli się oni z nagrań. Oczywiście nie zastąpi to najpiękniejszej relacji jaką można stworzyć, relacji mistrz–uczeń. Jednak archiwalia to kolejny sposób na dotarcie do dawnej muzyki i przeniesienie jej do teraźniejszości, tchnienie w nią nowego życia. Mistrzowie z pewnością byliby z takiego obrotu sprawy zadowoleni.
Tekst – Ewelina Grygier