Przejdź do głównej zawartości strony

To będzie historia pieśni śpiewanych w II połowie XIX w Zarębach na Kurpiach, historia, w której są dwa niezwykłe momenty: pierwszy kiedy mąż zapisuje w nutach ludowe pieśni żony i drugi kiedy po 100 latach wnuczka odczytuje te zapisy w Warszawie – pieśni otrzymują w nowych wersjach swoje drugie życie.…

Droga pieśni przedstawia się więc następująco: Zaręby, Brodowe Łąki oraz Wierzchowizna, Cupel > Mława > Pułtusk > Warszawa.

Boheterowie. Aleksander Jurczak urodził się w Brodowych Łąkach nad Omulwią w 1885 jako syn Walentego i Ewy z domu Ambroziak. Dzięki wzmiance w czasopiśmie „Śpiew kościelny” (nr 5/1906) wiadomo, że już w 1906 był organistą w pobliskich Zarębach, w najstarszej świątyni na Kurpiach. Tam poznał gospodarską córkę – Stanisławę Maluchnik (ur. w 1892, córkę Stanisława i Rozalii z Tabaków), z którą ożenił się w 1909 r.

Piękna para. Kawaler Aleksander Jurczak z Brodowych Łąk i panna Stanisława Maluchnik z Zaręb. „23 stycznia w dzień zaślubin Najświętszej Marii Panny ze św. Józefem oświadczyłem się śpiewaczce najlepszej – Stanisławie Maluchnik z Zaręb, iż ją pojmę za żonę.” Fot. ze zbiorów rodziny.


Nie wiadomo czy Aleksander odziedziczył swoje zamiłowanie do muzyki po kimś z rodziny, jego przodkowie Jurczakowie są notowani w aktach jako gospodarze we wsi już w XVIII wieku, jednak i w tej rodzinie, jak w wielu innych na Kurpiach pojawiają się prawdopodobnie zasymilowani od iluś pokoleń przybysze. Babka po mieczu nazywała się Gut, w aktach z Brodowych Łąk i pobliskich Zawad przewijają się częściej takie nazwiska jak Gut właśnie czy Olender (Holender) świadczące o flamandzkich lub niemieckich korzeniach. Nawet to poniższe zdjęcie przedstawiające starszych braci Aleksandra zdaje się sugerować, że coś jest na rzeczy – ubiór, wygląd czy fakt przywiązania do pewnych zajęć i zawodów (usługowych i rzemieślniczych) to często jedne z tych elementów odrębnej tożsamości, które dość długo potrafiły opierać się procesom asymilacyjnym. Zresztą właśnie z powodu swoich rzemieślniczych umiejętności przybysze z zachodu byli osadzani przez króla w Puszczy Kurpiowskiej i dlatego też byli cenieni przez współmieszkańców.

Siedzą starsi bracia Aleksandra – Franciszek i Józef Jurczakowie. Brodowe Łąki, pierwsze lata XX wieku. Fot. ze zbiorów rodziny. Kolaż zdjęcia z zapisem nutowym Aleksandra Jurczaka z dokumentacji projektu stypendialnego Iwony Biernackiej.

W latach międzywojennych A. Jurczak był organistą w kościele św. Trójcy w Mławie, prowadził tam też chór św. Cecylii. W tym właśnie czasie zapisał starannie w nutach siedemdziesiąt pieśni, które zaśpiewała mu żona. Nauczyła się ich jeszcze w dzieciństwie i czasach panieńskich w Zarębach od swojej matki Rozalii z Tabaków. To były czasy rosnącej popularności folkloru, który znalazł swoje stałe miejsce w oświacie i w rozmaitych działaniach państwowotwórczych. Na tej fali tworzyły się też we wsiach zespoły, które muzykę i taniec ludowy w formach często niedalekich od oryginału prezentowały zarówno w macierzystych regionach jak i poza nimi. Jednym z nich był np. powstały pod koniec lat 1920. zespół w niedalekich od Brodowych Łąk Zawadach. W 1936 zespół z Zawad występował na dożynkach ogólnopolskich w Spale przed prezydentem Mościckim. Tańczyła w nim i śpiewała utalentowana Władysława Jurczak z Brodowych Łąk, ur. w 1924, krewna, kuzynka, a może nawet bratanica czy siostrzenica Aleksandra.

Recenzja z występu chóru prowadzonego przez A. Jurczaka. "Głos Mazowiecki" 12 XII 1933 r.

Bardzo możliwe, że z racji swego zawodu Aleksander Jurczak mógł poznać osobiście ks. Władysława Skierkowskiego, który zbierał pieśni kurpiowskie już w czasie kiedy Jurczak był organistą zarębskim. Szczególnie, że Skierkowski w latach 1913-15 pełnił funkcję wikariusza w Myszyńcu, a w latach 1915-17 w Krasnosielcu, a więc po sąsiedzku. Jako organista i chórmistrz zamiłowany w muzyce ludowej Jurczak mógł znać też późniejsze publikacje „Puszczy Kurpiowskiej w pieśni”, z których pierwsza część ukazała się w 1928 r. Zapewne słyszał również o działalności Adama Chętnika. Niewątpliwie autorytetem dla kurpiowskiego organisty był także Stanisław Kazuro – pedagog, chórmistrz i kompozytor, założyciel Polskiej Kapeli Ludowej, postać popularna i poważana w życiu muzycznym Polski międzywojennej. Jak czytamy w zamieszczonej powyżej notce mławski chór Jurczaka śpiewał opracowania pieśni ludowych właśnie autorstwa Kazury.

Jurczakowie, w latach ok. 1915-25 r., fot. ze zbiorów rodzinnych


Być może powstawało podobnych zapisów więcej, na Kurpiach czy w innych regionach. Atmosfera w tamtych latach wydawała się sprzyjać takim pomysłom – światłych organistów, pedagogów, muzyków było więcej – jednak do współczesnych czasów tego rodzaju zbiorów dochowało się niewiele. Wiadomo: w czasie wojny ginęli ludzie i przepadał bezpowrotnie ich dorobek. Czasy po wyzwoleniu również sprzyjały rozproszeniu ludzi i rzeczy. Tak czy owak jednak wszystko wskazuje na to, że zarówno Stanisława nie była „zwyczajną śpiewaczką”, jak i jej mąż Aleksander nie był „zwyczajnym organistą” – ich pasja nie była zwyczajna, a też umieli o nią zadbać i przekazać potomnym. Mieli przy tym trochę szczęścia… Bo przecież gdyby nie to wszystko – zeszyt mógł wylądować na strychu, a ich zamiłowanie do muzyki odejść wraz z nimi.

Rodzina Jurczaków ze swoim Harleyem, fot. ze zbiorów rodzinnych

Z Mławy Jurczakowie z dziewięciorgiem dzieci przenoszą się do Pułtuska, gdzie zamieszkują na dłużej, do końca swoich dni. Wychowują dzieci, potem wnuki. Syn Emanuel, w czasie okupacji uczestnik Batalionów Chłopskich „Wkra”, po wojnie zostaje inżynierem, pisze m.in. podręcznik maszynoznawstwa dla techników i uczelni politechnicznych. Aleksander grywa na organach w Pułtusku i Dzierżeninie, umiera w roku 1972, a jego żona Stanisława rok później. I tu następuje zwrot w opowieści. W 1966 jedna z wnuczek nagrywa na magnetofon szpulowy Tonette kilka pieśni babci oraz jej wypowiedzi o muzyce.

Później ta sama wnuczka – Iwona Biernacka – kończy warszawską PWST i zostaje aktorką. Grywa w teatrze, w filmie (m.in. Aktorzy prowincjonalni Agnieszki Holland), w telewizji (Kabaret Olgi Lipińskiej). Jest muzykalna, ma głos i dobrze śpiewa. Po latach wraca do wspomnień z czasów kiedy spotykała się z babcią, odwiedzała dziadków w Pułtusku. Sięga do nagrań i odczytuje babcine pieśni z zeszytów dziadka.

Iwona Biernacka, fot. ze zbiorów rodzinnych

Inspiracja jest tak głęboka, że postanawia nauczyć się pieśni, samej je wykonać, nadając im autorski charakter. Pomysł otrzymuje wsparcie stypendialne Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego, pani Iwona Biernacka realizuje go z pomocą synów Jonasza i Aleksandra Rewińskich. Dzięki współpracy z Mariuszem Dubrawskim, pianistą, kompozytorem i aranżerem, wykładowcą Uniwersytetu Muzycznego F. Chopina pieśni nabierają ostatecznego kształtu, pod jego okiem powstają nagrania. Niedawno miały swoją radiową premierę w „Żródłach” u red. Marii Baliszewskiej na antenie Dwójki.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij