Przejdź do głównej zawartości strony

Trudno przejść obok tej płyty obojętnie. I to nie z jednego powodu, a z wielu.

Po pierwsze: już kiedy bierzemy publikację do ręki widzimy, iż jest to płyta nie tylko nagrana, ale też pomyślana. To już zdradzają tytuł – który zakreśla w przybliżeniu panoramę ukraińskich tradycji kulturowych, wyznaczonych w swoim zasięgu geograficznym przez nazwy rzek oraz grafika okładki – czerwień i czerń historii i przeszłości oraz wpleciony w tę samą krajkę pasek koloru „zielonego wina”, które w kolędach noworocznych oznaczało nowe życie i nadzieję.

Po drugie: kiedy rozpakowujemy i otwieramy wydawnictwo widzimy na rozkładówkach i w książeczce profesjonalny opis wraz ze źródłami i lokalizacjami repertuaru oraz historię projektu, którego owocem jest płyta. Tracklista wymienia dwadzieścia trzy utwory z Podola Południowego, Polesia Kijowskiego, Połtawszczyzny, Słobożanszczyzny, Lewobrzeżnego Naddnieprza, Bojkowszczyzny i Łemkowszczyzny. Dowiadujemy się o skali przedsięwzięcia – dwa młodzieżowe zespoły śpiewacze z Chmielnickiego i z Przemyśla (!) wraz z gośćmi oraz kapela pod wodzą jednego z najciekawszych skrzypków ukraińskich Serhija Ochrymczuka z Kijowa. W sumie kilkanaście osób.

Po trzecie: okazuje się, że zespoły chociaż młodzieżowe, sroce spod ogona, że tak powiem, nie wypadły. Od strony wokalnej kształcili je Iryna Teliuch, Tatiana Sopiłka oraz Jewhen Jefremow z Kijowa, który przyjeżdża do Polski regularnie od 25 lat i notabene jest „odpowiedzialny” za popularność ukraińskich pieśni wśród Polaków, a także pośrednio nawet za odrodzenie polskiego folkloru wśród Polaków. To charyzmatyczna postać, mistrz z prawdziwego zdarzenia. Nie znam nikogo spośród jego uczniów, kto by śpiewał gorzej niż świetnie. I tak zapewne będzie z wykonawcami tej płyty. Zwiastuje ona talent i to niejeden, ale o tym za chwilę, bo oto mamy….

….po czwarte. Otóż włączamy płytę i słyszymy jako pierwszą starą łemkowską pieśń „Czternastyj roczok smutnyj nastał” o chłopaku, który żegna się z rodziną, bo wyrusza na wojnę. Kula go zabija. Tę pieśń śpiewa dziecięcym głosem młodziutka Aleksandra Steć z Przemyśla. I robi to poruszająco. Śpiewa naprawdę. Dzięki niej i dzięki kapeli nagle słyszymy pieśń aktualną. I to nie ostatni raz kiedy ta płyta wzrusza. Słucha się jej sercem.

Po piąte: chociaż z rozmaitością stylistyczną ukraińskiego folkloru muzycznego, w tym ze wschodnią polifonią wykonawcy, zważywszy ich wiek, radzą sobie bardzo dobrze, to szczególnie wyróżniają się na płycie utwory wokalno-instrumentalne, piosenki łemkowskie. Może też z racji tego, że dla współczesnej młodzieży piosenki są bardziej naturalnym i właściwym środkiem ekspresji. Istotne też, że jest to młodzież z Przemyśla, dla której folklor galicyjski jest bardziej swojski. To bardzo cieszy, bo północna Galicja podzielona dziś granicą oraz zdezintegrowana społecznie w wyniku wydarzeń wojennych i powojennych, nie miała dotąd za bardzo szczęścia do udanych i ciekawych artystycznie dokonań z dziedziny kontynuacji folkloru muzycznego, jest jakby takim zapomnianym lądem, zatopioną Atlantydą, która czeka na swoich odkrywców. Miejmy nadzieję, że będzie w ich gronie zespół Krajka i inne podobne, a może także wykonawcy zza wschodniej granicy? Współpraca zespołów z Przemyśla i Chmielnickiego jest godnym naśladowania precedensem.

Po szóste: ukraińska diaspora w Polsce żyła długo z kompleksem „kijowskim” czy wschodnioukraińskim jeśli chodzi o rekonstrukcje i kontynuację muzyki tradycyjnej. Przyzwyczailiśmy się, że najlepsze głosy przyjeżdżały do nas z Ukrainy. Tymczasem oto wszyscy członkowie przemyskiej „Krajki” – Maryna Łeskiw, Daria Pulkowska, wspomniana wcześniej Ola Steć, Jarema Łeskiw, Petro Komar i Mychajło Sokacz, a do tego Tania Harasym z Warszawy dysponują wspaniałymi głosami, o ciekawych, oryginalnych, indywidualnych barwach. Są też muzykalni, potrafią zaśpiewać dojrzale, interpretować, śpiewać osobiście, „od siebie”, co jest pewnie zasługą edukacji domowej, ale też wrażliwych i doświadczonych, wymienionych wyżej nauczycieli. Proszę Państwa – to jest skarb!

Po siódme: publikacja za sprawą jej „rodziców chrzestnych” Tatiany i Włodzimierza Nakonecznych pokazuje wagę i aktualność tradycji. Cieszy fakt, że powraca tą płytą jakże zasłużone dla popularyzacji i animacji muzyki ukraińskiej wydawnictwo Koka. Mądre serce słucha tej płyty i zadaje sobie pytanie – a więc tradycja to nie przebrzmiałe pieśni, wyblakłe fotografie i wysłużone meble, które odstawia się na śmietnik kiedy zużywają się, stają się niemodne? No nie, skoro porusza duszę. Dziedzictwo zarówno materialne jak i niematerialne kształtuje naszą tożsamość, nas dzisiejszych. A dlaczego? Dlatego, że tradycja jest mądra, wiele widziała przez pokolenia. Może być pożyteczna, pomocna, może być schronieniem w trudnych czasach. A takie zawsze prędzej czy później nadchodzą dla rodziny i dla społeczności.

Szanowni Czytelnicy! Wykonawcy tej płyty są takimi współczesnymi kolędnikami. Może nie znacie ich i przybywają z daleka, z różnych stron. Są poprzebierani tak jak to w tradycji bywało, więc równie dobrze dobrze mogłyby to być Wasze dzieci i wnuki. Stukają w drzwi i okna Waszego mieszkania. Wpuśćcie ich. Zagrają i zaśpiewają Wam Waszymi słowami i Waszymi melodiami Wasze pieśni. Może zaśpiewacie razem? Bo muzyka ma moc i jednoczy ludzi. Ta muzyka.


Recenzja została zamówiona i wydrukowana w języku ukraińskim przez tygodnik „Nasze Słowo” №52/2015. MT.pl dziękuje redakcji „Naszego Słowa” za udostępnienie tekstu.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij