Wielka Orkiestra Gaców, Kapela Tadeusza Kubiaka z Leśmierza, Gęsty Kożuch Kurzu. Kapela Marty Cichej, Kapela Wiesławy Gromadzkiej, Poszukiwacze Zaginionego Rulonu, Piotra Gaca/Agnieszka Niwińska, Kocirba, Kapela Maliszów, Julia Migdalska/Agnieszka Niwińska, Połączone kapele dudziarskie z Wielkopolski, Czesław Adamczyk/Katarzyna Zedel, Orkiestra dęta ze Zdziłowic, Janusz Prusinowski Trio, Tęgie Chłopy, Chłopcy z Nowoszyszek, Kapela Jazgodki, Orkiestra Wczorajszego Fasonu, Kapela Serhija Ochrymczuka z Ukrainy, Kapela Niwińskich
„Samotność zupełna” – tak Witold Broda wspominał w rozmowie z Andrzejem Bieńkowskim czas, kiedy na początku lat 90. wraz z grupą Bractwo Ubogich grał polską muzykę tradycyjną. Po 25 latach sytuacja przedstawia się znacznie lepiej. Imprezy, podczas których rozbrzmiewa muzyka in crudo, odbywają się w wielu miejscach Polski i przyciągają coraz szerszą publiczność. Płyta „Tyndyryndy. Muzyka do tańca” to cenny dokument obrazujący to zjawisko na początku XXI wieku.
Płyta zawiera nagrania z imprez tanecznych towarzyszących Festiwalowi Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu. Klub Tyndyryndy stał się ważnym punktem na mapie imprez z muzyką tradycyjną, przyciąga więc spore grono uczestników z całej Polski. Słuchając zapisów kazimierskich wieczorów można łatwo wychwycić kilka charakterystycznych cech tego typu spotkań.
Po pierwsze, jest to muzyka do tańca. Płyta nie jest zapisem koncertu. To raczej muzyczny dokument, w którym tancerze odgrywają ważną rolę. Muzyka podporządkowana jest tanecznemu żywiołowi, a gwar zabawy jest istotnym dopełnieniem dźwięków płynących ze sceny.
Po drugie, scena łączy pokolenia. Na płycie usłyszymy zarówno leciwych muzykantów jak i ich młodych uczniów. Często jedni i drudzy grają wspólnie. Słyszymy też muzyków, którzy w latach 90. animowali scenę In crudo, a dziś pełnią rolę pośredników między starymi mistrzami a muzykująca młodzieżą.
Po trzecie, jest to muzyka grana spontanicznie. Dobrą ilustracją tego zjawiska jest „Poleczka” zagrana przez Kapelę z Ukrainy. Zespół, jak czytamy na okładce, powstał pół godziny przed występem. W żaden sposób nie wpływa to ujemnie na muzykę, spontaniczność jest bowiem jej nieodłączną cechą.
Po czwarte wreszcie, jest to muzyka otwarta, zapraszająca, na scenie jest miejsce dla profesjonalistów i amatorów. Są tu zarówno oberkowi ortodoksi jak i muzycy nieco bliżsi estetyce folkowej. Jest też miejsce dla muzyków czerpiących z nieco nowszych tradycji, jak supergrupa Tęgie Chłopy grająca muzykę od świętokrzyskich kapel dętych, a nawet dla młodych adeptów folkloru miejskiego.
Mimo dokumentalnego charakteru płyty, świetnie się jej słucha. Słuchaczowi udziela się bijąca z niej radość i pasja. Wiele z utworów to piękne melodie, które szybko wbijają się w głowę. Choć nagrana w trudnych warunkach, jej specyficzny brud nie razi, a pozamuzyczne dźwięki tylko dodają jej uroku.
Płyta jest stopklatką uwieczniającą moment rozwoju sceny muzyki tradycyjnej. Ciekawe, jakie uczucia będzie wywoływać za kilka, kilkanaście lat. Kto będzie wówczas przyjeżdżał do Kazimierza? Ile muzykujących składów przekształci się w profesjonalne zespoły? Czy popularność muzyki tradycyjnej będziemy wspominać jako chwilową modę, czy jako wczesny etap rozwoju znacznie bardziej masowego ruchu tego zjawiska? Czas pokaże, a opisywany tu album będzie cennym punktem odniesienia do wykorzystania w przyszłych analizach i podsumowaniach. Tymczasem dziś warto po prostu z satysfakcją posłuchać zawartej na nim świetnej muzyki.
Maciej Łata