Przejdź do głównej zawartości strony

O sieradzkich zbiorach muzyki tradycyjnej, ich nagrywaniu, praktycznym użyciu i archiwizacji rozmawiam z Małgorzatą Dziurowicz-Kaszubą, etnolożką, która działa w terenie od końca lat 70. Obecnie jest na emeryturze, lecz wciąż angażuje się w żywy przekaz muzyki tradycyjnej i działalność popularyzacyjną. Przyjrzymy się początkom jej pracy i ówczesnemu podejściu do nagrań, a także dowiemy się, co stało się z ogromnymi zbiorami sieradzkiej muzyki tradycyjnej. 

Joanna Szaflik: Zacznijmy od przedstawienia Pani osoby. Pomijając formalne biografie w internecie, najważniejsze, co powinni wiedzieć czytelnicy, to że jest Pani autorką największego zbioru archiwów muzyki sieradzkiej, łęczyckiej i wieluńskiej. 

Małgorzata Dziurowicz-Kaszuba: Dokumentowałam folklor na terenie całego byłego województwa sieradzkiego, obejmującego region sieradzki, południową część regionu łęczyckiego i ziemię wieluńską. Chociaż, co ciekawe, nie pochodzę z Sieradzkiego i nie mam tu żadnej rodziny. Urodziłam się, wychowałam i studiowałam etnografię we Wrocławiu.

JS: Od którego roku zbierała Pani te nagrania?

MDK: Pieśnią interesuję się od 1978 roku, kiedy to zaczęłam pracować w Muzeum Okręgowym w Sieradzu, gdzie zajmowałam się kulturą materialną i sztuką ludową. Odwiedzałam głównie twórców ludowych, lecz w Chojnem często bywałam u Józefy Dudkowskiej, która nie tylko wykonywała przedmioty obrzędowe dla muzeum i przewodniczyła Kołu Gospodyń Wiejskich, ale też ciekawie opowiadała o dawnych obrzędach i zwyczajach. Spotkałam u niej osiemdziesięciopięcioletniego wówczas skrzypka Stanisława Lewińskiego, u którego po raz pierwszy usłyszałam autentyczną muzykę sieradzką. W czasie jednej z moich wizyt w Chojnem Józefa Dudkowska zaprowadziła mnie do drobnej, przygarbionej i z trudem poruszającej się kobiety o pięknym, dźwięcznym głosie. Była to Władysława Langner, która okazała się skarbnicą dawnych pieśni sieradzkich i sprawiła, że zbieranie folkloru muzycznego stało się moją pasją. Władysława Langner również pięknie haftowała i dekorowała mieszkanie wykonanymi przez siebie ozdobami.

JS: Rozumiem, że folklor sieradzki stał się Pani życiową pasją. Ale jakie były tego początki i skąd pomysł na dokumentowanie muzycznych tradycji tego regionu?

MDK: Tak na dobre zajęłam się tym, gdy zaczęłam pracę w Wojewódzkim Domu Kultury w Sieradzu. To był rok 1987. Zostałam przyjęta, by między innymi dokumentować folklor na terenie ówczesnego województwa sieradzkiego, który obejmował region sieradzki, wieluński i południowa część regionu łęczyckiego. Musiałam, niestety, trzymać się tych sztucznych granic, chociaż nieraz wyjeżdżałam poza nie. Nagrywaniu pieśni sprzyjał fakt, że znajome mi twórczynie ludowe ze wsi z okolic Sieradza miały też talent muzyczny i dobrze pamiętały to, co dawniej śpiewano na wsi. Oprócz wspomnianych Józefy Dudkowskiej i Władysławy Langner wszechstronnymi artystkami ludowymi były Józefa Dominiak z Bogumiłowa, a także Stanisława Pawlak, Rozalia Ślipek i Józefa Janicka, wszystkie z Monic. Trzeba przy tym dodać, że wsie położone w pobliżu Sieradza: Monice, Bogumiłów, Chojne, Kłocko, Dzigorzew, Mnichów, Męka, Woźniki, Zapusta Mała i Wielka byly najbardziej tradycyjne, z największym zagęszczeniem cech regionalnych Najdłużej utrzymał się w nich strój sieradzki oraz zwyczaje ludowe. Na tym terenie było też najwięcej twórców ludowych. Niektóre wsie włączono w granice miasta Sieradz: Monice, Męka, Woźniki i obie Zapusty.

W 1988 roku prowadziłam badania etnograficzne w gminach Szadek i Klonowa oraz na ziemi wieluńskiej. W okolicach Szadku, na terenie przejściowym pod względem regionalnym, zarejestrowałam interesujące pieśni dożynkowe. W obrębie gminy Klonowa spotkałam kilka śpiewaczek – informatorek. 

Stanisław Pryk. Fot. Muzeum Sieradzkie
Franciszka Świniarska. Fot. Muzeum Sieradzkie
Bronisława Bednarek. Fot. Muzeum Sieradzkie

JS: A jak to w tamtych czasach wyglądało? Czy to było stanowisko przeznaczone stricte do zbierania i nagrywania folkloru? 

MDK: Zajmowałam się dokumentacją folkloru, ale byłam także konsultantką zespołów. W skład moich obowiązków wchodziło również organizowanie lokalnych przeglądów folkloru. Gdy już mieliśmy do dyspozycji kamerę, zaczęłyśmy wspólnie z Teresą Dębską penetrację gmin w celu wyszukiwania ludowych artystów. Teresa pracowała jako instruktor tańca ludowego. Zaczęło się od gminy Sieradz, która jest dosyć duża i rozległa. Było na jej terenie wielu artystów. Odwiedziłyśmy wówczas szesnaście miejscowości, szukając ludzi, którzy potrafią tańczyć tradycyjne tańce, śpiewać stare pieśni i grać wiejskie kawołki. Następnie zaczęłyśmy organizację spotkań tancerzy, śpiewaków i instrumentalistów ludowych w wybranych gminach województwa sieradzkiego. Pierwsze spotkanie odbyło się w Sieradzu. Zaprosiłyśmy artystów na spotkanie towarzyskie zorganizowane głównie po to, by utrwalić na taśmie wideo tańce, które – w przeciwieństwie do pieśni – niełatwo jest rejestrować w terenie. Nagrania pieśni można robić w domu u danej osoby, u informatora. Nieraz są przez to efekty dodatkowe, jak pianie kur czy płacz dziecka, ale na to się nie ma wpływu. Chciałyśmy nagrać to w warunkach znacznie dogodniejszych niż terenowe. Na terenie gminy Sieradz spotkałyśmy wielu artystów, między innymi skrzypka Wawrzyńca Pietrzaka z Sieradza Męki, wszechstronnie utalentowaną Bronisławę Bednarek z Zapusty Wielkiej, śpiewaczkę Franciszkę Świniarską z Mnichowa, Stanisława Pryka – skrzypka i bębnistę z Dzigorzewa, który na spotkanie przyprowadził swoją siostrę Stanisławę Miśkiewicz, znakomitą śpiewaczkę z Sieradza.

JS: Jaki był prawdziwy cel akcji zbierania folkloru w tamtych czasach? 

MDK: Głównym celem było zbieranie repertuaru dla zespołów, zwłaszcza pieśni. Szczerze powiem, że do dzisiaj korzystam z tych zbiorów w taki sposób. Gromadziłam cały repertuar, także wcześniejszy. Dowiedziałam się, że w Zbiorach Fonograficznych Instytutu Sztuki PAN w Warszawie znajduje się zbiór pieśni nagranych w 1953 roku w Sieradzu i okolicach. Dzięki uprzejmości Piotra Dahliga udało się skopiować wszystkie te zapisy magnetofonowe. Przegrałam ponadto materiał dźwiękowy z lat sześćdziesiątych XX wieku, który znajdował się na płytach winylowych w Muzeum Okręgowym w Sieradzu. Czasami kopiowałam również kasety nagrane kilka lat wcześniej przez dzieci moich wiejskich informatorów.

JS: Nie tylko zajmowała się Pani zespołami, w których wykorzystywano udokumentowany repertuar, ale i opiekowała się Pani samymi mistrzami tradycji pochodzącymi ze wsi. Czy mogłaby Pani opowiedzieć o kilku takich postaciach?

Oczywiście, znajdowałam wybitne śpiewaczki i instrumentalistów, których później wysłałyśmy na Ogólnopolski Festiwal Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym. Już w 1989 roku śpiewaczka z Monic Józefa Janicka zdobyła tam trzecią nagrodę.

Do Klonowej (na spotkania tancerzy, śpiewaków i instrumentalistów w 1989 roku – przyp. red.) zaprosiłyśmy śpiewaczki poznane przeze mnie w poprzednim roku podczas badań terenowych. Spotkanie w GOK-u w Ostrówku poprzedzone było szukaniem artystów wiejskich na terenie trzech małych gmin: dwóch wieluńskich – Czarnożył i Ostrówka oraz gminy Lututów leżącej na pograniczu sieradzko-wieluńskim. W tej ostatniej, w Łękach Dużych mieszkał skrzypek Władysław Szymczak, który grał w kapeli z Lututowa. Na przeglądach folklorystycznych nie wyróżniała się ona wówczas pod względem repertuaru, a pan Władysław grał popularne melodie sugerowane przez instruktorów. Dopiero trzy lata później kapela zaczęła przejmować od niego stare owijoki, polki i chodzone.

W 1990 roku podczas objazdów w gminie Warta dużym odkryciem okazał się skrzypek Józef Janczak z Baszkowa. Rzadko już wtedy brał skrzypce do ręki. Nie mógł być na spotkaniu w Warckim Centrum Kultury zorganizowanym dla artystów wyszukanych podczas penetracji gminy, jednak nie przeszkodziło to w nawiązaniu z nim współpracy. Stał się naszym najbardziej aktywnym skrzypkiem – zawsze można było na niego liczyć. W Baszkowie funkcjonowała też grupa śpiewaków pogrzebowych, w której również się udzielał. Jej członkowie przybyli na spotkanie i okazało się, że niektórzy, jak Józef Kaczmarek, znają nie tylko pieśni pogrzebowe.

W miejscowości Kamionacz znalazłyśmy skrzypka Tadeusza Smuga i akordeonistę młodszego pokolenia, ale znającego tradycyjne melodie – Zdzisława Janiaka. Tam też powiedziano nam, że w pobliskiej miejscowości Wojciechów, należącej już do gminy Sieradz, mieszka skrzypek, ale trudno będzie go namówić do występów. Zastałam go pracującego w ogródku, więc przez płot wyjaśniłam cel mojej wizyty. A on na to, wyraźnie poirytowany, że go żadne występy nie interesują. Kilka osób potwierdziło mi, że to dobry skrzypek. Musiałam jednak poczekać jeszcze kilka lat, by Józef Piechota dał się namówić na granie. Na początku 1994 roku przybyłam ponownie do Wojciechowa pod jego dom. Zastałam tam syna, od którego dowiedziałam się, że schował skrzypce ojca, gdyż ten uparł się, że je sprzeda, bo już mu nie są potrzebne. Syn uważał że powinien grać. Tego zdania była też żona, więc wspólnymi siłami namówiliśmy go do grania. Niewiele pamiętał, więc obie z jego żoną śpiewałyśmy melodie sieradzkich owijoków, aby przypomnieć mu cokolwiek. Na Wojewódzkim Przeglądzie Folklorystycznym w 1994 roku zagrał kilka takich kawołków i otrzymał drugą nagrodę. Tak się jednak złożyło, że zdobywcy pierwszych nagród nie mogli wówczas wziąć udziału w festiwalu w Kazimierzu i dlatego pan Józef został wytypowany do uczestniczenia w nim. Wtedy już dość często przyjeżdżałam do państwa Piechotów, zawsze mile witana przez przesympatyczną żonę. Pan Józef natomiast nadal dość sceptycznie odnosił się do całej sprawy. Grał tylko melodie przypomniane przez nas i nagle, na dwa tygodnie przed festiwalem, zagrał dwa przepiękne owijoki po ojcu i po dziadku. Teraz dopiero zabrzmiała ta jego muzyka! Na festiwalu w Kazimierzu w 1994 roku otrzymał najwyższą nagrodę – Basztę. 

Pierwszą nagrodę w kategorii solistów śpiewaków otrzymała wówczas Janina Kosatka, członkini Zespołu Śpiewaczo-Obrzędowego Kliczkowianki z Kliczkowa Małego, a w kategorii kapel drugą nagrodę – Kapela z Lututowa, która wówczas już przejmowała bogaty repertuar od Władysława Szymczaka.

Wczesną wiosną 1992 roku dowiedziałam się, że w Chajewie w gminie Brąszewice mieszka skrzypek, ale już od dawna nie gra. Pojechałam tam. W domu go nie zastałam, bo całymi dniami pracował w polu. Syn mieszkający z nim w jednym domu poradził, by wziąć skrzypce i pojechać na pole. Tak zrobiłam. Stanisław Ciołek, bo o nim mowa, wziął skrzypce i swoimi spracowanymi rękoma zagrał na nich trzy kawołki. Ta niecodzienna okoliczność pobudziła go do zainteresowania się na nowo graniem. W przypominaniu starych melodii pomógł mu syn z Sieradza, jego imiennik, który grał dawniej z ojcem na wiejskich weselach i pograjkach. Pan Stanisław wziął udział w przeglądzie folklorystycznym i został wytypowany do uczestnictwa w festiwalu w Kazimierzu, gdzie zdobył trzecią nagrodę. W tym samym roku do Kazimierza pojechała też Franciszka Świniarska z Mnichowa. Aksamitny głos i świetny repertuar przyniosły jej pierwszą nagrodę.
Kiedy poszukiwałyśmy na terenie gminy Błaszki artystów ludowych, w Skalmierzu powiedziano nam, że w pobliskich Mroczkach Małych jest muzykant, który gra na harmonii i na skrzypcach oraz że Mroczki Małe miały silną reprezentację na dożynkach. Gdy tam zajechałyśmy, okazało się, że Józef Tomczyk skrzypce zarzucił i wyniósł na strych, bo wolał grać na harmonii. Razem z wujem żony przygrywał kobietom do śpiewu. Dopiero na naszą prośbę przyniósł skrzypce, odnowił je, a na spotkaniu zorganizowanym w Centrum Kultury w Błaszkach wykonał kilka melodii po dawnych muzykantach. Kobiety natomiast przypomniały sobie stare pieśni. Zespół Śpiewaczy z Mroczek Małych kilkakrotnie został laureatem festiwalu w Kazimierzu, a w roku 2020 otrzymał Nagrodę im. Oskara Kolberga za zasługi dla kultury ludowej. Otrzymał ją także w tym samym roku skrzypek Józef Tomczyk.

JS: Czy oni wiedzieli, po co ich Pani podczas rozmów nagrywała? 

MDK: To były zupełnie inne czasy. Nie musiałam mieć żadnego pozwolenia. Dopiero teraz weszło RODO, pozwolenia, umowy i tak dalej. Wówczas po prostu przychodziłam do chałupy i nagrywałam. Oczywiście wcześniej szło się do sołtysa. Była z tym związana jedna zabawna sytuacja. W czasie penetracji gminy Poddębice, dosyć dużej – teraz to nawet powiat – jeździliśmy samochodem prywatnym Teresy Dębskiej. Nie chcę skłamać, zdaje się, że było to w Bałdrzychowie. Poszłam sama do sołtysa i pytam się, czy są tutaj jacyś uzdolnieni ludzie, którzy tańczą, którzy znają stare pieśni lub mogą opowiedzieć o jakichś dawnych zwyczajach. A pan sołtys mówi, że jest pani Dębska i są państwo Kaszubowie! Myślałam, że facet ze mnie kpi, a tymczasem okazało się, że faktycznie była pani Pelagia Dębska i państwo Kaszubowie. Można by całą książkę napisać o takich anegdotycznych sytuacjach!

JS: A jak to się stało, że zajęła się Pani działalnością edukacyjną?

MDK: W 1996 roku rozpoczęła się realizacja programu stricte edukacyjnego z zakresu tradycyjnej kultury ludowej pod nazwą Krzesiwo. Przez pierwsze trzy lata program obejmował całe województwo sieradzkie. Wśród wielu zajęć współtworzących program przewidziano naukę starych pieśni i tradycyjnych tańców oraz spotkania z artystami ludowymi pod nazwą Bliżej folkloru. Odbywały się one w różnych miejscach: domach kultury, szkołach, świetlicach terapeutycznych. Zapraszani byli na nie artyści z danej okolicy. Z regionu sieradzkiego oprócz tancerzy najczęściej uczestniczyli w nich: Józef Janczak, Stanisław Pryk, Józef Piechota, Józefa Stupska i Stanisława Miśkiewicz. 

JS: Czy podczas Pani pracy badawczej i działalności edukacyjnej udało się zachęcić jakichś młodych ludzi do kontynuacji folkloru sieradzkiego?

MDK: W 2000 roku zostałam zaproszona do jury Turnieju Wiedzy o Regionie w II Liceum Ogólnokształcącym w Sieradzu. Tam poznałam siedemnastoletnią wówczas Martę Cichą, która przygrywała na skrzypcach parom tanecznym prostą polkę sieradzką. Okazało się, że mieszka ona niedaleko skrzypka Tadeusza Kuźnika. Były to dopiero początki ich znajomości. Pan Tadeusz nie bardzo wierzył, by młodzi ludzie w dzisiejszych czasach chcieli uczyć się muzyki ludowej, a Marta faktycznie myślała wówczas, że jej przygoda z ludowizną szybko się skończy. Zachęciłam pana Tadeusza do nauczenia Marty starych kawołków po ojcu i obiecałam im, że jeśli solidnie popracują, to mają szansę wziąć udział w festiwalu w Kazimierzu. Perspektywa wyjazdu okazała się mobilizująca. Marta szybko się uczyła, a pan Tadeusz był bardzo dobrym nauczycielem, pełnym cierpliwości i dobrej woli; powróciła mu też dawna pasja muzykowania. Zaczął przypominać sobie dawne melodie po ojcu i innych muzykantach. Na powiatowym przeglądzie folklorystycznym w Sieradzu zostali zakwalifikowani do udziału w kazimierskim festiwalu, gdzie zdobyli nagrodę w konkursie Duży – Mały. Dla nich obojga Kazimierz okazał się miejscem tak fascynującym, że potem wielokrotnie tam przyjeżdżali, biorąc udział w festiwalu, ale już każde z nich osobno.

Marta Cicha z kapelą. Fot. scksieradz.pl

JS: Ciekawe, co ci ludzie myśleliby o tym, że te nagrania są teraz odsłuchiwane, że na przykład jedne z tych nagrań ciągle dalej gdzieś żyją, zostały wydane i ktoś tego słucha, a inne po prostu siedzą, za przeproszeniem, w lochu muzeum… 

MDK: Może nie w piwnicy, ale tak po prostu są zamknięte i nikomu niepotrzebne. No, niezupełnie, w zasadzie jedyne osoby, którym są one potrzebne, to pani i ja. 

JS: No właśnie… No bo nie ma dostępu!

MDK: Wydano kilka albumów dwupłytowych, ale ich nakład się już wyczerpał. 

JS: Czyli dla przeciętnego odbiorcy te płyty i tak nie są dostępne do odsłuchania. Jakie to płyty?

MDK: W 2005 roku, z okazji dziesięciolecia programu Krzesiwo, Powiatowy Ośrodek Kultury w Sieradzu wydał dwupłytowy album pod tytułem Sieradzkie melodie i pieśni w krzesiwowym przekazie, w którym pierwsza płyta, Mistrzowie, zawiera nagrania artystów ludowych: kapel, skrzypków, śpiewaków, drugą zaś, zatytułowaną Uczniowie, wypełniają głównie nagrania sieradzkich owijoków, polek i chodzonych w wykonaniu Marty Cichej z towarzyszeniem jednostronnego bębenka – ciachotka. Przeplecione są one pieśniami i melodiami w wykonaniu mistrzów i uczniów z przeglądu zorganizowanego w 1997 roku w Lututowie pod nazwą Spotkanie pokoleń – imprezy skupionej na międzypokoleniowym przekazie muzyki, pieśni i tańców z myślą o dzieciach i młodzieży.

W 2006 roku został wydany album Sieradzkie melodie i pieśni, który składa się z dwóch płyt zawierających wiele typowych dla regionu sieradzkiego melodii, pieśni, przyśpiewek. Są to przede wszystkim charakterystyczne owijoki, polki i chodzone. Bywa, że te same melodie grane są przez różnych skrzypków, ale każdy wykonuje je inaczej. Mają też różne tytuły. Na przykład owijok Po garbatym Wicku Józefa Janczaka, owijok Wojtuś Tadeusza Smuga, owijok uOdy u moji kochanki Wawrzyńca Pietrzaka i owijok Po dziadku Józefa Piechoty to ta sama melodia, ale jakże inaczej realizowana przez każdego z tych wykonawców! Pierwsza płyta zawiera nagrania terenowe pochodzące z archiwum Powiatowego Ośrodka Kultury w Sieradzu. Znalazły się na niej tylko te, które były wolne od zakłóceń, takich jak szczekanie psa, płacz dziecka i tak dalej. Są to zapisy foniczne dawnych, często już nieżyjących artystów lub tych, którzy ze względu na stan zdrowia nie mogli występować na przeglądach czy festiwalach. Wśród wykonawców utrwalonych na pierwszej CD wielu w ogóle nie brało udziału w konkursach folklorystycznych, na przykład Stanisław Lewiński, Józefa Dudkowska, Wawrzyniec Pietrzak, Władysława Langner, ale są też laureaci festiwalu w Kazimierzu Dolnym: Franciszka Świniarska, Stanisław Ciołek, Tadeusz Krata. Druga płyta zawiera nagrania studyjne dokonane w latach 2003 i 2006 – zaproszono do nich aktywnych wówczas solistów, zespoły i kapele. W latach 2008 i 2009, gdy zlikwidowano już Powiatowy Ośrodek Kultury w Sieradzu dwa następne, podobne albumy dwupłutowe wydało Muzeum Okręgowe w Sieradzu, które przejęło archiwum fonograficzne POK oraz kontynuowało program „Krzesiwo”, w ramach którego to przedsięwzięcie było realizowane. 

Władysława Langer. Fot. Muzeum Sieradzkie

Sporo nagrań folkloru sieradzkiego dokonał Piotr Dahlig, który odwiedził Chojne w 1986 roku, a także zarejestrował grę skrzypka Władysława Szymczaka w Łękach Dużych w 1989 roku. W latach dziewięćdziesiątych dokonywał też nagrań podczas zabaw organizowanych przez Dom Tańca w Warszawie; występowali tam między innymi artyści z Sieradzkiego i ziemi wieluńskiej. Ponadto nagrywał i filmował od ostatniej dekady XX wieku imprezy folklorystyczne, na które był zapraszany jako juror. Sieradzkich artystów nagrywało też Polskie Radio, najczęściej w czasie festiwali w Kazimierzu, ale też przyjeżdżając specjalnie do Wojewódzkiego Domu Kultury w Sieradzu w 1992 i 1998 roku. Uwieczniono wówczas fonograficznie i te śpiewaczki, które na kazimierskie festiwale nie mogły się udać ze względu na stan zdrowia, na przykład Władysławę Langner. 

Jedna z płyt z serii Muzyka Źródeł wydanych przez Polskie Radio, zatytułowana Sieradzkie (PRCD 160, 1998), zawiera muzykę i pieśni z ówczesnego województwa sieradzkiego, głównie z regionu sieradzkiego i ziemi wieluńskiej. 

W 2007 roku Łódzki Dom Kultury wydał dwupłytowy album przygotowany przez Ewę Sławińską-Dahlig pod tytułem Tradycje muzyczne Polski Środkowej, gdzie również uwzględniono artystów ziemi sieradzkiej. 

W 2015 roku Sieradzkie Centrum Kultury wydało płytę Skrzypce po sieradzku. Utrwala ona czterdzieści dziewięć sieradzkich kawołków w wykonaniu Marty Cichej z towarzyszeniem ciachotka i basów. 

JS: Jest także namiastka archiwum cyfrowego.

MDK: W latach 2006–2007 powstawała Multimedialna Teka Folkloru Sieradzkiego w internecie, audioteka. W założeniu ten dostęp miał być, ale praca nie została dokończona. Zlikwidowano POK akurat wtedy, kiedy ja przeszłam na emeryturę. Jeszcze do niedawna zbiorami opiekowała się pani Joanna Muszyńska, ale odkąd przeszła na emeryturę, zamknął się ten rozdział i zbiory są zamknięte. 

Rozmawiałam z dyrektorem Muzeum Okręgowego w Sieradzu o pomyśle zatrudnienia kompetentnej osoby do archiwizacji tych zabytków audio, bo trzeba się tym koniecznie dalej zajmować. Płyty i kasety wkrótce przestaną funkcjonować, ponieważ muszą być odpowiednie warunki przechowywania: temperatura, wilgotność i tak dalej. Należy je odpowiednio zarchiwizować i jak najszybciej zdigitalizować. Niestety, minęło wiele lat i nadal w tym temacie nic się nie dzieje. Trzeba to porządnie opracować, wpisać metadane. Konieczne jest zrobienie cyfrowej audioteki, by każdy mógł z niej korzystać. Potrzeba taka istnieje nie tylko ze względu na odbiorców. Są przecież zespoły, które korzystają z tego repertuaru: wieluńskie, sieradzkie czy łęczyckie. Materiału nagranego jest sporo, ale wszystko to wymaga opracowania. Do pewnego momentu ja to zrobiłam, ale, niestety, nie skończyłam. 

JS: Czy rozmawiała Pani kiedyś ze spadkobiercami osób, które Pani nagrywała?

MDK: Tak, często jestem w kontakcie z osobami, które są spadkobiercami nieżyjących już muzykantów, śpiewaczek i informatorów. Część z nich otrzymała ode mnie książkę mojego współautorstwa Sieradzki folklor muzyczny, w której znajdują się pieśni i utwory instrumentalne przekazane przez ich babcie, ciocie czy rodziców. Niedawno miałam taką emocjonalną sytuację. Byłam pod Wieluniem na jubileuszu zespołu. Wśród zaproszonych gości była również pewna pani, wieloletnia radna, którą znałam tylko z widzenia. W pewnym momencie, pod koniec uroczystości, podeszła do mnie wzruszona i przekazała mi wyrazy wdzięczności, mówiąc, że bardzo docenia to, że nagrałam jej mamę i wujka. To był wzruszający moment. 

JS: A czy ci spadkobiercy mają dostęp również do nagrań zebranych przez Panią? 

MDK: Spadkobiercy mistrzów, których sylwetki przedstawiłam w książce, otrzymali ją ode mnie osobiście. Jednak jeśli chodzi o nagrania, mają taki sam dostęp jak wszyscy, to znaczy mogą się ubiegać w muzeum o odsłuchanie tych nagrań. Nie jest to jednak zbiór łatwo dostępny. Najlepiej byłoby, gdyby to było powszechnie dostępne w postaci mediateki, audioteki czy wideoteki. Taki był początkowy zamysł.

JS: Kiedy myślę o ogromie Pani pracy, to uważam, że wielką wartością byłoby, gdyby to wszystko było dostępne. 

MDK: W założeniu tak miało być! Niestety, po likwidacji Powiatowego Ośrodka Kultury to się skończyło, a muzeum ma zupełnie inne zadania. Moim zdaniem najlepszym rozwiązaniem byłoby zatrudnienie kompetentnego pracownika na cały etat, który zajmowałby się wyłącznie tym: porządkowaniem, archiwizacją, digitalizacją, w czym merytorycznie jeszcze chętnie pomogę, póki starczy sił. W niektórych muzeach tak to właśnie wygląda. Powinniśmy zająć się tym, co już mamy, i zacząć dbać o nośniki fizyczne, gdyż za moment wszystko to może się rozpaść. 

 

Artykuł został zrealizowany we współpracy z Narodowym Instytutem Muzyki i Tańca w ramach Programu Archiwa Dostępne 2021 prowadzonego przez Forum Muzyki Tradycyjnej oraz Pracownię Muzyki i Tańca Tradycyjnego. Projekt jest finansowany ze środków Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij