Miał skrzypek Marcin skrzypce Stradivariusa. Tak było napisane na karteczce włożonej do środka: „Antonius Stradivarius Faciebat Anno 1721”.
Na roztoczańską wieś dotarła nie tyle sława włoskiego lutnika, co fama, że skrzypiec takich jest na całym świecie tylko kilka egzemplarzy, a grającemu na nich muzykantowi dają moc wydobywania nadludzkiego piękna.
Strzegł ich jak oka w głowie, nikomu nie dał potrzymać futerału, nie mówiąc już o samych skrzypcach. Ogrywał na nich setki zabaw i wesel. Głównie wesela – zapraszano go do grania u najbogatszych gospodarzy w okolicy, wspominano to później przez wiele lat.
Pewnego dnia ktoś ukradł mu te skrzypce, ale nie sprzedał ich ani nie ukrył, a rozwalił po pijanemu o drzewo. Nie było czego zbierać.
Okazało się, że to nie sam instrument – choć nieodżałowany – zawierał w sobie sekret brzmienia muzyki i jej oddziaływania na ludzi, ale talent i charyzma ich właściciela.
„Grałem już wtedy kilka lat – wspominał Jan Gaca, zmarły w 2013 roku skrzypek z Przystałowic Małych – kiedy ktoś dał mi znać, że kilka wsi dalej umiera znany na całą okolicę muzykant. Mówiono o nim, że posiada nadludzkie moce – dzięki nim osiągnął sławę. Zawdzięczał je książce, którą dostał w młodości od kogoś innego, też leżącego na łożu śmierci”. Historia skończyła się tak, że Jan ostatecznie nie został właścicielem książki, o czym opowiadał z wielką ulgą. Mówiono, że ów skrzypek umierał długo i w cierpieniu, co prawdopodobnie miało związek z tym dziwnym przedmiotem.
A muzyka? Jan nie wierzył w magiczne przedmioty, pomagające we wspaniałej grze, jeśli wcześniej nie ograło się melodii wystarczająco długo i dobrze. Kiedyś pijany gość weselny krzyknął do niego: „tobie to na pewno diabeł pomaga grać!”. „Zdenerwowałem się, dałem mu skrzypce i mówię: masz, niech i Tobie pomoże!” – zakończył swoją opowieść.
Wiele było na wsi przekazywanych z ust do ust historii o specjalnych mocach i magicznych przedmiotach – jak chociażby słynny rulon innego skrzypka z tamtych okolic. Niektórzy muzykanci sami je rozpowszechniali, dodając sobie w ten sposób tajemniczości i zaciekawiając ludzi. Czasami było to wręcz elementem „marketingowym”, który miał ubarwiać postać lub kapelę i potwierdzać, że pieniądze wydane na wesele z ich udziałem okażą się dobrą inwestycją.
Pamiętam scenę z pomysłowym skrzypkiem, który pomalował sobie wierzch instrumentu świecącą w ciemności farbą drogową, a następnie umówił się z kolegami, że w pewnym momencie zgaszą światło a fosforyzujący instrument zadziwi tańczących oraz konkurencję.
Pośród tych wszystkich historii lubię słuchać opowieści żon muzykantów.
O tym, jak nieludzko zmęczeni wracali po ograniu wesela, jak bardzo wymagająca była ich profesja, jak trudno było ją pogodzić z rolą ojca rodziny i gospodarza.
O te kulisy mało kto pyta, podziwiając muzykanckie postacie-legendy i ich „nadprzyrodzone” moce.
W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.
Ewa Grochowska