Stanisław Głaz, urodzony dzisiaj, tylko dziewięćdziesiąt lat temu.
Głazik – jak nazywa go jeden z członków dawnej kapeli – poznawał od dziecka „stary” muzykancki świat, mistrzowsko opanował jego język. Ale odnalazł się też w nowym, powstającym po wojnie wśród politycznego zamieszania, biedy i nadpływających zewsząd muzycznych nowinek.
Te z roku na rok zaczęły odbierać zarobek pokoleniu muzykantów, które się jeszcze „nie wygrało”. Muzykanci w pełni sił, z werwą i fantazją zaczęli dostosowywać się do nowych trendów, stali się dwujęzyczni. Stanisław, podobnie jak jego znamienici, bliscy mojemu sercu rówieśnicy (Jan Gaca i Stanisław Witkowski) od nich się uczył, grał z nimi, obserwował, podglądał ich muzykanckie sekrety, by w którymś momencie usamodzielnić się i założyć swoją kapelę. Wiele lat później przyszło „drugie życie”, kiedy zaczął brać udział w festiwalach i przeglądach folklorystycznych, które są dla niego świętem, celebrowaniem muzyki, spotkaniem bratnich dusz – nieraz wydawało mi się, kiedy się tam spotykaliśmy, że tylko po to przyjechał, a nie po nagrody i dyplomy, których ma mnóstwo. Pewnego razu wracał do domu z takiego przeglądu piechotą, bo został pograć z innymi muzykantami, a bus z domu kultury odjechał bez niego.
Jego trzecie życie zbiegło się z moim drugim, kiedy terminowałam już u Jana Gacy, a Andrzej Bieńkowski przedstawił mnie pewnego dnia Głazowi.
■
Siedzimy nad Wisłą, komary tną. „Uważaj – mówi Głaz – na tych Górali. Kiedyś mnie zawołali, żeby pograć razem, a dobrze się znają na robocie, powiedziałem, że zaraz przyjdę. Poszedłem za róg, posłuchałem trochę, przemyślałem, przymierzyłem sobie na skrzypcach i wróciłem do nich. I byłem panem sytuacji, wiedziałem, że mnie nie zaskoczą”.
■
„Jak słyszę, jak gra inny muzykant, to mi nie przeszkadza, że on gra lepiej lub gorzej niż ja. Tylko mi się widzi, że to rodzina. Jak gdzieś pójdę, wyjdę, przywitam się, patrzę – wkoło mnie rodzina stoi”.
■
„Nieraz jest taka upłakana melodia, to trzeba ją ustroić.
Wszystko trzeba upiększać”.
■
A że „z nieroba nie będzie muzykanta” – mam go przed oczami, wypowiadającego to zdanie, kiedy chcę przedwcześnie zamknąć futerał i zająć się czymś innym.
■
Wdzięczność to dzisiaj moje słowo dnia.
W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.
Ewa Grochowska