Przejdź do głównej zawartości strony

Puszczańska Szkoła Tradycji

Powstała z potrzeby tworzenia bezpiecznej i przyjaznej przestrzeni spotkania dla różnorodnych grup społecznych. Spotkania, które umożliwia oswojenie się z innością, zrozumienie i poznanie różnorodnych perspektyw przy zachowaniu tożsamości własnej. W tradycji szukamy narzędzi zarówno przyjaznego spotkania i obcowania z Innymi, jak i wiedzy i narzędzi, które wzmacniają różnorodne lokalne tożsamości.

Kolędnicy idą przez Teremiski. Fot. Gutek Zegier

Jak powszechnie wiadomo, „muzyka łagodzi obyczaje” i do tego nam służy. W czasach rosnących podziałów wierzymy, że to w muzyce i zgromadzeniach muzycznych zakorzenionych w lokalnych tradycjach, wiedzy i tożsamościach znajdziemy bezpieczną przystań, która pozwoli na porozumienie i wypracowanie rozwiązań dla palących problemów współczesności.

Kolędnicy podczas życzeń kolędowania w Teremiskach. Fot. Gutek Zegier

Z mojej perspektywy momentem założycielskim dla naszej grupy było kolędowanie i potańcówka bożonarodzeniowa w Puszczy Białowieskiej. Przygotowania do tego wydarzenia zaczęliśmy późną jesienią 2017 roku, a kolędowaliśmy w styczniu 2018 – w czasie świąt prawosławnych w Teremiskach, Pogorzelcach i Białowieży. Naszym celem było stworzenie bezpiecznej przestrzeni wspólnego świętowania i dialogu dla różnorodnych grup społecznych, którym leży na sercu dobro Puszczy Białowieskiej – zarówno okolicznych mieszkańców (niezależnie od światopoglądu), jak i aktywistów związanych z Obozem dla Puszczy. Przestrzeni, która byłaby również zakorzeniona w lokalnej tradycji i tożsamości, powszechnie zrozumiała i pełna szacunku oraz życzliwości dla wszystkich.

Potańcówka w świetlicy w Pogorzelcach. Fot. Gutek Zegier

Ekipa kolędnicza, skrzyknięta przez Julitę Charytoniuk ze Stowarzyszenia Dziedzictwo Podlasia, była złożona z przedstawicieli kilku Szkół Tradycji programu Akademia Kolberga (Julity Charytoniuk ze Szkoły Podlaskiej, Gutka Zegier ze Szkoły Dolnośląskiej, Agnieszki i Mateusza Niwińskich ze Szkoły Radomskiej oraz Marty Tarnowskiej ze Szkoły Kurpiowskiej). Duchowo, merytorycznie i organizacyjnie wspierał nas zarówno sołtys wsi Pogorzelce, Olek Dackiewicz, mieszkańcy okolicznych wsi, jak i członkinie i członkowie kolektywu Obóz dla Puszczy. O nasze kostiumy zadbała scenografka, Ewa Woźniak. Na instrumentach przygrywała do kolędowania i do tańca Kapela Batareja oraz Kapela Niwińskich.

Anioł, Niedźwiedź i Żołnierz pod szkołą w Teremiskach na tle transparentu Puszcza jest po to, żeby była. Fot. Gutek Zegier

Rok 2017 obfitował w emocje. Oczy całej Polski i Europy zwróciły się w stronę Puszczy Białowieskiej. Z uwagą obserwowaliśmy postępującą gradację kornika drukarza na ogromnych połaciach monokultury świerka sadzonych sztucznie prawie sto lat wcześniej m. in. przez tzw. Centurę (The Century Timber Corporation). Wraz z nią śledziliśmy losy protestów przeciwko wycince w Puszczy Białowieskiej i eskalację konfliktu społecznego wokół strategii ochrony najcenniejszych drzewostanów puszczańskich.

Przykro nam było bezradnie patrzeć zarówno na zamierające połacie posuszu świerkowego, jak i na coraz bardziej intensywną wycinkę najstarszego lasu Europy. Równie trudno było nam patrzeć bezczynnie na doniesienia medialne o eskalacji konfliktu dotyczącego strategii ochrony Puszczy i słuchać opowieści na ten temat. Sytuacja była bardzo trudna, a dialog mający na celu wzajemne zrozumienie perspektyw i argumentów oraz wypracowanie wspólnej strategii rozwiązań problemu praktycznie niemożliwy w tak zaognionym sporze. Rosła przemoc fizyczna stosowana przez Straż Leśną i służby mundurowe wobec osób protestujących przeciwko wycince, a wraz z nią rosła przemoc symboliczna i w dużej części przekazów medialnych oraz w wypowiedziach aktywistów Obozu dla Puszczy postępował proces dyskursywnej i narratywnej dehumanizacji leśników oraz osób popierających wycinkę. Jednocześnie, przekazy mediów, niektórych urzędników państwowych i osób popierających wycinkę na temat aktywistów również stawały się coraz bardziej odczłowieczające.

Postanowiliśmy się zaangażować w tworzenie przestrzeni dialogu dla wszystkich w sposób, w jaki potrafimy najlepiej, i jakiego uczymy się od mieszkańców wsi różnych regionów kraju – śpiewając, grając i tańcząc oraz organizując przestrzeń do tego dla wszystkich chętnych. Uznaliśmy, że najbardziej odpowiednią formą, żeby wyjść naprzeciw problemowi polaryzacji stron i zwaśnienia rozmaitych grup, jest kolędowanie bożonarodzeniowe oraz potańcówka z poczęstunkiem w miejscowej świetlicy w Pogorzelcach, na którą zaprosimy wszystkie chętne osoby z okolicy.

Kolędnicy podczas składania życzeń. Fot. Gutek Zegier
Kolędnicy podczas składania życzeń. Fot. Gutek Zegier
Potańcówka w świetlicy w Pogorzelcach. Fot. Gutek Zegier

Dawniej w wielu regionach Polski podczas kolędowania przebierano się za przybyszów z innych światów. Pojawiali się Trzej Królowie, Mędrcy – Kacper, Melchior i Baltazar – najbardziej znani alegoryczni wędrowcy z innych stron. Niekiedy pojawiał się Żyd – przedstawiciel mniejszości bardzo licznie zamieszkującej dawniej tereny Polski. Często pojawiali się przedstawiciele świata zwierząt – Turoń, Koza lub Niedźwiedź – kosmaci i/lub rogaci goście z chtonicznego świata. W niektórych regionach przychodziły również Cyganki (te częściej w kolędowaniach wiosennych). Zazwyczaj pojawiał się również Anioł i Diabeł. Często zdarzało się, że przychodziła w odwiedziny Śmierć – pani łaskawa, przeprowadzająca wszystkich na tamten świat, gdy nadejdzie pora. Te oraz wiele innych postaci uosabiających gości z wszelkich możliwych (Za)światów przychodziły wespół życzyć dobrze gospodarzom. W zamian za dobre życzenia otrzymywali dary i przeważnie poczęstunek oraz napitek.
Kolędowanie to szczególny starodawny obyczaj. To jeden z nielicznych momentów w roku, kiedy Inni, Obcy, goście z Zaświatów mogą przyjść do domów, zostać przyjęci w gościnę i życzyć dobrze. W tym obrzędzie przywołujemy wszystkie duchy i stworzenia ze światów pozornie obcych, a jednak przenikających się, żeby wspólnie wznosiły świat na przekór problemom poprzez zachowanie (lub odnowienie) życzliwego stosunku do siebie nawzajem. Dzieje się to wszystko zaraz po zimowym przesileniu, po najkrótszym dniu w roku i jest swego rodzaju magicznym działaniem, w którym życzliwe obcowanie z Innymi ma sprawić, że świat przetrwa – słońce znowu wstanie, dzień zacznie się wydłużać i rozświetli mroki – zarówno symbolicznie, jak i fizycznie.

Postacie, w które wcieliła się nasza grupa kolędnicza, były związane z tradycjami różnych regionów, tak jak my sami byliśmy gromadą przybyszy z różnych stron. W role pomagała nam się wcielać znajoma scenografka, Ewa Woźniak. Znaleźli się wśród nas Trzej Królowie. Nie zabrakło Anioła i Diabła. Był też Turoń, Niedźwiedź i inne Stworzenia. Pojawiła się również Śmierć. Były też postaci magiczne, będące hybrydami światów mitycznych, baśniowych i realnych. Zastanawialiśmy się nad znaczeniami kolędowania i poszczególnych ról wśród kolędników i rozważaliśmy, czy do naszych postaci nie powinien dołączyć Ekolog oraz Strażnik Leśny, jako przedstawiciele światów zamieszkujących tereny Puszczy, od których dialogu i życzliwości również zależała trwałość naszego świata, ale w końcu nie odważyliśmy się na taki ruch.

Tak przygotowani, ruszyliśmy z dobrymi życzeniami i kolędą na ustach: Oj, dobry wieczór mój gospodarzu dla ciebie. Oj, spodziewaj się dobrego gościa do siebie.

Na potrzeby kolędowania nauczyliśmy się również kolęd prawosławnych od Julity Charytoniuk. Pożyczyliśmy też nadobną gwiazdę kolędniczą od Stowarzyszenia Przyjaciół Skansenu w Koźlikach. Okazało się, że wiele osób chce dołączyć do wspólnej zabawy, przebierania i dobrych życzeń, w tym osoby z Obozu dla Puszczy. Poprosiliśmy sołtysa wsi Pogorzelce, Olka Dackiewicza, żeby również nam towarzyszył i zapraszał razem z nami wszystkich mieszkańców na wspólnie organizowaną potańcówkę zaplanowaną na wieczór. Sołtys zgodził się ochoczo i kolędował z nami wytrwale oraz zapraszał mieszkańców na potańcówkę.
Większość osób reagowała entuzjastycznie na odwiedziny kolędników. Niektórzy przeżywali nawet silne wzruszenie i w niejednym oku zakręciły się łzy na nasz widok i na brzmienie znajomych kolęd w podobnej gwarze i wielogłosowych harmoniach. Gdy przeszliśmy koło jednego z domów, nie zachodząc, bo wydawał nam się pusty, właścicielka, starsza kobieta wybiegła za nami w kapciach, dogoniła, życzyliśmy sobie dobrze i zaśpiewaliśmy kolędy. Miała łzy w oczach i wszystkich nas wyściskała serdecznie.

Niemniej, zdarzyło nam się też, że nie otwarto domu lub nasza wizyta wzbudziła złość. „Co tutaj robi śmierć?” – zapytała ze złością pewna starsza pani z Teremisek, wyludniajacej się wsi w środku Puszczy, w której masowo zamierają świerki. Gdzie są Mędrcy? – dodała. Wydało mi się znamienne, że we wsi, w której społeczność się starzeje, młodzi powyjeżdżali, okolica się wyludnia, a okoliczny las choruje i zamiera, osoba w starszym wieku odmawia przyjęcia Śmierci, za to domaga się Mędrców. Prawdopodobnie we wsi nie ma zwyczaju, żeby Śmierć się pojawiała wśród postaci kolędujących, co również wydaje mi się znaczące w tej sytuacji.
Dr Mira Marcinów z IFiS PAN mówi, że śmierć w dzisiejszej Polsce jest takim tabu, jak seks w XIX-wiecznej wiktoriańskiej Anglii. Maria Janion mówi równie mocno: Jeszcze nigdy nie byliśmy pod tak silnym naciskiem kultury masowej, która przedstawia taki obraz życia, jak byśmy tego życia w ogóle nie tracili. Stwarzanie obrazu życia bez utraty to jej podstawowe oszustwo. Tymczasem w Puszczy, w której gradacja kornika i zamieranie świerków jest traktowane jako problem, wobec którego podstawowym środkiem zaradczym jest masowa wycinka ciężkim sprzętem – harvesterami, a martwe drewno nie jest traktowane jako cenne siedlisko dla ogromnej bioróżnorodności grzybów, chrząszczy drewnojadów, ptaków, i wreszcie, jako kłody piastunki dla młodych pokoleń kolejnych drzew, dzięki którym Puszcza żyje i trwa w swym bogactwie biologicznym – śmierć nie jest traktowana jako element życia i źródło żywotności lasu, a marnowanie surowców produkcyjnych. Jednocześnie osoba u kresu życia w wymierającej wiosce odmawia przyjęcia Śmierci przy kolędzie. Znak czasu.

Kolędnicy zachodzą z życzeniami na podwórze, Śmierć na czele pochodu. Fot. Gutek Zegier

Zapewniłam starszą panią niechętną Śmierci, że Śmierć do każdego bez wyjątku przychodzi i że każdemu z nas przyjdzie ją spotkać, a teraz Śmierć przyszła jej dobrze życzyć. Zapewniłam również, że nie zabrakło Mędrców (Trzech Królów) i że oni również są wśród nas. W końcu zgodziła się przyjąć dobre życzenia i rozstaliśmy się z uśmiechem.

Kolędowaliśmy od rana do wieczora, zapraszając wszystkich, których zdołaliśmy, i w końcu nadszedł moment potańcówki w świetlicy w Pogorzelcach. Przystroiliśmy salę kolorowymi bibułami. Kolektyw Obozu dla Puszczy przygotował tradycyjny poczęstunek w wersji roślinnej – był śledzik pod pierzynką z boczniaków, a także śledzik z boczniaków w żurawinie; była kutia oraz smalec z fasoli . Dowiedzieliśmy się od miejscowych, jaki jest przepis na świąteczne bułeczki drożdżowe, których nie mogło zabraknąć tego wieczora – miejscowy specjał, bondeczki, upiekły osoby z kolektywu Obozu dla Puszczy.

Nawiązując do starodawnych symboli zmarłych przodków, których zapraszamy do wspólnej wieczerzy, na nasz poczęstunek również składały się potrawy symboliczne. Pojawiły się grzyby (śledzik z boczniaków) – stwory z królestwa podziemia, mak (kutia) – który usypia i odsyła w zaświaty, ziarno pszenicy lub pęczaku (kutia), które jest symbolem życia i pokarmem, który zapewnia życie ludziom, a także miód – ofiarowywany duszom zmarłych na osłodę. Mało kto pamięta, że nazwa potrawy kutia pochodzi od tego, że stawiano ją na pokuciu – w świętym kącie, w którym było miejsce dla zmarłych przodków i duchów lasu (a z czasem zamieszkały w tym miejscu w domach święte obrazy i ostatecznie telewizory – nasze współczesne okna do zaświatów). Innymi słowy, fizycznie i symbolicznie zaprosiliśmy do wspólnego stołu i świętowania wszystkich mieszkańców światów zamieszkujących Puszczę, żeby „odnowić przymierze”.

Zależało nam, żeby wszyscy mieszkańcy poczuli i zrozumieli, że ta różnorodna gromada chce się spotkać, wzajemnie dobrze sobie życząc i świętując. Chce się spotkać życzliwie i zapoznać. Wreszcie, chce zrozumieć siebie nawzajem i stworzyć bezpieczną przestrzeń dialogu – wspólnej zabawy, świętowania i rozmowy.
Wreszcie zaczęła się wspólna zabawa. Świetlica zapełniła się ludźmi i zabrzmiały kolędy zarówno w naszym wykonaniu, jak i w wykonaniu mieszkańców Pogorzelec. Do tańca przygrała Kapela Batareja oraz Kapela Niwińskich. W miarę upływu czasu, kolejnych tańców, przekąsek i napitków, atmosfera robiła się coraz bardziej rodzinna. Przyglądałam się, jak sołtys Pogorzelec, Olek Dackiewicz, z wilgotnymi oczami spogląda na rozbawioną gromadę. Dziękuję, skrzaciku – powiedział, przyciskając mnie mocno do piersi.

W kuluarach toczyły się rozmowy na rozmaite tematy, w tym o Puszczy. Widziałam, jak osoby z różnych światów coraz śmielej i życzliwiej się do siebie odnoszą. Na parkiecie, za stołami, przy kielichu toczyły się rozmowy. Była okazja, żeby usłyszeć się nawzajem. Nie było naszym celem, żeby kogokolwiek przekonać do czegokolwiek. Celem było, żeby się spotkać, poznać i usłyszeć inaczej niż w trakcie protestów. Ten cel udało nam się znakomicie osiągnąć, a miarą sukcesu było to, że podczas potańcówki jeden z mieszkańców popierających wycinki zaprosił aktywistę Obozu dla Puszczy – opowiadacza bajek – żeby przyszedł do niego do domu opowiadać baśni jego wnukom. Opowiadacz zaproszenie przyjął z radością. Czego chcieć więcej?

Ano chcieć. Tamtego wieczora poczuliśmy, że coś ważnego udało się zrobić, a zarazem, że pewnych rzeczy nie przeskoczymy – że Białowieża, Pogorzelce i Teremiski są miejscem szczególnym i innym niż te, które znamy z innych regionów – ze względu na długą historię turystyki i migracji. Turystyka bardzo zmienia dynamikę relacji w społeczności. Kiedy gospodarowanie skierowane jest na poszukiwania zewnętrznej uwagi i dopływu zasobów finansowych z zewnątrz, coś się zmienia w społeczności. W mniejszym stopniu tworzy ona sieci relacji skierowanych do wewnątrz, relacji wymiany wewnątrz grupy. W większym stopniu uczestniczy w wytwarzaniu gospodarki globalnego spektalku i, jak by powiedział Guy Debord, społeczeństwa spektaklu, którego wysiłek jest nakierowany na przyciąganie uwagi z zewnątrz.

W poszukiwaniu sposobów, a przynajmniej pamięci o sposobach tworzenia sieci współpracy i zgromadzeń nakierowanych na wytwarzanie więzi skierowanych na wymiany wewnątrz społeczności oraz, co nie mniej istotne, kompetencji muzycznych z tym związanych, dotarłyśmy do Dobrowody. Ale o tym już innym razem.

Powiązane artykuły

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij