W dzieciństwie, kiedy jeszcze spędzałam każde przedwiośnie na wsi, najbardziej uderzał mnie i zachwycał zapach ziemi. Pewnego dnia, nagle zaczynał się unosić nad polem i docierał aż do podwórka. Chociaż jestem pewna, że mój dziadek wyczuwał go na wiele dni przede mną, kiedy w powietrzu fruwały dopiero pojedyncze molekuły.
Mój przyjaciel, który robi świetne kadzidełka według własnych receptur, podarował mi ostatnio kadzidło o zapachu tej przedwiosennej ziemi. Nie mogłam uwierzyć. Woń błota, zgnilizny, obumarłej gleby, która właśnie rozmarza. Rozpulchniona – czeka na całe to życie, które w nią wejdzie a potem wyjdzie. Na korzyść innych, nie swoją.
Z wygłaszanych (dla nas, dzieci) przez mojego dziadka nauk pamiętam, że: ziemi nie wolno bezmyślnie niszczyć, zadeptywać, marnować, bez celu przekopywać, rzucać na nią śmieci. To ostatnie zresztą – śmieci i zaśmiecanie – jest oryginalnym wynalazkiem miejskim, eksportowanym na wieś. Na wsi nic się nie marnowało, a najstarsze pokolenie mieszkanek wsi, z którym do dziś spędzam dużo czasu – mogłoby prowadzić warsztaty „zero waste” w wersji ekstremalnej.
Lubiłam z dziadkiem chodzić na spacery po polach, a właściwie po miedzach, bo na pole nie wchodziło się bez potrzeby. Nie były to spacery po to, żeby się przejść, ale żeby zobaczyć, czy nie jest za mokro albo zbyt sucho na prace polowe, czy już wschodzi, czy jest gotowe do zbioru, czy można już wywieźć gnój i zaplanować jesienną orkę.
Kiedy wiele lat później podczas studenckich i wszystkich innych wypraw terenowych moi współtowarzysze robili sobie czasem skrót przez środek czyjegoś pola, czułam się nieswojo. Tak się przecież nie robi.
Cykl życia: dobrze byłoby, gdyby wydarzał się więcej niż raz, żeby mógł się powtórzyć, a my wraz z nim. Różne kultury i religie wysuwają taką propozycję, coś w rodzaju nadziei.
Życie daje nam więc tego namiastkę: pory roku jako rodzenie się, osiąganie pełni i umieranie. W wersji mini, testowej, pozwalającej się doskonalić, naprawiać błędy, odradzać, zaczynać od nowa. Dwadzieścia razy, pięćdziesiąt, niektórzy nawet i sto. Gdyby babcia i dziadek zobaczyli etnograficzny podział na obrzędy doroczne i rodzinne zdziwiliby się, że ktoś rozdzielił na dwie grupy to, co należy do jednej: narodziny, chrzciny, wesele, pogrzeb, siew, sianokosy, żniwa, orka.
Odkryłam to kiedyś namacalnie, po kilku latach pracy nad pieśniami tradycyjnymi, że pieśni splatają ze sobą te wszystkie procesy, wydarzenia, rytuały, stadia życia. Nie przypomina to co prawda grubego blond warkocza dziewczyny z okładki kalendarza rolniczego, a raczej rachityczny, surowy, monochromatyczny, nieregularny splot, jak wieniec z chwastów, rosnących na miedzach, rowach, nieużytkach, niewykoszonych łąkach. Pokolenie moich dziadków wiedziało, że i te rośliny są potrzebne.
Święta ziemia.
Niech ci ziemia lekką będzie.
Stąpał twardo po ziemi.
Oby cię ziemia nie nosiła.
Przywiązanie do ziemi.
Trzymanie się ziemi.
Głód ziemi.
Ziemia jałowa.
Ziemia przeklęta.
Ziemia rozpaczy.
Ziemia ogołocona.
Ziemia nieznana.
Ziemia obiecana.
Trzęsienie ziemi.
„Ziemia zaś była bezładem i pustkowiem” Rdz 1,2.
Reszta to dekoracje, przygotowane specjalnie dla nas, żebyśmy nie czuli się tu nieswojo i mieli co jeść. A gdy już je zniszczymy, jak dzieci, kiedy znajdują w szkolnym magazynku scenografię do przedstawienia sprzed lat (np. powitanie wiosny, topienie Marzanny i inne), to wrócimy do prapoczątku. Kto wie, jak to wtedy będzie.
Tę opowieść dedykuję w sposób szczególny Zuzie Solakiewicz, z którą od kilku lat pracujemy (a raczej ona z moją niewielką pomocą) nad rozwikłaniem zagadki, jak językiem sztuki opowiedzieć i nazwać to, co w wersji szkicowej opisałam powyżej.
Cdn.
Przy okazji dziękuję Jarkowi Mazurowi za fotografie, którymi często ilustruję moje posty na tej stronie. Bywa, że kiedy nie umiem nazwać tego, o czym akurat myślę, zaglądam na jego stronę fotograficzną. I widzę to na jego zdjęciach.
W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.
Ewa Grochowska