To płyta w większości chóralna z dodatkiem kilku nagrań archiwalnych za lat 50. XX w z regionu Kaszub. Nie jest to płyta folkowa ani archiwalna, zatem można spojrzeć na nią z kilku perspektyw.
Pierwsza to Kaszuby. Chór Discantus prowadzony przez Sławomira Bronka to młodzi ludzie, studenci, rozmawiający na codzień po kaszubsku i bardzo zainteresowani podtrzymaniem tradycji muzycznej swego regionu. Chór działa w Gowidlinie a występuje na całych Kaszubach i Pomorzu, a także innych regionach Polski. Głosy śpiewają klasyczną emisją, ale poszczególne osoby w zespole potrafią też śpiewać po prostu mocnym wiejskim głosem.
Drugim spojrzeniem na płytę jest jej charakter, oddany moim zdaniem trafnie. Autorem kompozycji jest Marek Raczyński, kompozytór który ma pomysł na charakter pieśni i ciekawe akcenty melodyczne. Interpretacja zespołu idzie wiernie za kompozytorem. Wesołe piosnki, prawie wyliczanki zaśpiewane dynamicznie, świetną dykcją i w ruchliwym, tanecznym tempie kontrastują z rzewnymi balladami o ciężkiej doli sieroty, czy dziecka czekającego na powrót taty z połowu na morzu. W płynnym, rozciągliwym brzmieniu można dosłyszeć powiew wiatru, świsty gałęzi, szum fal.
Trzecim, ważnym dla czytelników portalu muzykatradycyjna.pl tematem są nagrania archiwalne zamieszczone na płycie. To rzadkość na płytach inspirowanych muzyką „in crudo”. Widać, że wykonawcy chcą uchwycić więcej z charakteru muzyki kaszubskiej niż tylko z suchego zapisu nutowego. W XX wieku większość suit czy utworów chóralnych czy pieśni klasycznych kompozytorzy opierali wyłącznie na nutach pieśni, często wyszukanych przez muzykologów. Szymanowski nie był na Kurpiach, Lutosławski na Śląsku, Serocki, Koszewski i inni twórcy utworów chóralnych nie zawsze podawali, z jakiego regionu melodie służyły im za źródło. W kreacji zespołu widać szacunek dla dawnych wykonawców pieśni, dbałość o szczegóły artykulacji, które nie mają szans być oddane w nutach. Pieśń zaśpiewana przez Adama Bieszka z Bojana (rocznik 1889) w zapisie pewnie wyglądałaby, jak zwykła prosta wyliczanka. W nagraniu archiwalnym zachowały się jednak rytmy punktowane, akcenty, cały charakter, który chór podchwycił i podkreślił w swoim wykonaniu.
Do przeboju na płycie nominowałabym Trze diobłe, bardzo śpiewną i wpadającą w ucho piosenkę „panieńską”, która użyczyła tytułu całej płycie. Co prawda, jako purystka początkowo z niechęcią przyjęłam w niej rytmy latynoskie (czyżby samba?), ale następnego dnia pierwszą melodią, którą zanuciłam przy śniadaniu, okazała się Knopi za mną, knopi.