Na dobre żegnamy odchodzący świat muzykantów starszego, przedwojennego pokolenia, gaśnie pamięć tych, co byli kiedyś świadkami życia Żydów w Polsce. Pojawienie się tej płyty w takim właśnie momencie jest wydarzeniem niezmiernie ważnym. Obecność przez lata zapomniana, wyrzucana z pamięci i niedoceniana, powróciła do nas w postaci niezwykłego nagrania, albumu pięknego i przejmującego.
„Witold Broda, subiektywny badacz tradycji” – czytamy na okładce wydanego na początku tego roku albumu „Muzikaim” Kapeli Brodów. I taki jest właśnie program tej płyty. Nie ma postulowanego przez akademików „obiektywnego” podejścia do badanej materii, co zupełnie nie stoi w sprzeczności z profesjonalnym potraktowaniem tematu. Kluczem do tej muzyki jednak jest co innego – intuicja artysty. W połączeniu z latami badań, niezliczonymi godzinami słuchania, grania, wertowania tomów Kolberga i archiwów. Wydobywane cenne okruchy – bo więcej się nie zachowało – posłużyły do stworzenia wizji tego, jak mogła wyglądać muzyka na polskiej wsi w epoce przedwojennej.
A więc jaka mogła być? Gdy codzienne życie toczyło się dwutorowo, poddane odmiennym pulsom tradycyjnych świąt i obrządków, muzyka bywała nieraz, kto wie, czy nie jedynym oknem do tego drugiego, innego świata. Podsłuchany „kawałek”, który potem „chodził” za człowiekiem przez całe dnie. Wspólna gra na weselu – żydowskie kapele miały spore powodzenie, muzyków czasem brakło, trzeba było prosić polskich kolegów po fachu. Z kolei każdy wielki pan chętnie by widział na weselu córki jakiegoś zawołanego żydowskiego grajka. Ktoś zachorował, ktoś kogoś zastąpił, szybko komuś podał motyw, który miał być ogrywany na zabawie. Fascynacja mieszała się ze zdziwieniem, jak bardzo inaczej, jak po swojemu „oni” grają. Zapewne próbowano jakoś to wszystko oswoić, przyjmując to, co fascynowało, a zachowując typowo polski sposób gry.
I echa tego dialogu znajdujemy dzisiaj na prezentowanej płycie. Większość z utworów pochodzi ze wschodnich regionów Polski, a zwłaszcza z Rzeszowszczyzny, krainy niezwykłej, gdzie mieszały się wpływy nie tylko polskie i żydowskie, lecz także te wynikające z bliskości Łuku Karpackiego. By wysłyszeć w nich charakterystyczne cechy muzyki żydowskiej, potrzeba wyczulonego ucha i intuicji. Najczęściej są to elementy orientalizującej skali, motywy kadencyjne, czasem elementy bardziej ulotne, jak charakter linii melodycznej. Mamy jednak do czynienia z nową jakością, z materiałem już przetworzonym, w którym nawet najbardziej charakterystyczne współczynniki, poddane transformacji, brzmią zupełnie inaczej. Podobnie rzecz ma się z sytuacją odwrotną, kiedy w żydowskich nigunach odnajdujemy np. rytmy mazurkowe. Słychać je dobrze, ale ich formotwórcza rola jest zupełnie inna.
Kilka utworów zanotował Oskar Kolberg – aż dziw, że tak mało. Pozostaje zagadką, dlaczego tego wielkiego badacza tak mało interesowała żydowska muzyka. Niespodzianką zaś dla wielu może się okazać nagrany na płycie oficjalny hymn państwa Izrael, który funkcjonował szeroko w polskim repertuarze przedwojennym, między innymi, jako pieśń weselna z polskim tekstem. Pisząca te słowa miała okazję usłyszeć go także w lubelskich Piaskach, gdzie grywany bywał niegdyś jako pieśń o tytule „Tykwy” (wziętym od hebrajskiego tytułu Hatikva, co znaczy nadzieja).
Odkrycie tych okruchów było zaledwie początkiem. Surowe zapisy, czy melodia zanucona przez śpiewaczkę stały się punktem wyjścia do stworzenia własnej, subiektywnej wizji, poprzez aranżację, dobór instrumentów, interpretację. I tu własnie tkwi kolejny atut tego nagrania – wizja oddaje sprawiedliwość tradycjom, z których źródeł czerpała. I tak, w magiczny sposób powtórzone zostało po raz kolejny to, co już było jedynie wspomnieniem – dialog, rozmowa. Uchwycenie tego, co zafascynowało i uczynienie swoim…
Z czystej ciekawości zapytałam kilkoro moich przyjaciół z Izraela, jakie są ich wrażenia po wysłuchaniu muzyki Witka Brody i jego kapeli. Na siedem osób sześć rozpoznało w tej muzyce bliskie im wątki, których nie zawahali się określić jako typowo żydowskie. Jedna z osób powiedziała na koniec: Jest coś bliskiego w tej muzyce, coś, co pozwala się poczuć jak w domu, chociaż jednocześnie jest tak inne…
Agnieszka Jeż