Przejdź do głównej zawartości strony

Teresa Mirga (ur. 1962) jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych romskich artystek. Mieszka w Czarnej Górze na Spiszu, gdzie Bergitka Roma (językowo-etnograficzna grupa Romów w Polsce) prowadzą osiadły tryb życia od niemal trzystu lat. Z zespołem Kałe Bała od 1992 r. wykonuje tradycyjne pieśni Romów przekazywane ustnie z pokolenia na pokolenie, jak i kompozycje własne.

Zapraszam do lektury opowieści Teresy Mirgi oraz do wysłuchania utworów w jej wykonaniu umieszczonych na portalu archiwumpiesni.pl:

Moje życie związane jest z pieśnią. Miałam to szczęście urodzić się w rodzinie, w której śpiewy były bardzo obecne. Śpiewać nauczyłam się od starszych śpiewaczek, moich kochanych cioć świętej pamięci. Pamiętam, że zawsze coś nuciły. Jedna była niewidoma, wszystkie były niesamowitymi śpiewaczkami. Mój stryj zapraszał mnie do swojego domu i po prostu śpiewaliśmy z jego rodziną, z córkami bliźniaczkami. Sam był niewidomy, grał na perkusji i piękne rzeczy wyśpiewywał. Od mamy nauczyłam się śpiewów religijnych. Od niej znam nieszpory, pieśni żałobne i wielkopostne. Nagrałam je nawet na płycie, bo bardzo je ukochałam. Jestem bardzo wdzięczna mojej mamie i moim cioteczkom, i mojemu stryjowi, bo pieśń jest główną osią mojej twórczości.

Kiedyś śpiewało się więcej przy codziennych czynnościach, kobiety sobie śpiewały. Pieśń była stale obecna, ona koiła, dawała radość i wyrażała emocje, i to, co czujemy w danej sytuacji życia na przykład. I u Romów, u Bergitka, dużo się śpiewało a cappella przy czynnościach codziennych: jeżeli kowal pracował w kuźni, on sobie tam pogwizdywał, podśpiewywał w kuźni. A kobieta, która zajmowała się w domu gotowaniem, sprzątaniem czy dziećmi, czy siedziała przed domem przy ognisku, ona sobie też coś tam swojego śpiewała. Były też utwory smutne, o prozie życia, trudnościach, ludzkie po prostu. Przy większych biesiadach, spotkaniach rodzinnych oczywiście też śpiewano i wtedy już wspólnie.

Pieśni obrzędowych było mniej. Nasze pieśni weselne są wesołe. Opowiadają o tym, że przyjdzie kawaler z rodziną czy ze świadkami na zaręczyny do młodej dziewczyny. Będzie wesoło, będą się bawić, będą szczęśliwi, bo są zakochani – jak na przykład Ko kodoj, słowacka pieśń. Z chwilą kiedy przeszliśmy na wiarę katolicką i osiadły tryb życia, przejęliśmy obrzędy chrześcijańskie, w tym obchodzenie się ze śmiercią i zmarłymi. Śpiewamy wówczas pieśni religijne. Choć zdarza się, że przy uroczystszych większych pogrzebach zaprasza się kapelę, która gra smutny marsz żałobny i odprowadza zmarłego na cmentarz. Zazwyczaj grają w podstawowym składzie – akordeon, gitara, skrzypce, kontrabas.

I ja, będąc dzieckiem, zarejestrowałam w swojej głowie te pieśni, i po latach, kiedy po prostu zaistniałam jako artystka, stwierdziłam, że te właśnie pieśni musi poznać świat. Miałam pewną wizję tego, jak to ma wyglądać, jak chciałam, żeby to wyglądało. Te pieśni, które sobie utrwaliłam, potem będąc już w wieku szkolnym, zapisywałam, śpiewałam, ukochałam i dopieściłam je, tak po prostu po swojemu. Nagrałam z zespołem i te weselne, i te żałobne, i wielkopostne.

Niektóre pieśni są dla mnie bardzo osobiste. Utwór Erżi jest bardzo ważny i też trudny do zaśpiewania. Mierzyłam się z nim długo, zanim się odważyłam publicznie go wykonywać i obecnie od kilku lat wykonuję go na scenie, na koncertach. A pieśń mówi o takiej dziewczynie, której się od życia dostało wiele złego, ponieważ nie mogła sobie zorganizować życia dostatniego, normalnego, w harmonii, gdyż zawsze była sama. Nie miała rodziny i wyszła do świata – myślała, że będzie jej dobrze, że sobie poradzi, że się odnajdzie, ale niestety nikt jej nie chciał podać ręki. Kiedy było źle, utożsamiałam się z tym utworem.

Podobnie z pieśnią o zaginionej siostrze. Cirikłoro – ta pieśń jest dla mnie szczególna, wręcz osobista, gdyż sama straciłam siostrę. Nauczyłam się jej od Romów Słowackich i stała mi się bardzo bliska, ponieważ opowiada o siostrze, której już nie ma, powędrowała gdzieś daleko. I ta osoba śpiewa do ptaszka, by poleciał do niej, odnalazł ją i zaniósł jej dobre wieści od jej siostry, że ona tęskni i wciąż czeka. Do dzisiaj ją śpiewam na koncertach.

Są także pieśni bardzo stare, mówiące jednak z przekorą o tradycji. Muklom kiere ternia romnia jest o mężu, który zostawił żonę, po prostu sobie poszedł, bo ona o niego nie dbała. Kobieta w tej pieśni myśli tylko o sobie, maluje się, ubiera się, stroi, chodzi po karczmach i bawi się. Albo kołysanki. Sowen ćawe sowen – śpią moje dzieci śpią. Kobieta śpiewa swoim dzieciom, ale bardzo smutno, o tym, że one śpią, a ona w tym czasie martwi się, czym ich rano nakarmi, bo po prostu jest biednie.

Pieśń, która od zawsze była w naszej kulturze? Ćajori romani Dziewczyno cygańska! Zostaw dla mnie ognisko, nie za wielkie, nie za duże, moja kochana duszyczko. Nie pójdę drogą, powędruję leśną dróżką i spotkam się z młodymi dziewczynkami, pięknymi lalkami. Bardzo stara piosenka, zawsze ją Cyganie śpiewali.

Bar baresta to jest historia o kimś, nie wiadomo, czy to był mężczyzna, czy kobieta. Ten człowiek śpiewa o rzece, która zabiera wszystkie jego smutki i jego żal. Mówi, by rzeka przekazała jego ojcu, że jest mu źle i że czeka na coś, co pozwoli mu ukoić ten żal i wszystkie troski. Woda w tej pieśni przelewa się z kamienia na kamień. Mowa o takich kamieniach w górskich rzekach. Moja rzeka Białka, nad którą mieszkam, właśnie tym się charakteryzuje, wielkimi, białymi kamieniami. W wierszach też dużo pisałam o tych kamieniach, białych głazach, przy których czasem się zatrzymuję i im opowiadam o sobie. Te kamienie to moi przyjaciele, a rzeka jest moją największą przyjaciółką. Górska rzeka jest taka rwąca, bystra, szybko płynąca i zabiera, wyciąga ode mnie moje wszystkie troski, te moje wszystkie niedoskonałości, które mnie otaczają w moim życiu. Rzeka nie zatrzymuje się, ona się nie odwraca, tylko płynie dalej i zabiera wszystko co złe, i oczyszcza mnie jako człowieka, każdego z nas. Zupełnie jak w tych pieśniach.

Zaznaczam, że ja nie znam życia wędrownego, ale wiem to, podskórnie to czuje i obserwuję, że Cyganie gdzieś zawsze zatrzymywali się blisko lasu i rzeki, i ta woda była dla nich rzeczywiście darem życia. I że ich oczyszczała, no bo jak się zatrzymywali w drodze i nad rzeką, nad wodą, to wiadomo, trzeba było się wykąpać, trzeba było się oczyścić, wyprać, napić i ugotować. To było takie najważniejsze prawo. I to było takie niesamowite, myślę, w tej prostocie tych ludzi. Wiele z tych prawd było przekazywanych w codziennym życiu, mimochodem. Jak na przykład szacunek do starszych ludzi. To było oczywiste, szacunek, nawet posłuszeństwo wobec starszych ludzi. Mogliśmy się po cichu nie zgadzać z tym, co nam starsi mówią, czy nakazują wręcz, to i tak z naszej strony należał im się szacunek. Niesamowite też w naszej kulturze było to, że starszych ludzi się nie wyrzucało, że tak powiem, jak niepotrzebny przedmiot. Nie zostawiało się bez opieki, bez czułości, bez miłości. Dzieci były zawsze najważniejsze. Na pierwszym miejscu zawsze były dzieci, a potem my dorośli. To też było piękne, bo to dawało dzieciom poczucie niesamowitego bezpieczeństwa. Zawsze żyliśmy w jakiejś gromadzie. Mimo że już nie wędrowaliśmy. Nasze osady gdzieś tu na południu Polski tak wyglądają, że jest domek obok domku. Wszystkie dzieci były zaopiekowane przez kobiety, przez starszych. Nawet jeżeli to nie było moje dziecko, ale gdzieś tam na podwórku były inne dzieci, to one też były przez nas zaopiekowane. To była taka umowa niepisana.

Oczywiście to, co dzieje się teraz w świecie, bardzo nas dotyka. Pracujemy, uczymy się, nasze dzieci kształcą się, zdobywają świat. Sporo Romów wyjechało z Polski za chlebem. Żyjemy jak wszyscy wokoło – cywilizacja, ekonomia też swoje zrobiła i w naszym środowisku. Jest większa atomizacja, już nie zawsze żyjemy w gromadzie. A nasze życie nie było takie różowe, jak świat myślał, prawda? Nasza kultura jest często upraszczana, demonizowana lub mitologizowana. Ludzie chcą w telewizji czy radiu egzotyki, o kradzieżach dziewczyn, gusłach, wróżkach. A my przez tyle wieków byliśmy asymilowani. Żyjemy po prostu jak ludzie obok, pracujemy, uczymy się i chyba inni tego nie kupują. A ja po prostu nie chcę wymyślać, chcę przekazać prawdziwą rzeczywistość, o prawdziwych ludziach, o kowalach, o kobietach, które pracowały u górali na roli, żeby wykarmić swoje dzieci, o tym chcę opowiadać.

Muzyka Romów jest wędrowna, tak jak nasz naród był wędrowny. Pieśni i muzyka są przekazywane ustnie, wędrują od człowieka do człowieka. Są utwory, które wykonują Cyganie z różnych szczepów. W różnych państwach ta sama pieśń funkcjonuje inaczej, jest żywa, ale wykonywana ze swoimi wpływami, czy to niemieckimi, czy polskimi. W naszym dialekcie słychać wpływy słowackie, bo zamieszkaliśmy te właśnie tereny. Ta muzyka jest niezwykła, przede wszystkim dla mnie. Żyjemy w różnych częściach Europy czy nawet świata, więc nasza muzyka jest bardzo kolorowa. To temat rzeka, a nawet ocean.

Wśród Romów Bergitka jest dużo wspaniałych artystów, muzyków. Niesamowici skrzypkowie, kiedyś dawno, dawno temu też grało się na cymbałach, na kontrabasie, potem wprowadzono właśnie akordeon, skrzypce i jeszcze kilka innych instrumentów. Ale właśnie z południowej Polski wywodzą się naprawdę bardzo wielcy muzycy romscy, którzy tworzyli i mam nadzieję, że do dzisiaj jeszcze niektórzy tworzą, aczkolwiek sporo z nich wyjechało z Polski. Na przykład rodzina Czurejów z Niedzicy. Do tych skrzypków kierowali się wszyscy, którzy chcieli się uczyć gry na skrzypcach – górale pobierali u nich nauki. Do dzisiaj znam takich, którzy chlubią się tym i opowiadają, że uczyli się u nich fachu. Muzyk to był jeden z głównych zawodów, który dawał możliwość utrzymywania rodziny i siebie; kowalstwo i muzykowanie. Cyganie grali w karczmach góralskich, na weselach góralskich, wszędzie po prostu, gdzie była taka możliwość, żeby grać. I nie zawsze na tych imprezach nie romskich grano po cygańsku. Oni byli wszechstronnymi muzykami, obeznani w wszelakich klimatach muzycznych, jak to się mówi – grali wszystko. Byli profesjonalistami i wielkimi improwizatorami.


Polecamy:
– Teresa Mirga i Kałe Bała
https://parparusza.wordpress.com/polecamy/teresa-mirga-i-kale-bala/
Facebook/Teresa Mirga i Kałe Bała
Spotify_Teresa Mirga
Spotify_Teresa Mirga i Kałe Bała
Romskie korzenie Teresy Mirgi – koncert z cyklu, Muzyczna Scena Tradycji (PR2, RCKL)
https://www.polskieradio.pl/8/2771/artykul/1691606,romskie-korzenie-teresy-mirgi-zobacz-wideo
Mirga gościnią u Hałasa – kolędy (PR2, RCKL)
https://www.polskieradio.pl/8/194/Artykul/1334277,Goscie-%E2%80%93-w-cztery-strony-swiata-Posluchaj-koncertu-koledowego
– Teresa Mirga o inspiracjach i 30-leciu zespołu Kałe Bała
https://www.polskieradio.pl/8/478/artykul/3199494,teresa-mirga-o-inspiracjach-i-30leciu-zespolu-kale-bala

Dyskografia:
– Teresa Mirga i Kałe Bała:
Pieśni wielkopostne i żałobne,
Czarna jestem,
Kaj Treder Romałe (Dokąd wędrujecie Cyganie),
Niewiele nam trzeba: pieśni z Czarnej Góry,
Mire Gila.
– nagrania w publikacji zbiorowej:
Muzyka Źródeł: Romowie oraz Mniejszości narodowe i etniczne, cz.II

Poezje Teresy Mirgi:
Soske kawka (1992),
Pieśni z Czarnej Góry (1999),
Wiersze i pieśni (2006).


Tekst powstał na podstawie wywiadu z Teresą Mirgą przeprowadzonego przez Joanna Skowrońską (IV 2024) z okazji Dnia Romów oraz w ramach kwartalnika muzykatradycyjna.pl – Tożsamość

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij