Przejdź do głównej zawartości strony

Dawno temu, w moich czasach licealnych, bardzo często wsiadałam rano w pociąg, potem krótka trasa autobusem i wreszcie – Pieniny. Zabrała mnie tam po raz pierwszy starsza siostra, potem ja zapraszałam na wspólny wyjazd przyjaciół, sympatie, pierwszego chłopaka.

Pewnego razu przyjeżdżamy z R., a tu na miejscu ulubionej wsi, do której zawsze zaglądałam, jest… nic. Został jeden dom, z pięknym sadem. Reszta znikła pod wodą. Pomieszkaliśmy w tym domu kilka dni, była jesień. Jedliśmy jabłka i ziemniaki gotowane na kuchni poprzednich mieszkańców. Na ich talerzach, ich sztućcami. Nieśmiało zajrzałam do szaf, wisiały w nich sukienki, koszule, zimowe palta. Pościel i ręczniki w bieliźniarce. Co rano siadaliśmy przed domem i trochę ze strachem czekaliśmy, czy nikt nie przyjdzie i nie zapyta, co tu robimy. Nikt się nie pojawił, a przyjemność bycia w tym miejscu była silniejsza od naszych obaw.

 

Nigdy nie weszłam na kąpiel do Jeziora Czorsztyńskiego. Podobno to stopniowe wysiedlanie wsi, które potem zniknęły pod wodą nie było traumatyczne, a ludzie z chęcią opuszczali swoje siedliska, bo dostali sowite odszkodowania. Wieść gminna niesie, że „pobudowali sobie domy, które w porównaniu z poprzednimi są jak pałace. Nikt niczego nie żałuje”.

Naprawdę?

 

Zatopione wsie. Popatrzcie, poczytajcie, popytajcie. Ile wraz z nimi zniknęło światów, bo dom dla ludzi na wsi był nie tylko mieszkaniem, ale i światem, w jego mikro i makro wersji.

 

W tym samym okresie jeździłam też często na Łemkowszczyznę. Tak jak moi rówieśnicy, zafascynowani legendą tych miejsc. Wielu z nich angażowało się w odkrywanie łemkowskiej muzyki, historii, tradycji, strasznych wojennych-powojennych (piszę łącznie te przymiotniki, bo dla Łemków najgorsze zaczęło się po oficjalnym ogłoszeniu końca wojny, mam na myśli akcję „Wisła”).

Na tle przyrody która przykryje nawet najgorsze ślady ludzkich nieszczęść: zdziczałe sady, podmurówki domów, zasypane studnie, wiszący w powietrzu płacz.

O tym innym razem.


Fot. ze zdjęc rodzinnych Karoliny Cackowskiej. Archiwum terenowe Ewy Grochowskiej
Pomorze Zachodnie, pierwsze lata po II Wojnie Światowej. Fot. ze zdjęć rodzinnych Edwarda Króla. Archiwum terenowe Ewy Grochowskiej
Maria Galicka. Pomorze Zachodnie, lata 50. XX wieku. Fot. z archiwum rodzinnego Marii Galickiej. Archiwum terenowe Ewy Grochowskiej

W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.

Ewa Grochowska

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij