Przejdź do głównej zawartości strony

Miałam taki sen:

Odwiedzam rodzinny dom. Do pokoju wchodzi pewien bliski mi mężczyzna, zmarły tragicznie i przedwcześnie. Siada na krześle i mówi „przynieś mi trochę wody, umyję się”. Przynoszę wodę w misce, on zaczyna się rozbierać i zdejmuje sweter, potem drugi, potem kolejny. Kilka warstw koszul. Spod swetrów wyjmuje zwinięte w rulon ręczniki. Nie ma końca temu rozbieraniu.

Budzę się i intuicja (która widocznie sama przeszukała mieszkające w mojej pamięci opowieści o znaczeniach snów przekazane mi przez mamę, babcie, ciotki i inne kobiety ze starszych pokoleń) podpowiada mi, jak zrozumieć ten obraz.

Sen oznacza, że trzeba już przestać opłakiwać jego śmierć.

Tak też robię, powoli, dzień za dniem, po jednym, w kolejnym coraz mniej – jak te zdejmowane przez niego swetry, koszule, ręczniki.

*

Sen o stojącej, mętnej, brudnej wodzie jest niedobry. Coś złego się stanie. Jakaś niechciana a nieodwracalna zmiana. Śniący powinien zatem omijać szerokim łukiem rowy, kałuże, sadzawki, stawy a nawet jeziora, szczególnie te zarośnięte szuwarami, z grząskim, mulistym dnem.

Pożądane jest źródło, strumyk, potok, rzeka. Morze i ocean też – bo choć rozlane na określonym terytorium, to jednak wędrujące, ruchome. Taka woda jest zwiastunem dobrych wiadomości, zapowiedzią przemiany, która w naszym życiu powinna się wydarzyć, na którą czekamy, nawet jeśli nie mówimy o tym głośno. Bystra, chłodna, czysta, krystaliczna.

*

„W Dunaju we wodejce, kąpało się raz słońce. Kasieńka go ujrzała, jak do ślubu jechała”: przysłowiowy i symboliczny (na przykład w pieśniach) Dunaj wyznacza zakres tego, co dalekie, a co bliskie. Swoje i inne. Co jest początkiem, co końcem. Skąd nie ma powrotu.

W pieśniach weselnych oznacza przejście ze stanu panieńskiego do małżeńskiego.

Przechodzenie, przepływanie rzeki wpław, szczególnie jeśli w tym miejscu jest na to zbyt głęboka czy przekraczanie granic, na które w danym momencie życia jest jeszcze za wcześnie – mówi o tych zakazach wiele ballad, które pod lirycznym tekstem i poetycką narracją zawierają poważne ostrzeżenia.

*

Woda święta: w krynicach, źródłach, potokach, rzekach, jeziorach.

Woda święcona: w dzień św. Agaty czy w Wielką Sobotę. Potrzebna do chrztu, ślubnego błogosławieństwa, śmierci. Na dawnej wsi ważnych momentów, w których potrzebowano wody święconej, było więcej: trzeba pokropić nią pole przed pierwszymi pracami wiosennymi. Kiedy przywozi się do stodoły siano, trzeba pierwszą warstwę posypać solą i pokropić wodą święconą. Pierwsze snopki przywiezione z pola w czasie żniw także.

Woda jest i święta, i praktyczna. Użytkowa i użyteczna, do picia dla ludzi, zwierząt i roślin, Pod groźbą kary boskiej nie wolno było zanieczyszczać ani rzek, ani przydomowych studni.

Dla wielu starszych ludzi woda miała też swoje drugie oblicze, trudne do wyobrażenia. Znam osoby, które ani razu w ciągu całego życia nie kąpały się w rzece czy w jeziorze. O morzu nie wspominając.

*

Mycie rąk.

Przemywanie twarzy.

Umycie komuś stóp jako wyraz oddania i miłości.

Obmycie twarzy w wigilijny poranek, polewanie wodą w poniedziałek wielkanocny. Żeby nie brakło urody, płodności, dostatku.

Mycie ciała zmarłego. Ale i żywego, które szykuje się w podróż „bez powrotu”: w niektórych miejscach Słowiańszczyzny obmywano rytualnie od stóp do głów pannę młodą i pana młodego przed dalszymi obrzędami weselnymi.

„Napisz jeszcze – mówi moja mama, zapytana o opowieści i zwyczaje związane z wodą, jakie pamięta z dzieciństwa – że woda może być równocześnie życiem i śmiercią. To wielki dar, bez którego niemożliwe jest życie, ale i wielki strach”.

Mama wychowała się wśród opoczyńskich piachów, zagajników, szerokich pól. Niedaleko jej rodzinnej wsi płynęła tylko licha rzeczka (bo do Pilicy był już kawałek drogi). Po wyjściu za mąż przeprowadziła się do gospodarstwa leżącego kilometr od koryta Wisły.

„Kto nie widział Wisły podczas powodzi, ten niczego nie widział” – dodałby pewnie mój dziadek.

*

15 lat temu zmarł w Kijowie Roman Jenenko (18.06.1971–06.04.2006).

Utalentowany śpiewak, malarz o niezwykłej wyobraźni. Niewielu twórców potrafi poruszać się pomiędzy językami, obszarami, metaforami, obrazami, „dziedzinami” sztuki w sposób tak niezwykły, jak on. Swoimi pracami pomagał innym odkrywać ich własną wyobraźnię i wrażliwość.

Śpiewał w legendarnym zespole „Drewo” z Kijowa. Po raz pierwszy przyjechał do Polski pod koniec lat 90. ubiegłego stulecia, szybko zawarł tutaj zawodowe i prywatne przyjaźnie.

W ciągu kolejnych lat przyjeżdżał coraz częściej, prowadził warsztaty śpiewu – był jednym z pierwszych nauczycieli z Ukrainy, którzy kształtowali umiejętności śpiewacze i szlifowali talenty wielu osób, zakochanych w tradycyjnych pieśniach ukraińskich.

Miał ogromny wkład w rozwój polskiego ruchu uczenia się i praktykowania tradycji muzycznych.

Kilka lat przed śmiercią zamieszkał w Polsce prawie na stałe. Malował, podróżował, śpiewał, inspirował, obdarowywał innych swoim talentem, dosłownie i w przenośni. Kiedy niedługo po jego śmierci organizowaliśmy w Lublinie wystawę jego prac, zaczęły napływać z całej Polski, dzięki nim powstała kolejna siatka nowych przyjaźni.

Woda i czas – przemijają, przepływają. Łzy – przed którymi ostrzegał mnie ów sen – skraplają się, tężeją i zamieniają w pamięć.


Przysłowie zacytowane w tytule pochodzi z: Jerzy Bartmiński, Urszula Majer-Baranowska, Dunaj w polskim folklorze, Etnolingwistyka, nr 8/1996.


Roman Jenenko. Ze zbiorów Moniki Mamińskiej-Domagalskiej
Roman Jenenko
Roman Jenenko
Roman Jenenko
Roman Jenenko. For. Klaudia Niemkiewicz

W zasięgu głosu
O zjawiskach, emocjach, zwyczajach, tematach niedotykalnych i sprawach niewidzialnych, tworzących nasze życie. Zbiorczo nazywane tradycją, która powstaje z więzi między ludźmi. Blisko, w zasięgu głosu.

Ewa Grochowska

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij