Śpiewaczka Krystyna Ciesielska (z domu Mirecka) urodziła się w 1945 roku w Brogowej. W jej najbliższej rodzinie muzyka była na porządku dziennym – mama i ciotki śpiewały na weselach, tata i wuj grali na skrzypcach. Dużo śpiewało się na co dzień w domu – przy pracy, przy modlitwie, od święta.
Rodzina Mireckich śpiewała często wspólnie pieśni religijne:
Jakzez miały dzieci nie śpiewać, jak tatusio kazał? Broł pieśń, siadoł pod lampum – „no, do pieśni!” i wszyscy śli. Jo duzo pamintam z tego śpiewania, cokolwiek spojrzę to juz umiem. Wszcyscy my śpiewali pośne pieśni.
Pani Krystyna wspomina rodzinne śpiewanie jeszcze kilka lat temu:
Mama umarła jak miała 99 lat. Jecsce jak było 99-lecie to my świntowały, jesce mamusia z nami śpiewała za stołem. Ale my się naśpiwali wtedy.
Muzyka z dzieciństwa
Tato grywał po weselach. Dawno, bardzo dawno. Od razu po wojnie to przecie nie było muzykantów. Na krzciny go wołały, wesele jak było jakieś mnijse, to tak grywoł. I bymbynyk taki, buchcykcyk. Oberki różne. Oberek, taki jak tatusio mój grał – to jest i do tańca, i do śpiewania.
Jecsce wam powim – mój tatusio to groł na skrzypcach, ale my mieli takiego dziadka. Jak dziadek mioł 82 lata umarł, to jo miałam 10 lat. A jak miałam pińć lat, to dziadek mioł dopiero 75 cy ile. To jo do dzisiaj pamintam, jak ten dziadek – taką mieli sukmanę – to tak tańcowali i tak o tych kuniach śpiewali. Ale te kunie to takie mieli ładne… I tylko o tych kuniach piosenki śpiwali. A tak strasznie kochali kunie, mieli takie dwa, cy ze ctery tam było te kunie! Chyba tatyne było dwa i tego dziadka dwa. To pamintam jak ten dziadek sykowali, jak wzili dwa worki i włozyli na wóz, do Rudnika do młyna jechali. Babcia tak te kunie strasnie tyz kochali, mówi tak: „Franuś, bój się Boga! Idź koło woza, nie wsiadoj, bo zeby na kastanki nie było za cinsko”. Tak się załowali, zeby dziadek na te worki nie wsiedli! Tak kochali te kunie, zeby tym kuniom się coś nie stało. Franiszek Mirecki to był.
Muzyka na folklorach
Pani Krystyna po ślubie zamieszkała w domu męża, wychowywała dzieci i prowadziła gospodarstwo. W zależności od pory roku były różne okazje do śpiewu. Zimą śpiewano kolędy i pastorałki, w okresie Wielkiego Postu – Drogę Krzyżową i pieśni pośne, na nabożeństwach majowych pieśni maryjne. Pani Krystyna wieczorami śpiewała nocne godzinki, usypiała dzieci kołysankami, chodziła też śpiewać po weselach. W 1995 roku na jednym z wesel poznała znanego dokumentalistę muzyki tradycyjnej. Był to Andrzej Bieńkowski, który przyjechał nagrywać wuja śpiewaczki, skrzypka Walentego Mireckiego. Kiedy usłyszał śpiew Krystyny Ciesielskiej, zachęcił ją do udziału w przeglądzie folklorystycznym w Przysusze. W kolejnym roku została zakwalifikowana do udziału w Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu. Od tamtej pory uczestniczyła w wielu festiwalach i konkursach, zwanych „folklorami”, zdobywając liczne nagrody i wyróżnienia.
Pieśni ze skrzypiec i od ludzi
Takich pieśni starych ludowych to przecież widziałaś ile mum. W zeszycie mum tylko tytuły. Wincej jak dwieście na paminć umiem. I to są wszystko ze skrzypiec i od ludzi.
Po prostu dawni to było tak, ze kobity się schodziły, kundziele przyndły, pirze darły… Jak było darcie pirza na przykład, to się zeszło tam z dziesinć kobit, lampę się na drucie powiesiło, zeby było widno, no i co? Trochę pogadały, a resztę śpiwały.
Piosenki z zeszytu
Pani Krystyna ma niezwykłą pamięć – wystarczyło jej raz usłyszeć piosenkę, żeby ją przyswoić. Przez lata zgromadziła w pamięci ogromny repertuar, który częściowo zinwentaryzowała w zeszytach. Wspólne przeglądanie spisanych tytułów pokazuje, jak zróżnicowany jest to zbiór – obok starych pieśni lirycznych znajdują się piosenki warszawskie, a także te przyniesione przez znajomych ze służby w wojsku.
„O lotniku”, „Płynie woda płynie po zielonej łące”, „Płynie woda z sokoła młynarzowi na koła”
„Siano, siano nie woda”, „Oj siano siano siano grabiące”…
A to warszawskie takie: „Był sobie Antek murarz, a z tym murarzem Antkiem pragnęła panna Hania umówić się na randkę” – to powojinne takie. Po wojnie od razu, w junakach jak były dziewuchy to śpiewały. Kiedyś do junaków szły dziewczyny.
„Tam przy stodole topole stojum” – ta to staro jest. Tako staro, ze o Jezuniu!
Pieśń na pożegnanie
Pieśni pogrzebowe śpiewało się z książki. My mieli też taką książkę, tam było dużo pieśni. Ale jak się śpiewało kilka razy, to się i cłowiek naucy.
Teraz się za wiele nie śpiewa. Czasem do kaplicy jak się pojedzie, przed umarłym, a na cmentarzu to się krótko śpiwo. Organista tylko przeżegna i Anioł Pański, a jak się chce coś zaśpiwoć to się jesce zaśpiwo. Ja to śpiwum zawsze „Jednum garstkum ziemi”. Teraz już się garstkum zimi się nie rzuca, bo już są murowane groby. Śpiwum „Już idę do grobu smutnego, cimnego”. To jest tako na pożegnanie prawdziwo.
Śpiew na weselach
Pani Krystyna była często proszona na wesela jako starsza druhna. Według Andrzeja Bieńkowskiego dawniej w Brogowej wszystkie kobiety śpiewały na weselach. Znały też wszystkie melodie do tańca i śpiewały wyrywasy, czyli przyśpiewki – wyzwanie dla muzykanta ogrywającego dane wesele, który musiał podjąć zaśpiewaną melodię.
Do muzyki na weselu odnosi się wprost jedna z pieśni do ślubu, śpiewana dawniej w Brogowej przy błogosławieństwie panny młodej, której matka zmarła.
Słunecko siado a rosa pado na mój kwiat różany
A gdziez ty wyndrujes, a gdziez ty wyndrujes mój wianecku ruciany
Choćby zagrała wszelako muzyka trymbace trumbili
I tak nie obudzum z grobu moji mamy, tak my mocno zasnyli
Choćby zagrała wszelako muzyka trumbili trymbace
I tak nie obudzum z grobu moji mamy, samo serce my płace
Oj, wstańcie, wstańcie, oj, wstańcie, wstańcie, matulu z grobu
I pobłogosławcie, i pobłogosławcie swum córecke do ślubu
Oj cinzko, cinzko, oj cinzko, cinzko matuli z grobu wstać
I błogosławieństwa, i błogosławieństwa córecce do ślubu dać
Oj sum tam ludzie , som ludzie na świecie
Co pobłogosławium, co pobłogosławium do ślubu tyj sirocie
A jeśli ludzie, a jeśli ludzie nie bedum chcieli
To pobłogosławium, to pobłogosławium z nieba świnci anieli
Zbieranie na prezent na weselu
W czasie powojennych wesel odgrywano zabawę zwaną kotkiem, która kończyła się zbieraniem na prezent.
Oj posłuchajcie, goście, a co się tutej stało
U Mani w komórecce dzieciuntko zapłakało
Pomiędzy śpiewaniem kolejnych zwrotek przegrywali muzykanci, a śpiewaczka z kotkiem zawiniętym jak dziecko na rękach podchodziła do gości weselnych. Na końcu zabawy „dzieciuntko się w kotka przemieniło”, a śpiewaczka odkrywała kotka z zawiniątka.
I ludzie się uśmioły, połozyło się kotka, która pani młoda to wzina i pogłaskała jesce, jak nie uciekł. Ale to jesce muzykanty przegrywały, i to długo, bo to się obesło, zwrotkę się zaśpiwało, późnij muzykanty przegrały i dopiero drugą. Ze to una miała dziecko, ze to odleciała, ze to, ze to – a późnij na ten prezent się dało.
Nie było nic – ale było życie
Po śmigusie-dyngusie się chodziło.
A znowu na nowy rok tyz przebirańce chodziły, te dziady takie.
– Wszyscy chodzili?
Jakieś tam były śmielse dziewcyny, to chodziły z chłopokami, a niektóre się wstydziły.
– A pani chodziła?
Nie, tak kiedyś tam, moze jaki raz byłam, ale bardzo pamintam mało, za to ze to było dawno. Boże! To było wesoło tyż wtedy. Nie było telewizora, nie było radia, nie było nic – ale było życie.
Chcieć umieć, to trzeba śpiewać
A jo to tyz bardzo lubię sobie pośpiewać. Głos mum, ale lata tyz mum.
Kobity mówio do mnie: Ty to umis duzo pieśni! Chcieć umieć, to trzeba śpiwać. Kiedy śpiewałaś jakum pieśń, pytam się jej? „A jo mum cas!” Ale jo mum! Usiunde, to se i z pięć pieśni prześpiwum. jak się śpiwa, to się umie, a jak się nie śpiwa… Samo nie przyjdzie. Przy robocie się śpiwo i zawsze się śpiwo. Te wszystkie, co umiem na pamięć, to wszystko śpiwum – bo i nie zapomnę, bo jo śpiwum.
Artykuł powstał w ramach projektu „Współczesne konteksty i praktyki w obszarze muzyki tradycyjnej” realizowanego przez Forum Muzyki Tradycyjnej
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury