Poznań jawi się na muzycznej mapie Polski, nie tylko tej rzutującej zjawiska związane z kulturą tradycyjną, jako miejsce zupełnie osobne. Odkąd pamiętam, miasto to z łatwością potrafiło wykształcić swój język, ale i oprzeć go na lokalnej tożsamości – niezależnie, czy działo się to w czasach świetności punk-rocka, na początku ery polskiego hip-hopu czy w szerokim oknie czasowym stale ewoluującej kultury klubowej. Za każdym razem zjawiska kulturowe wyrastały tu jakby poza ogólnokrajowym centrum uwagi, co zdawało się tylko mocniej konstytuować lokalną scenę. Ja również miałem okazję obserwować to nieco z boku, dorastając w małym, wielkopolskim miasteczku i bywając w Poznaniu na początku jedynie okazjonalnie, a później mieszkając w nim przez 5 lat studiów. Nie pokuszę się więc o głębszą analizę przyczyn tej odrębności – na poziomie ogólnospołecznym popełniono ich wiele, w żadnej pewnie nie wyczerpawszy tematu.
Dość powiedzieć, że w żadnym innym mieście poza Warszawą nie powstał dotąd Dom Tańca. Mam tu na myśli sam szyld, bo oczywiście silne społeczności działające wokół muzyki tradycyjnej istnieją również w innych miastach, jednak bezpośrednie odwołanie się do tradycji ruchu domów tańca na Węgrzech jest z jednej strony całkiem silnym spoiwem, a z drugiej stanowi pewną deklarację. W notce albumowej twórca poznańskiego „domu”, Jacek Hałas, potwierdza to jednoznacznie, jednocześnie precyzując autorską wizję działań, która znalazła odzwierciedlenie w wieloletniej praktyce. Nie ma potrzeby, żeby krygować się i unikać powiedzenia wprost, że to wokół jego osoby – a często po prostu z jego życzliwym wsparciem – powstawały i były napędzane działania Domu Tańca Poznań na przestrzeni dwóch minionych dekad. Jego wpływ słychać i widać też w działaniach innych osób związanych z poznańskim środowiskiem. Przewinęło się przez nie wielu animatorów, muzyków, tancerzy czy sympatyków, miewało też ono swoje lepsze i gorsze momenty, jednak dziś stolica Wielkopolski to zdecydowanie jeden z najprężniej działających wokół tradycji ośrodków miejskich.
Płyta „XX Warkocz” to próba uchwycenia tego zjawiska w szerszym kontekście. Próżno jednak szukać tu dźwięków z archiwum – znalazły się na niej świeże, profesjonalne nagrania zrealizowane w ubiegłym roku. Pojawiają się wprawdzie postaci aktywne w różnych okresach działalności poznańskiego ruchu, jednak wszystkie prezentują zgodnie stan na „tu i teraz”. Również niektóre z kapel tu występujących uchwycone zostały w aktualnej formie – często różnej od tej, z którą mogły być powszechnie kojarzone. Z zespołów grających „do tańca” zdecydowanie najlepiej, w moim odczuciu, wypadają Romuald Jędraszak na zmianę ze swoim synem Marcinem i Tomkiem Kicińskim oraz kapela Gołoborze. Poznański dudziarz (z miejskim rodowodem, ale uczący gry obecnie w mniejszych, podpoznańskich ośrodkach) brzmi tu nad wyraz rasowo, potwierdzając dobitnie, że zdecydowanie zbyt rzadko grywa do tańca w duecie z umiejącym dotrzymać mu kroku skrzypkiem. Z kolei kapela Mateusza Raszewskiego (której nagrania to w zasadzie łabędzi śpiew składu z Marcinem Małeckim i Piotrem Rogalińskim – dziś skrzypek gra już z innym wsparciem) to przykład niezwykle rzetelnie odrobionych lekcji od wiejskiego mistrza, Leona Lewandowskiego. Obie formacje brzmią tu znakomicie i bez tego, co mogłoby pomóc kilku innym obecnym tu kapelom, czyli tańczącej publiki. Znając potencjał energetyczny Przodków, Wolnych Obrotów, Projektu: Kaliskie czy Witka Zalewskiego myślę, że można byłoby się pokusić o uchwycenie ich grania „na żywo” podczas którejś z potańcówek. Odrębną kwestią są tu składy Jacka Hałasa – czy to w duecie z żoną Alicją, czy z rodzinnym Noisebandem. Grają utwory o tak różnym pochodzeniu, z tak silnym, autorskim piętnem, że ciężko przyłożyć do nich tę samą miarę.
Drugi z krążków tego dwupłytowego wydawnictwa zawiera z założenia muzykę spokojniejszą, bardziej skupioną na śpiewie (choć ten przeplata również pierwszą, taneczną część). Bardzo dobrze wypadają utwory Jacka Hałasa i Kasi Wińskiej akompaniujących sobie na lirach korbowych, a także Barbary Wilińskiej (solo, acapella). Warto odnotować również interpretację tekstu o księdzu z Lubonia, który Witek Roy Zalewski ubrał w charakterystyczne szaty swojskiego tanga oraz różnorodny repertuar grupy 60 zwrotek na godzinę – stanowiącej raczej zgromadzenie śpiewacze niż regularny zespół. Łatwo zauważyć, że „Poznaniacy” chętnie sięgają po muzykę z innych regionów kraju – nierzadko szukając jej tropem własnych korzeni. Brakuje mi za to w Poznaniu, ale i na tym albumie trochę większej interakcji z ośrodkami wiejskimi w Wielkopolsce, których jest przecież całkiem sporo (żeby wymienić choćby Region Kozła czy okolice Krobi). Muzykanci ze wsi pojawiają się czasem na poznańskich imprezach, nie są jednak częścią tamtejszego środowiska – wiem jednak, że to złożona kwestia i szczerze życzę rozwiązania jej w przyszłości. W zbiorowej świadomości Wielkopolska to dudy (i na odwrót), co dla obojga jest zarazem błogosławieństwem, jak i pewnego rodzaju przekleństwem – ich regularne pojawianie się na poznańskich potańcówkach mogłoby odczarować to często niesprawiedliwe uprzedzenie do tego magicznego instrumentu.
To, co według mnie stanowi największą wartość „Warkocza”, to niesiony przezeń potencjał poznawczy. Można bowiem potraktować działania Domu Tańca Poznań oraz tę płytę jako swoisty, wieloramienny drogowskaz, który może zaprowadzić słuchacza z mniejszym stażem do wielu odkryć i olśnień. Dzięki temu może sięgnie on po świetny solowy album Jacka Hałasa „Zegar bije” z 2007 roku, po znakomite wydawnictwa-portrety dokumentujące repertuar wielkopolskich mistrzów Leona Lewandowskiego (ubiegłoroczna płyta wydana przez Muzykę Odnalezioną) i Romualda Jędraszaka (płyta wydana w ramach projektu EtnoPolska w roku 2018), po graną przez poznańskie kapele muzykę sieradzką, kaliską czy łęczycką, po śpiewy wielkopolskie, kurpiowskie, lubelskie, ale i repertuar z Rumunii, Bułgarii czy Litwy. Bez wątpienia kawał to porządnej, dwudziestoletniej roboty, ale może samej formule albumu lepiej zrobiło by, gdyby skondensować go do długości pojedynczej płyty – niełatwo jest przebrnąć przez tę dwugodzinną podróż za jednym zamachem.
Osobne słowa uznania należą się pomysłodawcom (nie kryjąc prywaty – duży w tym udział miał m.in. mój brat rodzony), bo rozmiar przedsięwzięcia jest imponujący. Dobrze prezentuje się szata graficzna autorstwa Ani Kaźmierak, pokazując trochę inny koncept oprawy wydawnictw z muzyką tradycyjną. Pogratulować należy też Jackowi Hałasowi, któremu udała się niełatwa sztuka zespolenia na przestrzeni lat środowiska, które mimo swej niszowości zaznaczyło obecność na kulturalnej mapie Poznania, a w skali kraju wyrosło na jeden z najlepiej funkcjonujących ośrodków muzyki tradycyjnej. I temu to środowisku życzę kolejnych dwudziestu (co najmniej!) lat podobnych wzlotów i obrotów – cobym miał gdzie się zakręcić po drodze do domu!
Wydawnictwo:
Stowarzyszenie Dom Tańca Poznań
2019
Artykuł powstał w ramach projektu „Współczesne konteksty i praktyki w obszarze muzyki tradycyjnej” realizowanego przez Forum Muzyki Tradycyjnej
Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego pochodzących z Funduszu Promocji Kultury