Przejdź do głównej zawartości strony

17 grudnia, w wieku 79 lat, zmarła Zofia Sordyl, śpiewaczka z Krzyżowej w Korbielowie, gawędziarka, uznana twórczyni ludowa, jedna z najważniejszych depozytariuszek tradycji śpiewaczych folkloru muzycznego górali żywieckich.

Była jedną z ostatnich polaniarek Beskidu Żywieckiego. Mieszkała i prowadziła gospodarstwo wspólnie z siostrą bliźniaczką Józefą. Każdego roku, przez okres wiosny, lata i wczesnej jesieni, gospodarowały w oddaleniu od osady, na polanie.

Zofia Sordyl od małego poznawała muzyczną kulturę rolno-pasterską i obrzędową, gdzie szczególne miejsce zajmował śpiew kobiet. Wszystkiego nauczyła się od babci i mamy, to po nich przejęła archaiczną manierę śpiewania w gwarze góralskiej. Śpiew towarzyszył jej od zawsze, zarówno w pracy, jak i chwilach wolnych.

Na swoim koncie miała wiele wyróżnień i nagród. W 2003 roku wraz z siostrą Józefą wzięły udział w Festiwalu Muzyki Folkowej oraz w nagraniach dla Polskiego Radia. W 2005 roku otrzymały nagrodę im. Oskara Kolberga „Za zasługi dla kultury ludowej”. Wielokrotnie były nagradzane na Sabałowych Bajaniach w Bukowinie Tatrzańskiej, Tygodniu Kultury Beskidzkiej. Ponadto Zofia otrzymała I miejsce w 2002 roku w XXXVI Ogólnopolskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych w Kazimierzu Dolnym.

Była zasłużoną dla kultury Żywiecczyzny wierną kontynuatorką śpiewu tradycyjnego i gawędziarstwa.

Rodzinie i bliskim składamy najszczersze kondolencje.


Wspomnienie Brygidy Sordyl:

Zosia Sordyl – Moja Mistrzyni, moja babcia i ciotka z wyboru. Kiedy miałam do niej przyjechać, zawsze dzwoniła, żebym kupiła chleb i olej. Chleb, aby uraczyć mnie świeżo wyciśniętym ręcznie z wody masłem. A olej… dopiero za trzecim razem zapytałam, po co ten olej. Odpowiedziała, że dla krowy do smarowania. Okazało się, że miała najczystszą na świecie krowę, czystszej nie wiedziałam, a ona jeszcze smarowała ją olejem, żeby jej muchy nie gryzły i żeby się świeciła.

Żyła, mieszkała, pracowała i śpiewała z siostrą bliźniaczką Józefą. Były nierozłączne. Kiedy wchodziłam do ich kuchni, ogień zawsze strzelał w piecu i towarzyszył nam w śpiewie, tam gotował się obiad i woda na herbatę, którą piłyśmy z blaszanych kubków. Przy robocie śpiewałyśmy, obierałyśmy ziemniaki na talarki z blachy czy robiłyśmy prażuchy. Śpiewała bardzo chętnie i zawsze dodawała coś od siebie z historii swojego życia. Kiedy i co się śpiewało, lub czego się nie śpiewało. Strażniczka tradycji niosąca na swoich ramionach trudy życia, historie niejednokrotnie przykre. Jak zapytałam o jakiś temat pieśni, zawsze potrafiła odśpiewać na każdą okazję. Raz w maju powiedziała: „ni mom dzisiaj casu, pódź z nami śpiewać majowe”, i poszłyśmy. Kawałek od ich domu stoi kapliczka, tam najpierw ogarnęłyśmy, ozdobiłyśmy kwiatami, a później śpiewałyśmy litanię i pieśni Maryjne.

Długi czas mieszkały na polanie w drewnianej, a następnie podmurowanej chałupie, i miały tam cielną krowę. Kiedy zaczął się poród, zatrzymały dwie przypadkowe turystki z okolic Słowacji i błagały o pomoc przy porodzie. Okazało się, że jedna z nich była pielęgniarką. Przez wiele lat pisała do niej listy, zawsze wspominając, że po tylu latach praktyki nigdy nie przeżyła czegoś równie ekscytującego jak poród tego cielaczka. Bardzo wielu ludzi pisało do niej listy, bo kiedy się ją poznało, przy okazji konkursów czy przeglądów, chciało się z nią rozmawiać, słuchać jej. Dlatego pisali do niej listy, które miały dla niej wielką wartość – łączność ze światem zewnętrznym.

Bardzo lubiła opowiadać o swojej Mamie, której, jak ta śpiewała, zaglądała do „goby”, czyli buzi. Zawsze tylko raz zasłyszana piosenka musiała zostać w pamięci i wyczekiwały, kiedy będzie okazja na powtórkę. Zachwycała się głosem Mamy. Śpiewkę miały na każdą okazję i chwilę. Jak przyjeżdżałam z dziewczynami na wspólną naukę, to pieśniom i opowieściom nie było końca.

Raz opowiadała o „strasydłak”, nocnicach, utopcach i o szeptuchach, a na drugi dzień dzwoniła do mnie i powiedziała, że to ostatni raz, bo całą noc duchy nie dawały jej spać: „goniły po sofkach i strzelały w oknak” i już więcej nie mówiła o tym. Mówiła, że co się śpiewa, będzie się dziać, bo śpiewanie ma wielką moc.

Zosia Sordyl śpiewaczka, polaniorka, gawędziarka z Żywiecczyzny. Moja kochana SORDYLKA

Zofia Sordyl. Fot. Daniel Franek, Okiem Fotoreportera

Rozmowa z Zofią i Józefą Sordyl:


Płyta Zofii i Józefy Sordyl wydana przez ROK w Bielsku Białej:


Więcej informacji o Zofii Sordyl:
biogram na stronie gminy Jeleśnia
Zofia i Józefa Sordyl w Archiwum Ludowym
audycja w Kiermaszu pod kogutkiem

W ramach naszej witryny stosujemy pliki cookies w celu świadczenia Państwu usług na najwyższym poziomie, w tym w sposób dostosowany do indywidualnych potrzeb.
Korzystanie z witryny bez zmiany ustawień dotyczących cookies oznacza, że będą one zamieszczane w Państwa urządzeniu końcowym.

Zamknij